rdfs:comment
| - Początki mojej przygody z "HP" były dziwaczne - zawsze uważałam, że cała seria to beznadziejna, kompletnie nieudana papka, od której stroniłam. W gimnazjum przełamałam się, i w ramach zasady - Co mi szkodzi? - zaczęłam czytać...Wtedy rozpoczęła się moja największa przygoda. Każde zdarzenie, każda chwila - smutna czy wesoła - opisana w książkach była jakby moją chwilą. Jakbym to ja była Harrym, jakbym to ja trafiła do Hogwartu, jakbym to ja była szukającym, jakbym to ja walczyła z Sami-Wiecie-Kim. Żałuję, że wcześniej nie przeczytałam żadnej z tych książek...Ale cieszę się, że w końcu pokonałam uprzedzenia i zniknęłam w tym cudownym świecie.
|
abstract
| - Początki mojej przygody z "HP" były dziwaczne - zawsze uważałam, że cała seria to beznadziejna, kompletnie nieudana papka, od której stroniłam. W gimnazjum przełamałam się, i w ramach zasady - Co mi szkodzi? - zaczęłam czytać...Wtedy rozpoczęła się moja największa przygoda. Każde zdarzenie, każda chwila - smutna czy wesoła - opisana w książkach była jakby moją chwilą. Jakbym to ja była Harrym, jakbym to ja trafiła do Hogwartu, jakbym to ja była szukającym, jakbym to ja walczyła z Sami-Wiecie-Kim. Żałuję, że wcześniej nie przeczytałam żadnej z tych książek...Ale cieszę się, że w końcu pokonałam uprzedzenia i zniknęłam w tym cudownym świecie. Jak chyba każdy mam ulubionych bohaterów...Oraz także tych, których wręcz nie znosiłam. Moimi ulubieńcami są: -> Jak nietrudno się domyślić, Fred Weasley. Dlaczego on, a nie George? Nie wiem, pewnie to dlatego, że to Freddie był tym "głośniejszym", więcej mówił, bardziej się "udzielał". Pokochałam go za jego humor, za luz i za to, że wprowadzał wręcz coś niesamowitego w całą historię. Ryczałam jak bóbr czytając scenę jego śmierci. -> Nimfadora Tonks. Mimo, że nie wprowadziła zbyt wiele do powieści (z pozoru, rzecz jasna), to ja pokochałam ją od początku. Za jej niezdarność, która czyniła ją bardziej realną, za to, że potrafi zmieniać swój wygląd. Za to, że mimo arguemntów Remusa, została jego żoną i urodziła Teddy'ego. -> Remus Lupin. Dla wielu moich znajomych, którzy przeczytali całą serię Remus nie jest jakąś szczególną postacią. Ot, niby wujek dla Harry'ego, który mu pomagał i doradzał. Od początku nauki w Hogwarcie w cieniu Jamesa i Syriusza. Mądry, doświadczony, nigdy nie pogodził się z tym, że jest - słowo "był" jest dla mnie czymś absurdalnym - wilkołakiem. I te jego kłótnie z Tonks, w których tłumaczył, że jest dla niej zbyt stary, że ich syn także zostanie wilkołakiem (mylił się...) -> Zgredek. Skrzat domowy jakich mało. Poświęcił się w imię przyjaźni, oddał życie z Harry'ego, Rona, Hermionę i resztę. Scena, gdy po deportowaniu się ocknęli się na plaży obok Muszelki, gdy Harry trzymał go w ramionach...gorzej niż z Titanikiem. Mam swoje własne zastrzeżenia (oprócz śmierci ukochanych bohaterów) co do treści... Przede wszystkim, uważam, że Harry powinien być z Hermioną. Od początku była między nimi nić...która z koleżeństwa, kumpelstwa, przyjaźni stała się czymś więcej. Nie mam nic przeciwko Ronowi (przeciwko Ginny mam!), ale po przeczytaniu i obejrzeniu całej serii odnoszę wrażenie, że Harry POWINIEN być z Hermioną, bo tak cudownie do siebie pasują. A już ta Ginny to totalne nieporozumienie. Użytkownik:FreddieW.
|