abstract
| - 4 grudnia. Pierwsze oznaki buntu znikły pod energią i determinacyą kapitana. Czy na przyszłość tak samo się powiedzie? Należy mieć nadzieje, bo brak posłuszeństwa pomiędzy załogą, byłby dla nas straszliwym ciosem. W nocy pompy przestały działać. Okręt coraz ciężej porusza się, a że zbyt trudno mu jest unosić się na falach, bałwany więc zalewają pokład i przez klapy dostają się na spód. Nowy przybytek wody. Położenie stało się równie groźnem jak pod koniec pożaru. Podróżni i załoga czują że okręt zaczyna im uciekać spod nóg. Widzą że woda powoli lecz ciągle wznosi się, grożąc im zarówno jak płomienie. Załoga zresztą w skutek groźb Kurtisa pracuje ciągle i chcąc nie chcąc majtkowie energicznie walczą, sił jednak zaczyna im już brakować. Ci którzy wydobywają kubły muszą uciekać z pod pokładu, gdzie po pas pogrążeni w wodzie, w każdej chwili mogą być zalani. Pozostał ostatni środek i nazajutrz po naradzie z porucznikiem i bosmanem, Kurtis postanowił opuścić okręt, a że łódka nie byłaby w stanie pomieścić nas wszystkich, postanowiono natychmiast zbudować tratwę. Załoga ma pracować przy pompach aż do odpłynięcia. Cieśla Daulas dostał zlecenie bezzwłocznie przystąpić do roboty. Uradzono że tratwa będzie zbudowaną z zapasowych rei i desek poprzednio przyrżniętych podług miary. Tym sposobem, po zbiciu ich będziemy mieli silne rusztowanie, na którem spocznie pokład tratwy długiej na 40 a szerokiej około 20 do 25 stóp. Kurtis, Falsten, cieśla i dziesięciu majtków natychmiast wzięli się do pił i toporów, któremi przyrzynają reje i deski. Reszta załogi wraz z podróżnymi ciągle pracuje przy pompach. Obok mnie stoi Andrzej, na którego ojciec pogląda z głębokim smutkiem. Co stanie się z biednym chłopcem, jeśli będzie musiał walczyć z falami w warunkach z których najsilniej zbudowanemu mężczyźnie, trudno byłoby uratować się. W każdym razie będziemy we dwóch około niego i nie opuścimy w danej chwili. Przed panią Kear, która w skutek ciągłej senności, straciła prawie władzę myślenia, ukryto cały ogrom niebezpieczeństwa. Panna Herbey wychodzi na pokład, ale tylko na kilka minut. Pobladła z zmęczenia, ale sił nie utraciła wcale. Zaleciłem jej, ażeby na wszelki wypadek była gotową. – Jestem przygotowaną na wszystko, odrzekła mi śmiała dziewczyna, poczem wróciła do pani Kear. Wzrok Andrzeja Letourneur pobiegł za nią, i wyraz głębokiego smutku wyrył się na jego twarzy. Około ósmej wieczorem ukończono prawie wiązanie tratwy. Spuszczono próżne i mocno zatkane beczułki, których przeznaczeniem jest, ażeby silnie przymocowane do tratwy, łatwiej ją unosiły na falach. File:'The Survivors of the Chancellor' by Édouard Riou 22.jpg W dwie godziny później rozległy się krzyki w kajucie z której wybiegł p. Kear wołając: Toniemy! Okręt się topi! W chwilę potem p. Herbey i Falsten wynieśli omdlałą panię Kear. Rozpaczliwe wołania ciągle się powtarzają, zamęt na okręcie nie do opisania. Robert Kurtis wbiegł do kajuty, wynosząc mappę, sextant i busolę. Załoga rzuciła się do tratwy, na której jednak dla braku pokładu nie można szukać ratunku. Trudno opisać wszystkie myśli które przebiegły przez moję głowę, trudno wypowiedzieć to szybkie jasnowidzenie, w którym ujrzałem całe życie moje! Zdawało się, że całe moje istnienie zamknęło się w tej ostatniej chwili! Czułem usuwające się wraz zemną deski okrętu. Ujrzałem wznoszącą się wodę, jak gdyby ocean rosł podemną. Kilku majtków schroniło się na maszty z rozpaczliwymi okrzykami. Chciałem iść za ich przykładem. Czyjaś ręka mnie zatrzymała. To p. Letourneur z oczami pełnemi łez, wskazał mi swojego syna. – Tak, zawołałem ściskając go konwulsyjnie za rękę. We dwóch ocalimy go. Zanim zdążyłem to powiedzieć, Kurtis pochwycił Andrzeja unosząc go ku bocianiemu gniazdu, kiedy Chancellor zwykle dotąd szybko popychany wiatrem, zatrzymał się nagle. Uczuliśmy silne wstrząśnienie. Okręt pogrążył się w morze! Woda zalewa mi kolana. Instynktownie pochwyciłem za jakąś linę… Raptem jednak pogrążenie wstrzymało się, i Chancellor którego pokład zatopił się od dwie stopy pod poziom morza, stanął nieruchomy.
|