About: dbkwik:resource/Bsc3TLH1z5DCELQCinfbvw==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Zmierzch bogów
rdfs:comment
  • __NOEDITSECTION__ Maj przybył! Przybył z słońcem jak złoto świecącym, Z swym jedwabnym zefirem i tchnieniem duszącym I przywabia ponętnie świeżymi kwiatkami, Pozdrawia niebieskimi fijołków oczami. I przepyszny kobierzec, misternie utkany Z złotych świateł i rosy, rzucając na łany, Przywołuje nań zewsząd rój człowieczych dzieci, Który z śmiechem radości posłuszny mu — leci. Mężczyźni kładą świeże pludry nankinowe I z lśniącymi guzami fraki szafirowe; Młódź piękna w biel się stroi, barwę swojej sławy, Młódź pod nosem zakręca wąsików objawy, A miejskie wierszoroby do kieszeni kładą Szkiełka, papier, ołówki i całą gromadą Wszyscy z gwarem radości biegną za rogatki I tam, ległszy na brzuchach, zrywają pstre kwiatki. Dziwią się, że tak pilnie rosną sobie drzewa, . Słuchają, jak rój ptasząt ucies
dcterms:subject
dbkwik:resource/LnuiOV1ARnBg2yIsYieKHw==
  • Aleksander Michaux
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Wiersz ze zbioru Księga pieśni
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Heinrich Heine
abstract
  • __NOEDITSECTION__ Maj przybył! Przybył z słońcem jak złoto świecącym, Z swym jedwabnym zefirem i tchnieniem duszącym I przywabia ponętnie świeżymi kwiatkami, Pozdrawia niebieskimi fijołków oczami. I przepyszny kobierzec, misternie utkany Z złotych świateł i rosy, rzucając na łany, Przywołuje nań zewsząd rój człowieczych dzieci, Który z śmiechem radości posłuszny mu — leci. Mężczyźni kładą świeże pludry nankinowe I z lśniącymi guzami fraki szafirowe; Młódź piękna w biel się stroi, barwę swojej sławy, Młódź pod nosem zakręca wąsików objawy, A miejskie wierszoroby do kieszeni kładą Szkiełka, papier, ołówki i całą gromadą Wszyscy z gwarem radości biegną za rogatki I tam, ległszy na brzuchach, zrywają pstre kwiatki. Dziwią się, że tak pilnie rosną sobie drzewa, . Słuchają, jak rój ptasząt ucieszony śpiewa, I z piersi ich wezbranych okrzyki zachwytów Lecą w górę, het, aż tam! do jasnych błękitów. I do mnie maj też przyszedł. Zapukał trzykrotnie Do drzwi i rzekł: „Maj twoją odwiedza samotnię, Wybladły marzycielu, pójdź w moje objęcia!” Lecz jam mu odrzekł przez drzwi na słodkie zaklęcia: „Próżno, niemiły gościu, wołasz mnie do siebie, Ja bowiem, zwodzicielu, znam na wylot ciebie I cały ustrój świata, o tak, znam za wiele, Z chorej mej duszy dawno pomknęło wesele I serce moje szarpią wciąż cierpień pazury, I widzę wszystko, wszystko, przez te grube mury: Ludzkie domy i ludzkich serc ciemne głębiny, I w jednych, jak i drugich fałsze, zdrady, winy; Na obliczach ich czytam, co myślą w skrytości, Odkrywam pod dziewczyny rumieńcem skromności Przenamiętnej rozkoszy pragnienie palące, A na łbach mędrków dzwonki pajaca szydzące. O tak, ja w tego świata olbrzymiej przestrzeni Prócz kuglarskich obrazów i powiewnych cieni Nie widzę nic i ciągle zapytuję z żalem, Czy on domem wariatów jest, czy też szpitalem? Oczy moje przenikły ziemi piersi czarne Niby szybę z kryształu i lśnią mi poczwarne, Straszne, okropne dziwy, które maj daremnie Pragnie skryć i swym czarem zasłonić przyjemnie. Widzę w grobach, z oczami w kole, wyciągniętych Bladych trupów, z rękami na piersiach wpadniętych, I plugawe robaki, co im z ust wciąż liżą I obwisłe przy kościach reszty ciała gryzą. Widzę syna, co spieszy z piosenką radosną Na grób swojego ojca, na schadzkę miłosną, I tam z swą zalotnisią siada — i złośliwie Blade kwiaty się śmieją, słowik przeraźliwie Wrzeszczy, a ojciec budzi się z licem złowieszczem, I matka ziemia wzdryga się boleści dreszczem. O biedna, biedna ziemio, ja znam twe cierpienie, Widzę, jak ci pierś palą trawiące płomienie, Jak z żył twych krew gorąca nieustannie bije I z ran otwartych ogień i dym się wciąż wije. Widzę synów twych: straszna olbrzymów gromada Machając pochodniami z przepaści wypada I wściekłe wyjąc hymny, pełne (klątw i zgrzytu, Po żelaznych drabinach drze się do błękitu. A w ślad za nimi pełza reszta karłów z wrzaskiem; Gwiazdy podruzgotane odpadają z trzaskiem; Złote zawiasy łamią ciosy rąk zuchwałych I spada w dół strącony rój aniołów białych. A blady władca siedzi na tronie — i z głowy Zdarłszy promienny diadem — wyrywa włos płowy, I coraz bardziej zbliża się zastęp szalony Z krzykiem, w dal swych pochodni ciska grad czerwony, A karły zaś za włosy pochwyciwszy wleką Aniołów i biczami ognistymi sieką. A strwożeni uchodzą przed napaścią ową I mój anioł kochany z twarzą liliową, Jasnowłosy, na ustach z miłością bez końca I oczyma lśniącymi jak lazur od słońca — Ucieka, i na niego karzeł czarny, krzywy Wpada, zdziera płaszcz jasny i szarpie, krwi chciwy, Zębami białe ciało i krzyk straszny w dali Wyje jak huk piorunów, z łoskotem się wali Wszystko, niebo i ziemia, i w szatach ciemności Stara noc wpada w głuchych przestrzeniach nicości. * Götterdämmerung (oryginał w języku niemieckim) * Сумерки богов (w języku rosyjskim) Image:PD-icon.svg Public domain
is wikipage disambiguates of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software