About: Ticci Toby   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Ticci Toby
  • Ticci Toby
  • Ticci Toby
rdfs:comment
  • Era un fin de semana, después de una fiesta con mis amigos, me encontraba caminando hacía mi casa, la mayoría de las personas encontraría espeluznante la ciudad cuando es de noche. La brisa soplaba y se oía el crujido de las bisagras. Pasé bajo la bandera que se estremecía por el fuerte viento que había. Crrrac-ccckk-crackack. “Abajo, en el pasillo.” Esas palabras hacían que más sonidos vinieran a mi cabeza, como si fuera una señal, el lento sonido de esos pasos comenzaba a impregnarse en el pasillo, la que conducía a mi habitación. No tenía ninguna duda, había alguien en mi casa. ”Shhhhh”.
  • Światło przebijające się przez gałęzie wysokich, zielonych drzew wpadało przez okno raz na jakiś czas, tworząc przypadkowe wzory i rażąc oczy, które tak ubóstwiały ciemność. Otoczenie było złożone z mocnych, majestatycznych roślin, tworzących las wokół drogi. Podczas wjeżdżania na ścieżkę jedynym słyszalnym dźwiękiem był uspokajający warkot silnika samochodu. Choć jazda wydawała się przyjemna, na pewno nie była taka dla obydwu pasażerów. Teraz jej mina była ponura i zasmucona, jednak wyglądała na kogoś, kto dość często się uśmiechał. - Był pijany w nocy skarbie, nie mógł jechać. "Toby Erin Rogers."
dcterms:subject
Origin
  • Creepypasta
Age
  • 5.049216E8
Name
  • Toby
dbkwik:fictional-b...iPageUsesTemplate
Classification
  • Monster
Gender
  • Male
abstract
  • Światło przebijające się przez gałęzie wysokich, zielonych drzew wpadało przez okno raz na jakiś czas, tworząc przypadkowe wzory i rażąc oczy, które tak ubóstwiały ciemność. Otoczenie było złożone z mocnych, majestatycznych roślin, tworzących las wokół drogi. Podczas wjeżdżania na ścieżkę jedynym słyszalnym dźwiękiem był uspokajający warkot silnika samochodu. Choć jazda wydawała się przyjemna, na pewno nie była taka dla obydwu pasażerów. Kobieta w średnim wieku siedząca za kierownicą miała krótkie, brązowe włosy, które pasowały do jej cery. Ubrana była w zielony T-shirt z dekoltem i dżinsy. Jej częściowo wystające zza włosów uszy zdobiły diamentowe kolczyki. Miała głębokie, zielone oczy, które dzięki koszulce i światłu wydawały się bardziej podkreślone. W jej twarzy nie było nic wyróżniającego jej z tłumu. Wyglądała po prostu jak "przeciętna matka", którą widzisz w programie telewizyjnym, ale jedno na pewno różniło ją od innych "przeciętnych matek". Były to ciemne wory pod oczami. Teraz jej mina była ponura i zasmucona, jednak wyglądała na kogoś, kto dość często się uśmiechał. Co jakiś czas pociągała nosem, a czasami spoglądała w lusterko wsteczne, by spojrzeć na syna siedzącego z tyłu. Był on częściowo skulony, ramiona trzymał mocno przy klatce piersiowej, a głowę przyciskał do zimnej szyby. Chłopiec nie wyglądał normalnie. Każdy mógłby zauważyć, że coś jest z nim nie tak. Jego brązowe włosy rozchodziły się we wszystkie strony, a blada, prawie szara skóra była podkreślona przez światła z zewnątrz. Jego ciemne oczy były przeciwieństwem tych jego matki. Miał na sobie biały T-shirt i wytarte spodnie, które zostały zabrane przez niego do szpitala. Ubrania, które nosił przedtem, były poszarpane i poplamione krwią, nie były więc odpowiednie do noszenia. Na prawej stronie twarzy widać było kilka cięć. Jego prawa ręka została obandażowana aż do ramienia, które zostało poszatkowane, gdy jego prawa strona ciała uderzyła w roztrzaskane szkło. Jego rany wydawały się być bolesne, jednak prawda była inna. Nigdy nie czuł bólu. To było jedno z danych mu błogosławieństw. Jedno z wielu wyzwań, jakiemu stawiał czoła podczas całego życia. Dorastał z rzadką chorobą, która powodowała to, że nie odczuwał żadnego bólu. Nigdy wcześniej nie czuł się zraniony. Mógł stracić rękę i nic by nie poczuł. To i inne zaburzenie, które nadawało mu wiele obraźliwych pseudonimów. Krótko uczęszczał do szkoły podstawowej, zanim został przeniesiony ze szkoły do domu powodem tego był jego zespół Tourette'a, który powodował, że pojawiały się tiki i drgał w sposób, nad którym nie miał kontroli. W ten sposób pojawiał się skurcz raz na jakiś czas. Inne dzieci dokuczały mu i nazywały "Ticci-Toby", wyśmiewały go, udawajac przy tym drgawki. Było tak źle, że musiał uczyć się w domu. Było to dla niego zbyt trudne, aby uczyć się z innymi, każde szturchnięcie przez inne dziecko było dla niego jeszcze większym cierpieniem psychicznym. Toby wpatrywał się tępo w okno, a jego twarz była pusta, bez jakichkolwiek emocji. Co kilka minut jego ręka lub noga drgała. Każdy skurcz powodował, że jego żołądek skręcał się. Toby Rogers, tak brzmiało imię chłopca. Jego ostatnia podróż samochodem miała miejsce tuz przed wypadkiem. To wszystko o czym myślał. Nieświadomie odtwarzał wszystko, co pamiętał, zanim stracił przytomność. Toby miał szczęście w przeciwieństwie do jego siostry. Gdy pomyślał o niej, nie mógł nic zrobić żeby powstrzymać cieknące łzy. Okropne wspomnienia pozostały w jego umyśle. Jej krzyki, które zostały przerwane, kiedy przód samochodu został rozbity. Wszystkie chwile przed tym, gdy Toby otworzył oczy, aby zobaczyć ciało swojej siostry, jej czoło przebite przez odłamki szkła, biodra i nogi były zmiażdżone przez siłę zderzenia, tułów wypchany do góry przez nadmuchaną poduszkę powietrzną. To była ostatnia rzecz, którą widział. Droga prowadząca do domu wydawała się być zawsze taka sama. To był długi powrót do domu z powodu jego matki, która zdawała się uniknąć widoku katastrofy. Gdy otoczenie zmieniło się w znajomą okolicę, byli przygotowani na wyjście z samochodu i powrót do domu. Była to starsza dzielnica, z uroczymi domkami stojącymi obok siebie. Samochód jechał przed małymi, niebieskimi domkami, z białymi okiennicami. Oboje szybko zauważyli stary pojazd, który był zaparkowany przed domem i znajomą osobę, która stała na podjeździe. Toby poczuł automatycznie uczucie gniewu i frustracji pogrążających go na widok ojca. Jego ojca, który nie istnieje. Jego matka stanęła na podjeździe obok niego przed wyłączeniem silnika i przygotowaniem się do wyjścia, aby spojrzeć na twarz męża. - Dlaczego on tu jest?- Toby powiedział cicho, gdy spojrzał na matkę, która sięgnęła, aby otworzyć drzwi samochodu. - On jest twoim ojcem, Toby, jest tutaj dlatego, ponieważ chce się z tobą zobaczyć- Matka odpowiedziała monotonnym głosem, starając się, by nie brzmiał niepewnie. - Ale nie mógł przyjechać do szpitala, aby zobaczyć Lyrę przed śmiercią - Chłopak zmrużył oczy. - Był pijany w nocy skarbie, nie mógł jechać. - Tak, inaczej nie byłby sobą- Toby otworzył drzwi przed matką i stanął na podjeździe, gdzie spotkał surowy wzrok ojca przed tym, jak spojrzał na swoje stopy. Jego matka wyszła za nim i spojrzała mu w oczy, zanim jej mąż okrążył samochód. Jego ojciec otworzył ramiona, spodziewając się przytulić żonę, ale idąc minęła go i położyła dłoń na ramieniu Toby'ego dając znać, że ma wejść do środka. - Connie- jej mąż zaczął chrypliwym głosem-Nie masz zamiaru mnie przytulić po powrocie do domu? Zignorowała przykre słowa i podeszła do syna łapiąc go pod rękę-Hej, on ma 16 lat, może chodzić sam- mężczyzna śledził ich wzrokiem. -Ma 17 lat - Connie spojrzała na niego przed otwarciem drzwi do domu i wkroczyła do środka. -Toby, idź do swojego pokoju, i odpocznij trochę, w porządku? Przyjdę po ciebie, gdy obiad będzie już gotowy -Nie, mam 16 lat, mogę pójść sam- powiedział sarkastycznie i spojrzał na swojego ojca, zanim potknął się o próg i wszedł do swojego pokoju, po czym trzasnął drzwiami. W pokoju nie miał wiele. Tylko małe łóżko, komodę, okno, a na jego ścianie miał oprawionych kilka zdjęć swojej rodziny, spokojnej rodziny. Przed tym jak jego ojciec stał się alkoholikiem, nie działał gwałtownie w stosunku do reszty rodziny. Toby pamiętał, kiedy kłócił się z matką, chwycił ją za włosy i pchnął ją na ziemię, a kiedy Lyra próbowała go powstrzymać, popchnął ją przez co uderzyła o róg szafki kuchennej. Toby nie wybaczy mu tego, co zrobił z matką i siostrą. Nigdy. Toby'ego nie obchodziło, ile razy jego ojciec go bił, i tak nie mógł tego poczuć, obchodziło go tylko to, jak świadomie zranił dwie osoby, na których mu zależało. A gdy czekał w szpitalu, gdzie życie jego siostry powoli gasło, jedyną osobą, która nie miała zamiaru się spieszyć, był jego ojciec. Toby stał przy oknie i patrzył na ulicę. Mógłby przysiąść, że katem oka widzi dziwne rzeczy, ale to pewnie wina leków, które mu podano. W końcu przyszedł czas, w którym jego matka zawołała go.Toby zszedł po schodach i niepewnie usiadł przy stole na przeciwko ojca, a w między czasie jego matka usiadła na pustym krześle. Było cicho, gdy jego rodzice wzięli się za jedzenie, ale Toby nie chciał jeść. Zamiast tego po prostu obserwował swojego ojca pustym wzrokiem. Jego matka to zauważyła i szturchnęła go lekko. Toby spojrzał na nią krótko i znów popatrzył na swoje jedzenie, które było nietknięte. Toby położył się w łóżku i zaciągnął kołdrę na głowę, wpatrując się w okno. Był zmęczony, ale nie było sposobu, aby zasnął. Nie mógł, myślał o zbyt wielu rzeczach. Rozmyślał o słowach matki, wybaczeniu ojcu lub mógł nadal trzymać do niego urazę i wrzącą nienawiść w sobie. Usłyszał jak drzwi jego pokoju skrzypnęły. Jego matka weszła do pokoju i usiadła na łóżku obok niego. Sięgnęła i potarła plecy, które były odwrócone w jej stronę. - Wiem to trudne, uwierz mi rozumiem, ale obiecuję ci, będzie lepiej- powiedziała cicho. - Kiedy ma zamiar odpuścić?- Toby powiedział niewinnym tonem . Wzrok Connie opadł na nogi-Nie wiem, kochanie, przestanie, tak myślę- odpowiedziała. Toby milczał. Po prostu w dalszym ciągu wpatrywał się w ścianę, trzymając zranioną rękę w pobliżu jego klatki piersiowej. Po kilku minutach ciszy, jego matka westchnęła, pochyliła się, by pocałować go w policzek. Później wstała, aby wyjść z pokoju -Dobranoc- powiedziała i zamknęła drzwi. Godziny mijały powoli, a Toby nie mógł przestać się miotać i przewracać z boku na bok. Za każdym razem, gdy zamykał oczy, jego wyobraźnia zaczynała działać, słyszał pisk opon i krzyki jego siostry. Zrzucił kołdrę z pleców, zaciągnął poduszkę na twarz. Czuł jak jego klatka piersiowa szybko podnosi się i opada gdy oddychał płacząc. Słyszał swój żałosny płacz. Byłby wstanie krzyczeć i płakać jeszcze bardziej gdyby nie naciskał poduszką na twarz. Po kilku sekundach zrzucił poduszkę z twarzy, usiadł zgarbiony trzymając się za głowę i oddychał ciężko ze łzami w oczach. Nie mógł przestać płakać. Starał się powstrzymać, lecz to nie pomagało, jęczał i skomlał chwiejąc się. Zanim wstał wziął oddech, obszedł łóżko dookoła by dostać się do okna i wyjrzał na zewnątrz, wziął parę głębokich oddechów, próbując się uspokoić. Przetarł oczy i spojrzał na kilka wysokich sosen po drugiej stronie ulicy. Jego wzrok zatrzymał się nagle i powoli skierował się na coś stojącego pod latarnią. Usłyszał dzwonienie w uszach i nie mógł oderwać od tego wzroku. Postać stała w świetle latarni. Miała około 2 metrów i długie ramiona rozłożone na boki. Patrzyła się na niego nieistniejącymi oczyma. Tak, postać nie miała oczu ani nosa, jednak Toby był zahipnotyzowany tym spojrzeniem, pozornie pozwalając zaglądać do swojego wnętrza. Dzwonienie w uszach stawało się coraz głośniejsze i nasilało się z każdą sekundą. Nagle wszystko stało się czarne. Następnego ranka Toby obudził się w swoim łóżku. Czuł się inaczej. Nie był ani trochę zmęczony i kiedy już całkowicie się obudził, czuł,jakby nie spał już z kilka godzin. Nie było myśli przepływających przez jego umysł. Wstał powoli i oparł się o ścianę, ale gdy stanął na nogi zakręciło mu się w głowie. Podparł się o drzwi i ostrożnie zszedł po schodach. Jego rodzice siedzieli już przy stole, jego ojciec był wpatrzony w mały telewizor stojący na blacie, a jego matka czytała gazetę. Szybko odwróciła się gdy poczuła obecność Toby'ego stojącego za nią. - Dzień dobry śpiąca królewno, wyspałeś się?- Posłała mu niepewny uśmiech. Toby powoli spojrzał na zegarek i zauważył, że była 12:30 "Zrobiłam ci śniadanie, ale jest już zimne, miałam zamiar cię obudzić, ale czułam, że potrzebujesz snu", wyraz jej twarzy zmienił się z miłego na zmartwiony kiedy jej syn nie odezwał się. "Wszystko w porządku?" Toby podparł się o siedzenie ojca. Czuł się tak jakby nie miał panowania nad swoim ciałem. Wiedział co robi,ale jego mózg zdawał się nie rejestrować wszystkiego prawidłowo. Próbował sięgnąć dłonią ramię ojca, ten jednak odtrącił ją. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie i odsunął krzesło nogą. "Nie dotykaj mnie, chłopcze!" Krzyknął. Jego matka wstała, "Dobrze, przestańcie! To ostatnia rzecz jaka jest nam potrzebna!" Dni mijały, a rzeczy pozostawały takie jakie były. Connie spędzała większość czasu na sprzątaniu domu, a jej mąż spędzał większość czasu na zawracaniu jej głowy. Było tak jak przed wypadkiem. Toby nigdy nie opuszczał pokoju. Siedział przy łóżku i drżał. Jego umysł próbował pojąć myśli zbyt szybkie i zmienne, by mógł je zapamiętać i zinterpretować. Chodził po swoim małym pokoju jak zwierzę w klatce lub gapił się przez okno. Niezdrowy cykl powtarzał się. Connie nadal była pomiatana przez męża, była zbyt uległa, a Toby pozostał w swoim pokoju. Zanim zdążył pomyśleć dwa razy, zaczął gryźć ręce, rozrywać ciało palcami. Gryzł ręce dopóki nie zaczął krwawić. Kiedy jego matka weszła do pokoju i zastała go w takim stanie, zareagowała okropnie. Zbiegła z nim na parter i złapała za apteczkę, opatrując jego rany zapewniała, że go już nigdy nie opuści. Toby odizolował się tak bardzo, że zaczął nienawidzić wszystkich naokoło. Pojawiły się także u niego problemy z pamięcią. Zaczęło się od nie pamiętania minut, godzin, dni i tak dalej. Zaczął mówić bzdury, gadał o rzeczach zupełnie nie związanych z rozmowami. Mógł przysiąść, ze widzi różne rzeczy, rekiny w zlewie podczas mycia naczyń, słyszał świerszcze w swojej poduszce i widział duchy zza okna jego sypialni. Przez to wylądował u konsultanta. Jego matka zrobiła się zbyt niespokojna o jego zdrowie psychiczne, zdecydowała, że byłoby dla niego dobrze porozmawiać ze specjalistą. Connie weszła razem z Tobym do budynku, trzymając go pod ręką, prowadząc go do recepcji i zaczęła rozmawiać z recepcjonistką. "Pani Rogers?" zapytała kobieta. "Tak, to ja", Connie skinęła głową, "Jesteśmy tu, aby zobaczyć się z doktorem Oliverem, jestem tu z Tobym Rogers'em" "Tak, w prawo, tędy.", kobieta wstała i poprowadziła ich w dół długim korytarzem. Toby spojrzał na obramowanie grafiki dołu hali i wsłuchał się w dźwięk obcasów uderzających o podłogę z drewna. Kobieta otworzyła drzwi do pokoju ze stołem i dwoma krzesłami. "Zaczekajcie tu chwilę, ja pójdę po lekarza", uśmiechnęła się trzymając drzwi otwarte. Toby wszedł do pokoju i usiadł przy stole. Spojrzał na matkę, a następnie na drzwi powoli zamykające się za nim. Rozejrzał się po pokoju, podniósł mocno zabandażowane ręce i zaczął gryźć materiał, ale przerwał, gdy drzwi się otworzyły się i do pomieszczenia weszła młoda kobieta w czarnej koszulce, plamiastych jeansach i z jasnymi włosami, trzymając klip papierów i długopis. "Toby?" Zapytała z uśmiechem. Toby spojrzał na nią i skinął głową. "Miło mi cię poznać, Toby, nazywam się doktor Oliver." Podała mu rękę, aby ją uściskał, ale niepewnie odsunęła ją, gdy zauważyła jego zabandażowane ręce. "Och, uśmiechnęła się nerwowo, odchrząknęła i usiadła na krześle przy stole na przeciwko chłopaka. "Więc zadam ci kilka pytań, postaraj się odpowiedzieć na nie tak szczerze jak tylko to możliwe, dobrze?" Położyła papiery na stole. Toby powoli skinął głową i położył dłonie na kolanach. "Ile masz lat, Toby?" "17" odpowiedział cicho. Zapisała to na dole papieru. "Jakie jest twoje pełne nazwisko?" "Toby Erin Rogers." "Kiedy masz urodziny?" "29 kwietnia" "Twoja najbliższa rodzina?" Toby powstrzymał się na chwile zanim odpowiedział na jej pytanie: "Moja mama, mój tata, a on...", "M-Moja siostra..." "Słyszałam o twojej siostrze... Bardzo mi przykro", z jej twarzy zszedł uśmiech zmieniając się w smutną minę. "Czy pamiętasz, co działo się podczas katastrofy, Toby?" Toby odwrócił się od niej. Jego umysł wyłączył się na chwilę. Spojrzał na swoje kolana, w otoczeniu usłyszał cichy dźwięk dzwonka. Jego oczy rozszerzyły się i zamarły na chwilę. "Toby?" zapytała. "Toby, słuchasz?" Toby poczuł dreszcz przeszywający jego kręgosłup, aż zamarł ponownie i powoli spojrzał na małe okno w drzwiach, gdzie zobaczył go. Ciemna postać wpatrująca się w niego. Patrzył, oczy rozszerzyły się, dzwoniło coraz głośniej i głośniej, aż nagły głos doradcy złamał to. "Toby" krzyknęła kobieta. Toby wzdrygnął się i opadł na bok krzesła. Doktor Oliver wstała, przyciskając karty do piersi. Zaskoczona spojrzeniem w jego oczach. Tej nocy Toby położył się na łóżku. Jego oczy oszołomione wpatrywały się prosto w sufit. Czuł jak zaczął zasypiać, kiedy usłyszał rozpraszające dźwięki z jego korytarza. Wyprostował się i spojrzał w kierunku drzwi, były szeroko otwarte. Poczuł uderzenie w twarz, jęknął i upadł. Jego oddech był nieregularny, kiedy uderzył w ziemię i zaczął ciężko dyszeć, a jego oczy były szeroko otwarte. Odczekał chwilę zanim z powrotem stanął na nogi. Wyciągnął rękę i chwycił za klamkę drzwi jego zimną, zabandażowaną ręką i gdy otworzył je, zaskrzypiały. Spojrzał na ciemny korytarz i wyszedł z pokoju na palcach. Okno na końcu korytarza rozświetlało ciemność wpuszczając do środka niebieskie światło księżyca. Słyszał kroki i szelest wokół niego, i słaby chichot przecinany tupotem małych stóp, który brzmiał tak jakby jakieś dziecko przed nim uciekało. Na korytarzu był o wiele dłużej niż pamiętał. Wydawało by się, że bez końca... jadąc do domu ze szpitala. Usłyszał skrzypienie drzwi przed nim. "Mamo?" Zawołał drżącym głosem. Nagle drzwi zatrzasnęły się za nim, a on odwrócił się i skoczył. Za sobą usłyszał długi jęk, co brzmiało jak rechot dla jego prawego ucha. Odwrócił się tak szybko jak tylko mógł i stanął twarzą w twarz z nikim innym jak ze swoją nieżyjącą siostrą. Jej oczy, białe, skóra blada, a po prawej stronie szczęki tylko zwisające tkanki i mięśnie, szkło wystające z czoła, i czarna krew wyciekająca spod jej twarzy, jej blond włosy zaczesane do tyłu w koński ogon, jak to zawsze było, nosiła go ze swoim szarym t-shirtem i szortami, które noszą sportowcy, były brudne i poplamione krwią. Jej nogi były wygięte w sposób jaki nie powinny być. Wstała, robiąc dużo hałasu swoim rechotem, była tylko o cal z dala od twarzy Toby'ego. Toby jęknął i upadł. "Aww" zaczął się czołgać do tyłu, z dala od niej, nie był w stanie przełamać kontaktu wzrokowego z jej pustymi, martwymi oczami. Podciągnął się do tyłu, aż uderzył w coś. Zatrzymał się na chwilę. wszystko było martwe, ciche, z wyjątkiem jego ciężkiego oddechu i płaczu. Powoli spojrzał na brunatną twarz ciemnej postaci, która stała nad nim. Z ciemnej masy wyłoniły się dzieci w wieku od 3 do 10 lat, ich oczy były całkowicie czarne i wyciekała z nich czarna krew. Krzyknął i wstał tak szybko, jak tylko mógł by wyzwolić się od czarnych wąsów, które owijały się wokół jego kostki. Upadł prosto na brzuch, poczuł uderzenie w swoją pierś. Próbował krzyczeć, ale nie mógł wydobyć z siebie dźwięku. Sapał zanim to wszystko stało się czarne. Toby obudził się nagle. Krzyczał na zewnątrz i usiadł tak szybko, jak mógł, zupełnie brakowało mu oddechu. Sapał i trzymał się za klatkę piersiową zabandażowaną ręką. To był tylko sen... Tylko sen... Położył się z powrotem na łóżku i przewrócił się na drugi bok. Czuł jak olbrzymia waga została zniesiona z jego klatki piersiowej, kiedy wziął głęboki oddech. Wstał i podszedł do okna. Nic nie widział. Nikogo tam nie było. Żadnych duchów. Nic. Usłyszał szelest i kaszel ojca za drzwiami. Jego drzwi były zamknięte. Podszedł i otworzył je. Patrząc na korytarz po raz kolejny. Poczłapał korytarzem do kuchni, gdzie zastał ojca stojącego w dymie w salonie. Toby czekał długo i obserwował go za rogiem, zanim dziwne uczucie pieczenie pojawiło się głęboko w jego piersi. Głębokie uczucie wrzenia, złość wzięła nad nim górę. Usłyszał małe wyimaginowane głosy w jego głowie. "Zrób to, zrób to, zrób to", skandowały. Odwrócił się i uniósł ręce. Czuł się tak jakby rzeczywiście miał kontrolę nad sobą, w przeciwieństwie do ostatnich kilku tygodni, odkąd wrócił do domu ze szpitala. Rzeczywiście miał władze nad myślami na zaledwie kilka chwil, zanim znów zostały zachmurzone przez intonowanie małych głosów w jego głowie. "Zabij go, go nie było, nie ma go tam, zabij go, zabij go", mówiły dalej. Toby zadrżał. Nie, nie, nie zamierza tego zrobić. Co, czy on zwariował? Nie, nie będzie nikogo zabijać. Nie może. Nienawidził swojego ojca, ale nie aż tak, żeby go zabić. To było to. Ostatnia myśl przed wpadnięcie w stan spoczynku po raz kolejny. Głosów w jego głowie było zbyt wiele. Zaczął podchodzić po cichu do jego ojca. Sięgnął do uchwytu na noże w kuchni i wyciągnął ten największy, który był używany kilka razy. Chwycił go pewnie. Czuł adrenalinę przepływająca przez jego klatkę piersiową. Zaczął się śmiać. "Heh... heheh... hehehehehe! HAHAHAHAHA!" zaczął się śmiać tak bardzo, że musiał nabrać oddechu. Jego ojciec odwrócił się gwałtownie nim poczuł, jak ten przyciska go do podłogi. "Co?", spojrzał na chłopaka, który stał nad nim trzymając nóż kuchenny w ręce. "Toby, co robisz!" Zdołał usiąść i wyciągnął rękę przed siebie w samoobronie, ale zanim to zrobił Toby'emu udało się złapać za jego szyję, ale jego ojciec wyciągnął rękę i zablokował go chwytając za jego nadgarstek. "Przestań! Zostaw mnie, ty mały skurwysynu!!" Krzyknął i rzucił się na niego z drugiej strony, ale ten nie zatrzymał się. Spojrzał w oczy Toby'ego, nie był przy zdrowych zmysłach. Wyglądało to tak, jakby demon przejął nad nim kontrolę. Wrzasnął znowu i spróbował dźgnąć ojca w klatkę piersiową, jednak on zablokował go ponownie chwytając za jego nadgarstek. Spróbował po raz kolejny go powalić, ale Toby cofnął się i otrzymał silny cios w twarz, jednak chłopak wrócił się i rzucił nożem prosto w jego ramię. Jego ojciec krzyknął głośno i spróbował wyciągnąć nóż, ale zanim to zrobił, Toby uderzył go pięścią prosto w twarz. Zaczął uderzać pięściami w jego głowę, śmiejąc się ze świszczącym oddechem. Jego kark drgnął i chwycił nóż wyrywając go z ramienia mężczyzny. Wbił ostrze głęboko w pierś ojca i zadał wiele ciosów w jego tułów, krew rozbryzgiwała się coraz mocniej plamiąc wszystko dokoła. Nie zatrzymał się dopóki ciało ojca przestało się ruszać. Rzucił nóż na bok i pochylił się nad jego ciałem, kaszląc i dysząc. Wpatrywał się w jego twarz, aż poczuł skurcz, w końcu krzyk przerwał ciszę. Spojrzał w drugą stronę by zobaczyć jak jego matka stoi kilka metrów dalej, obejmując jej usta, a łzy wypływały z jej oczu. "Toby" krzyknęła: "Dlaczego to zrobiłeś?!" krzyknęła ponownie. "D-dlaczego?!" znów zawołała. Toby wstał i zaczął się wycofywać z krwawych zwłok ojca. Zaczął się wycofywać z kuchni. Spojrzał jak krew moczy bandaże na dłoniach po czym spojrzał na matkę po raz ostatni, zanim odwrócił się i wybiegł z domu. Pobiegł do garażu i uderzył dłonią w panel na ścianie i wcisnął przycisk, aby otworzyć bramę garażową. Zanim wyszedł zabrał dwa topory ojca, które wisiały na wieszaku na narzędzia nad stołem pełnym słoików, wypełnionych po brzegi zardzewiałymi, starymi gwoździami i śrubami. Jeden z toporów był nowy, miał jasny, pomarańczowy uchwyt i błyszczące ostrze, inny był szary z drewnianą rączką i starym, tępym ostrzem. Chwycił oba i spojrzał w dół na stół, jego oczy spotkały się z pudełkiem zapałek, a pod stołem stał czerwony zbiornik z benzyną. Trzymał oba topory w jednej ręce, a drugą chwycił zapałki i benzynę przed uruchomieniem drzwi garażu. Gdy zbliżył się do świateł ulicznych, widział okno swojej sypialni, usłyszał syreny policyjne w niedalekiej odległości. Odwrócił się, a czerwone i niebieskie światła migotały w dole ulicy. Toby stał przez chwilę, zanim otworzył korek zbiornika benzyny i pobiegł ulicą, rozlewając płyn po całej ulicy pod nim, on sam rzucił się do ucieczki w stronę drzew. Wylał ostatnią resztkę benzyny, zanim sięgnął do kieszeni i wyjął zapałkę. Przejechał nią po boku pudełka i natychmiast rzucił ją. W jednej chwili płomienie wybuchnęły wokół niego. Ogień złapał się drzew i krzewów wokół niego i zanim się zorientował, był całkowicie otoczony przez ogień. Sylwetki samochodów policyjnych, widoczne były przez płomienie, kiedy wycofywał się do lasu. Rozejrzał się, ale jego wzrok był zamazany, jego serce waliło i zamknął na chwilę oczy. To było to. To był koniec. Toby poczuł dłoń na ramieniu. Otworzył oczy i spojrzał na dużą, białą dłoń z długimi palcami, opierającymi się o jego ramię. Poszedł wzrokiem za ramię, i zobaczył jak oddziela je jakaś gigantyczna, ciemna postać. Wydawało się, że ma na sobie ciemny, czarny garnitur, a jego twarz była zupełnie pusta. To górowało nad małą posturą Toby'ego i spojrzał na to. Wyciągnęły się z tego długie, cieniopodobne macki. Zanim Toby to zauważył, pojawiło się niewyraźne spojrzenie i został otoczony przez dźwięk dzwonienie w uszach. Wszystko stało się puste. To było to. To był koniec. To właśnie wtedy Toby Rogers zmarł, a powstał Ticci-Toby. Kilka tygodnie później Connie siedziała w kuchni siostry. Jej siostra, Lori siedziała obok niej, popijając kawę z filiżanki. Około trzech tygodni temu, Connie straciła męża, i jej syna, a kilka tygodni wcześniej straciła córkę w wypadku samochodowym. Od tego czasu zamieszkała z siostrą. Policja właśnie skończyła sprzątanie(?) sprawy, po historii, która wydarzyła się dwa tygodnie temu, a celem świata wydawało się, tworzenie nowej historii. Lori włączyła TV na wiadomościach. Na TV Reporter wyświetlano nowy nagłówek. "Mamy szokujące wieści! Ostatnia noc nie obeszła się bez zgłoszenia zabójstwa 4 osób. Nie ma jeszcze podejrzanych, ale ofiary to grupa młodzieży szkoły średniej, którzy byli w lesie późno w nocy. Młodzież została "pobita" i zasztyletowana. Na miejscu zbrodni śledczy odnaleźli broń, którą wydaje się być stare, typowe ostrze toporka, jak widać na zdjęciu tutaj" "Śledczy poznali nazwisko ewentualnego podejrzanego, Toby Rogers, 17-letni chłopak, który kilka tygodni temu zadźgał swojego ojca i próbował zatuszować ucieczkę, wszczynając ogień na ulicy i obszarze wokół sąsiedztwa. Mimo tego, że nie wiadomo czy chłopak zginął w pożarze, śledczy podejrzewają, że Rogers może jeszcze żyć, ze względu na fakt, iż jego ciało nie zostało odnalezione". Kategoria:Opowiadania Kategoria:Klasyczne Creepypasty
  • Era un fin de semana, después de una fiesta con mis amigos, me encontraba caminando hacía mi casa, la mayoría de las personas encontraría espeluznante la ciudad cuando es de noche. La brisa soplaba y se oía el crujido de las bisagras. Pasé bajo la bandera que se estremecía por el fuerte viento que había. Yo, conocía esta ciudad bien, muy bien. No solo tengo el cuchillo en mi sudadera con capucha, también soy fuerte y rápido, así que no tenía miedo. No estaba preocupado, así que no pensaba en eso. De repente, cuando pasé por una lámpara de la calle, volteé hacia el callejón, el cual frecuentábamos mis amigos y yo, y pude observar como corrían. Decidí echar un vistazo rápido, y pude distinguir una figura en la parte posterior, parecía mirar el contenedor de basura en busca de restos o algo así. No vi el rostro de la persona, sin embargo, escuché caramente el crujido cuando su cabeza se giró a un lado, casi como un búho. Retrocedí, quedé en shock, pero luego, una mueca de diversión estaba en mi rostro y lo encendía como a un farol, era extraño para una persona tener una reacción así después de ver algo tan anormal en un callejón, pero creo que soy raro, en general. “Maldición, los drogadictos por aquí son raros…” Me reí de ese pensamiento y continué por la acera, mis botas chocaban contra el cemento y el sonido que hacían parecía tener ritmo. Estaba contento de tener la casa para mí, quería tenerla otra semana. Mi madre trabajaba más estos días y eso me dejaba mucho tiempo libre, además de la casa. Es de noche, todo a mí alrededor parecía en llamas, mientras yo flotaba lentamente en el obscuro y confuso mundo de los sueños, ya sabes, esa sensación reconfortante en la cual sabes que estás dormido y te encuentras a la deriva, tranquilo, sientes todo en paz, mientras tus recuerdos pasan como imágenes borrosas en tu mente. En ocasiones, acompañados de tu corazón acelerado, o de escenas extrañas, que se reproducen como pequeños clips de películas pequeñas. No me maravillo de esto por mucho tiempo, ya que de repente, despierto de mi sueño, me arrastro lentamente, me doy cuenta de que mis ojos están abiertos, me acomodo en la cama, parpadeo un par de veces, mis ojos se ajustan a la obscuridad y, a dormir… Me siento ahí, por un momento, preguntándome ¿Qué me había despertado? Estoy a punto de acurrucarme en las suaves sábanas, pero justo antes de que pueda, un llamativo sonido llama mi atención. Crrrac-ccckk-crackack. No sonaba muy fuerte así que tenía que estar abajo, seguramente fueron los gatos. Animales estúpidos. Odiaba cuando los gatos me despertaban. Con mi mirada molesta, me dejé caer en mi colchón, el cual rebotó ligeramente, mi mejilla contactó con la almohada, dejándome sentir la frescura en ella, deslicé mi brazo, acomodándome, dispuesto a dormir un poco más. El sonido no se detuvo, en lugar de continuar en un patrón irregular, continuó de una manera extraña, impredecible, empezó a sincronizarse con mi cabeza, después de unos segundos, comencé a pensar en qué pasaría ¿Acaso era una grieta? ¿Acaso era real? Me senté de nuevo, las sábanas de algodón fino se deslizaron en mis brazos mientras una de mis manos estaba sobre la cama, la otra buscaba ese cuchillo en mi mesita de noche, mis dedos sintieron el mango y se envolvieron alrededor de él. Tal vez estaba exagerando, pero más vale prevenir que lamentar… Estaba pensando en lo que podría ser ese sonido, cuando de repente, me di cuenta de que se escuchaba cada vez más cerca… Tomé el cuchillo con fuerza… Cada vez, más cerca… Como si estuviera caminando, caminando por el pasillo. “Abajo, en el pasillo.” Esas palabras hacían que más sonidos vinieran a mi cabeza, como si fuera una señal, el lento sonido de esos pasos comenzaba a impregnarse en el pasillo, la que conducía a mi habitación. No tenía ninguna duda, había alguien en mi casa. Sentí un hormigueo, el cual trepó por la parte trasera de mi cuello, mientras se me ponían los cabellos de punta. Mi visión fue fuerte, mi corazón se disparaba como una ráfaga de adrenalina a través de mi cuerpo, estaba congelado, como una estatua de mármol, sin atreverme a respirar, no podía voltear a los lados por mi propia voluntad, mi ritmo cardiaco es lento, podía sentir cada latido resonando en mi cuerpo, si emitía algún sonido, la persona en el pasillo podría escucharme. Estaba dispuesto a moverme, mientras trataba de perder todos esos pensamientos, que se acumulaban como niebla en mi mente “¿Qué debo hacer? ¿Ejecutar? ¿Ocultar? ¿Emboscar a mi invasor?” Salté de la cama, observé la sombra de unos pies enfrente de mi puerta, una grieta de luz invadió mi cuarto, sin embargo, había una sombra que lo cubría casi en su totalidad. Me apoyé en la cabecera de mi cama, los crujidos de las puertas sonaron de nuevo, me congelaron otra vez, mi aliento pasa por mi garganta mientras mis pulmones deciden entrar en una huelga. Pensé en que mi corazón seguiría ese ejemplo, sin embargo, mi sangre continuaba recorriendo lentamente mi cuerpo, mientras un sudor frío se apoderaba de mí. El sonido de las bisagras me dieron a entender que mi puerta se abría hasta su máximo alcance, una figura se distinguía en el camino hacia la puerta, mi boca no funcionaba, trataba de gritar…Gritar… Y pedir ayuda… Pero no lograba pronunciar nada, estaba… Paralizado… No sé cómo fui capaz de pensar tanto, sin embargo, entre ese momento, pude recordar cosas… El callejón, el contenedor de basura, la cabeza que se asomaba al contenedor, su vestimenta. Era la misma figura que estaba casi enfrente de mí en ese momento, una campana color azul obscuro se levantó sobre él, sus ojos estaban cubiertos por lentes anaranjados, su chaleco color caqui estaba salpicado con sangre, lo cual me provocó otro escalofrió, que me recorrió la espalda. Entrecerré los ojos, no sabía qué hacer, mi mente seguía intentando gritar, moverme, pero yo no respondía ¿Acaso no podía cumplir esas órdenes? “No”… Fue todo lo que logré decir, entonces mi boca se cerró y se negaba a pronunciar algo más Era un hombre, su rostro estaba completamente oculto, gafas en los ojos, capucha sobre su frente y algo que le cubría la boca y la barbilla. Se acercó, tambaleándose ligeramente, su brazo se movió a un lado dos veces, mientras se acercaba lenta y tenebrosamente hacía mí. Dirigió una mano hacía su rostro, su dedo índice rozó sus labios… ”Shhhhh”. Retrocedí contra mi cama, presionando mi espalda con el poste de la cabecera, estaba agarrando el cuchillo con tanta fuerza que mis nudillos se tornaron color blanco, observé el objeto en la mano del muchacho, sentí como mis pupilas se dilataban a causa del miedo, su arma era mucho mejor que la mía, observé la sangre que goteaba de ella, y noté que tenía mucha más habilidad que yo… El intruso elevó el arma, la sangre resbaló de esta y caía al suelo, no podía moverme y mis manos en el cuchillo lo fueron soltando poco a poco, antes de darme cuenta, el cuchillo que sostenía dio un golpe estrepitoso con el suelo de madera. Ahogué un grito, y mis oídos captaron un sonido… “¡No!” “Shhhh…” Dijo él de nuevo, mientras continuaba su camino para encontrarme cara a cara en la habitación, después de que su pie contactó el suelo, al mismo tiempo que él terminaba su susurro, observé como su cuello se hallaba en un ángulo inhumano, oía el sonido de sus huesos, sus tendones, un sonido de muerte, una sensación mortal. Yo no escaparía, no me movería, yo esperaría esto. Mi corazón latía cada vez más rápido, pareciese que iba a romper mis costillas, mi visión se tornaba borrosa, el oxígeno comenzaba a faltarme, pero aun así, mis pulmones negaban a aceptar el aire. Su cabeza ahora estaba en un ángulo de 50 grados, se movió ocasionalmente mientras se acercaba, nunca aceleradamente, un paso más, ese cuello parecía agrietarse, producía ese sonido misterioso que ahora me resultaba familiar… “Shhh…” Dijo una vez más, ya encontrándose a un paso de distancia de mí, tomó su arma y la elevó ligeramente, mi visión de debilitaba, mi cuerpo se sentía pesado, sentía mis rodillas temblar, ¡Dios mío! Me sentía sacudido. Su arma se acercó a mí lentamente, la sentí apoyada en mi estómago, simplemente ahí, me sentí incapaz de mantenerme a mí mismo por más tiempo, en ese momento, sentí una mano en mi hombro, levantándome solo un poco, suficiente para sentir la cuchilla perforando mi abdomen. La agonía enseguida se hizo presente en mí, mi cuerpo se puso rígido, el miedo, la conmoción. Las estrellas de la noche se perdieron de mi vista, mi visión se volvió monocroma, mi mundo giró, lo último que vi fueron un par de zapatos con punta de plata y el charco que se formó con mi propia sangre llegando hacia la punta de los zapatos del intruso… Y entonces mi mundo se volvió negro y entumecido..
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software