abstract
| - 4 Tam zaś naucza, co czynią poddani Swej powinności: jak ster Niedźwiedzicy Uczy żeglarza, gdzie szlak do przystani, 7 Stanął; Dwadzieścia Czterej Przodownicy, Co w ślad Świecznika szli za świętym Ptakiem, Do Wozu przyszli, do miru stolicy. 10 Jeden z nich, jakby niebios był śpiewakiem: „Pójdź, oblubiona z Libanu, pójdź" — woła. Reszta wtór pieniem zawodzi jednakiem. 13 Jak w dzień ostatni na głos Archanioła Błogosławiona gromadka powstanie Z odzyskanego jestestwa wesoła, 16 Tak w stu powstali na świętym Rydwanie, Posłuszni hasłu, które ich przyzywa, Anieli, wróżbę śląc na zmartwychwstanie. 19 „Błogosławiony ten, który przybywa — Śpiewali, kwiaty rzucając obficie: — Kwieciem liliji niech się pookrywa!" 22 Jak wyglądają niebiosa o świcie, Że wschodnia strona płonie barwą róży, A reszta stoi w bladawym błękicie, 25 Tarcz słońca w parach porannych się mruży I we mgle swego nie broni widoku, Tak że jej oczy mogą zdzierżeć dłużej — 28 Podobnie tutaj w kwiatowym obłoku, Którym okryły Wóz anielskie dłonie, Sypiąc dokoła i z góry, i z boku; 31 Z wieńcem oliwnym na białej zasłonie Stała Niewiasta w płaszczu barwy ziela, Pod którym szata jak żar żywy płonie. 34 Stęsknił się duch mój, że od lat tak wiela Cudem jej wdzięków nie był czarowany: Cudem, co wabi i co onieśmiela. 37 Więc gdy mi błysnął kształt jej ukochany, Przez moc tajemną, która od niej biła, Dawnej miłości poczułem kajdany. 40 A gdy ujęła mię ta można siła, Co po raz pierwszy, kiedym był młodziutki Chłopczyna, zmogła mię i zniewoliła, 43 W lewo się zwracam, z tej samej pobudki, Co dziecko, kiedy pod matczyne ramię Ucieka koić wszelki strach i smutki, 46 Chcę Wergilemu rzec: „W serdecznej jamie Krwi kropli nie mam, ażeby nie drżała; Dawnych płomieni rozpoznaję znamię". 49 Ale Wergili zniknął: moja cała Radość, Wergili, co mi stał na straży, Wergili, piastun duszy mej i ciała! 52 Nawet te cuda rajskich wiry darzy Pomóc nie mogły, by zmyte od rosy Znów nie sczerniały kolory mej twarzy. 55 A ona rzekła: „Dante, chciały losy, Byś sam pozostał; nie płacz żalem zdjęty: Płakać cię zmusząjeszcze inne ciosy". 58 Jak na pomostku stojąc, swe okręty Admirał z góry kieruje i pędzi Słowem rozkazu i gestem zachęty, 61 Tak na Rydwanie, po lewej krawędzi Widzę — gdym swego dosłyszał imienia, Którego z musu tu wam się nie szczędzi — 64 Stała, wróżbami anielskiego pienia Już przedtem sercu memu objawiona, Śląc oczy ku mnie poprzez nurt strumienia. 67 Chociaż na twarz jej spadała zasłona Z uzielenionej oliwami głowy, Tak że mym oczom była utajona, 70 Jednak słyszałem, gdy z gestem królowej Zaczęła mówić, patrząc mi w oblicze, Jak człek, co wyrzut gotuje surowy: 73 „Przypatrz się! Jam jest, jam jest Beatrycze. A więc raczyłeś wspiąć się na te schody? Wiedziałeś, jakie w tym świecie słodycze?" 76 Oczy me padły na zwierciadło wody, Lecz gdym się przejrzał, powiodłem po łanie Kwiecia, bo wstyd mi ubarwił jagody. 79 Jak serce w dziecku na matki łajanie, Tak się na głos jej we mnie onieśmieli, Bo gorzkie w smaku jest politowanie. 82 Zamilkła; po niej śpiewali anieli: W Tobiem, o Panie, położył nadzieję... Nie dokończyli zwrotki i stanęli. 85 Jako na grzbiecie italskim topnieje Śnieg i śród borów zrazu w lód się zmienia, Gdy od słowiańskiej strony wiatr powieje, 88 Kiedy zaś z lądów, gdzie brak czasem cienia, Zadmie, wnet taje z gorącym podmuchem, Jako gromnica taje od płomienia — 91 Tak jam bez westchnień stał i z okiem suchem, Zanim poczęli śpiew święci duchowie, Nucący zgodnie ze sfer wiecznym ruchem. 94 Lecz skorom czułość wysłyszał w ich mowie, Z której dźwięczała nuta bardziej tkliwa, Niż gdyby rzekli: „Czemu tak surowie?...", 97 Lodowa serca mojego pokrywa, Tchem się i wodą stawszy niespodzianie, Westchnienie i łzy ze mnie wydobywa. 100 Ona wciąż stojąc na swoim Rydwanie Wyprostowana, niemieszkając dłużej, Tak rzekła na ich litośne wołanie: 103 „W ciągłym czuwaniu wam się wzrok nie mruży Ani krok jeden wam w ciemnościach ginie Z tych, które czyni świat w ciągłej podróży. 106 Więc odgadniecie, do kogo tu czynię Przymówkę i słów zwracam ostre groty; Chcę, aby skrucha była równa winie. 109 Nie tylko przez sfer niebieskich obroty, Z których się pierwszy siew po ziemi sieje Tam, gdzie każdego ziarna chcą przymioty, 112 Ale przez Łaski Bożej przywileje, Co deszcz swój czerpie z tak wysokiej chmury, Że na jej drodze ziemskie oko mdleje, 115 On w wieku młodym otrzymał z natury Tak wiele darów, że w rozumnej szkole Byłby wypiękniał jak nie lada który. 118 Lecz im obficiej mieści w sobie pole Soków żywotnych, bywszy bez uprawy, Tym bujniej rodzi chwasty i kąkole. 121 Długo mój widok strzegł go od niesławy I obrócony nań mój wzrok dziewiczy Nie dał mu z drogi występować prawej. 124 Lecz gdy na średniej lat moich granicy Śmierć dla drugiego życia mię zabrała, Pokochał inną, a mnie znać nie życzy. 127 Ledwie na duszny byt wybiegłam z ciała, Gdzie, owszem, wzrosły ma moc i uroda, Tom się mniej lubą i ponętną zdała. 130 Na krzywą drogę zaraz krok swój poda; Dóbr go doczesnych wabią złudne cienie I obietnice, którym wierzyć szkoda. 133 Nic nie pomogło zsyłać nań natchnienie, W snach go ostrzegać i przez inne próby Wołać do siebie; w małej miał je cenie. 136 Tak nisko upadł, że wszystkie rachuby Zbawienia spełzły na nic i zawiodły; Zostało wieść go przez naród zaguby. 139 Przebyłam bramę z piekielnymi godły; Do Przewodnika jego ze łzą w oku W słowach błagalnych zanosiłam modły. 142 Lecz szczerba w Bożym byłaby wyroku, Gdyby mu wolno w zaletejskie kraje Przejść i kosztować wody z tego stoku, 145 Nie płacąc skruchą, co przez łzy się kaje".
|