About: dbkwik:resource/gUouUOV7cTDiaFw67XzALw==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Klub nerwowych/2
rdfs:comment
  • Przybywszy nakoniec naprzeciw pana Mathias, przekonały się, iż umarł, zupełnie umarł. Pani Chaufournier zawołała: — Biedny człowiek! założyłabym się, że nie miał czasu zrobić testamentu. — Myli się pani — odezwał się nagle głos jakiś po za nią z tyłu. Obiedwie kobiety obejrzały się i osłupienie ich było niewysłowione, gdy spostrzegły w głębi pokoju kilku ludzi stojących. Na rogu ulicy Jean-Jacques Rousseau i ulicy Pagevin, znajdował się dawniej sklep zajmowany wspólnie przez stolarza i przez szwaczkę. Dziecku temu było na imię Jan Nepomucen. Tu spotyka pierwszy zawód biednego Jana Nepomucena.
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
  • [[
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
  • [[
adnotacje
  • Dawny|1887 r
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Édouard Dangin
abstract
  • Przybywszy nakoniec naprzeciw pana Mathias, przekonały się, iż umarł, zupełnie umarł. Pani Chaufournier zawołała: — Biedny człowiek! założyłabym się, że nie miał czasu zrobić testamentu. — Myli się pani — odezwał się nagle głos jakiś po za nią z tyłu. Obiedwie kobiety obejrzały się i osłupienie ich było niewysłowione, gdy spostrzegły w głębi pokoju kilku ludzi stojących. Na rogu ulicy Jean-Jacques Rousseau i ulicy Pagevin, znajdował się dawniej sklep zajmowany wspólnie przez stolarza i przez szwaczkę. Mieli oni ślicznego maleńkiego chłopczyka, który z powodu swojej piękności stał się bożyszczem całej dzielnicy a osobliwie państwa Mathias, którzy o wiele dumniejsi byli z dziecka swojego, niż z arcydzieł jakie wykonywali codziennie jedno w zawodzie stolarstwa a drugie krawiectwa. Dziecku temu było na imię Jan Nepomucen. Wszystko więc szło jak najlepiej w tem najlepszem z małżeństw; małżonkowie byli pracowici, ich mały mająteczek powiększał się ale — dlaczego trzeba żeby w każdej rzeczy na tym świecie było jakieś ale? Ojciec jak większa część tych, których położenie bardzo skromne początkowo nie jest wolne, jeśli nie od prawdziwej nędzy, to przynajmniej od ciężkich kłopotów, chodził czasami pocieszać się po tych kłopotach, słodkiem tête-à-tête z boską butelką. Po powrocie z dobrze rozgrzaną głową, stawał się zwykle kłótliwym i nieporozumienie panowało w domu. Pani Mathias, kobieta bardzo dobra, ale niesłychanie żywa, z niecierpliwością się patrzała na te zapomnienia i robiła mu za nie gorzkie wymówki, które on znowu przyjmował jak można najgorzej. Mały Jaś miał już pięć lat. Jednego wieczora, kiedy ojciec jego powrócił podchmielony wywiązała się gwałtowna sprzeczka, w następstwie której pani Mathias porwała za szczypce, a mąż jej nie bardzo pewny na nogach i nie myśląc wcale występować zaczepnie pochwycił szaflik, żeby się nim zasłonić. Mały chłopczyk którego ta gwałtowna scena obudziła ze snu, tak się nią przestraszył, iż dostał najstraszniejszych konwulsyj. Ojciec przerażony tym wypadkiem, w jednej chwili wytrzeźwił się i przysiągł poprawić się ze swego nałogu. Dotrzymał wprawdzie słowa, ale to o czem się przekonał później, zatruło mu życie i kazało jeszcze gwałtowniej żałować wieczorów przepędzanych w szynku. Dziecko zostało ocalone niesłychanemi staraniami tylko, gdyż lekarz zwątpił o niem i opuścił go zupełnie. Ale Bóg trzyma stronę matek, a pani Mathias przysięgła, że żyć będzie. Więc żył. Po wyjściu zupełnem z choroby, rodzice postanowili posyłać go do szkoły. Oznajmiono mu to po objedzie. Jaś odpowiedział na to bardzo grzecznie, że chętnie pójdzie, lecz mówiąc to ruszył dwa czy trzy razy raz po raz prawem ramieniem. Ojciec pociągnął go za ucho i kazał mu iść spać natychmiast. Biedny maleńki zdziwiony bardzo zaczął płakać. W pierwszej chwili nie zwrócono na to baczniejszej uwagi lecz w ciągu kilku następnych dni zauważono, że dziecko ruszało kilkakrotnie tem samem ramieniem bez żadnego powodu, to wydało się dziwnem. Po dłuższem śledzeniu przekonano się wreszcie, że Jan Nepomucen był ofiarą nerwowego drgania. Wtedy dopiero ojciec prawdziwie gorżko zaczął żałować nałogu, jakiemu oddawał się przez pewien czas. Otoczono dziecko staraniami, uprzedzeniami i tkliwością. Starano się osłodzić mu smutne położenie jakie mu stwarzało to przedwczesne kalectwo. Rodzice jednak nie łudzili się i nie ukrywali sobie, że biedny chłopiec nigdy nie będzie szczęśliwym. Wprawdzie to kalectwo, nie sprawiało mu żadnego cierpienia fizycznego, ale robiło go na zawsze śmiesznym, a społeczeństwo nigdy tego nie przebacza. Odsunięci od urzędów, miejsc, zaszczytów, ludzie dotknięci jakąś śmiesznością, stają się pariasami, z któremi nikt żyć nie chce i odwraca się od nich ze wstrętem. Pan Mathias, który nie miał żadnej nauki, a jakie takie położenie stworzył sobie w czoła pocie, pracując po całych dniach heblem i piłką, nie chciał żeby syn cierpiał z powodu nieuctwa, tyle wstydu i upokorzeń, ile on sam w życiu musiał ich znosić. Zamiast jednak dać mu ogólne wykształcenie i nauczyć go tylko tego co potrzebuje umieć robotnik, on go kazał kształcić całkowicie. W ten sposób wpadł on w błąd popełniany bardzo często przez rodziców. W skutek tego dziecko po ukończeniu szkół, zamiast zostać robotnikiem tak jak ojciec, wyszło na prawdziwego pana. Nauka rozwinęła w nim wyobrażenia, upodobania i pragnienia, które go robiły zupełnie niezdatnym do ręcznej pracy. Ojciec nie obraził się za to na niego i choć ze smutkiem bo widział dobrze, że tam nie będzie mógł zrobić majątku, wyszukał mu jakieś miejsce w biurze. Tu spotyka pierwszy zawód biednego Jana Nepomucena. Naprzeciw okien rodziców znajdowała się praczkarnia. Jedna z praczek mająca na imię Róża, śliczną swoją twarzyczką głęboko wzruszyła młode jego serce. Patrzał na nią ciągle i ona także spoglądała na niego. Szalony! posiadał on jeszcze wszystkie złudzenia młodości i wyobrażał sobie, że zwróciła na niego uwagę. — Co by to za śliczniutka gospodyni była — myślał on sobie — i co to za szczęście mieć taką milutką kobietkę przy swojem ognisku domowem. W biurze siadywał od dziesiątej rano do piątej popołudniu. Wstawał zaś przed świtem i oczekiwał z niecierpliwością jaką łatwo zrozumieć, chwili, w której młoda dziewczyna przybywała do swego warstatu. Kochał ją, więc mu się wszystko w niej podobało. Najmniejszy ruch przejmował go uwielbieniem i godziny całe z przyjemnością przepędzał na przypatrywaniu się jak poruszała żelazo, lub rurkowała falbany. Przybycia jej oczekiwał z największym niepokojem stojąc w oknie i nadsłuchując każdego szelestu. A uczucie tak mu słuch wyostrzyło, że umiał rozróżnić z gwałtownem biciem serca, nie tylko odgłos kroków, lecz i szelest jej sukni na wschodach domu stojącego naprzeciwko. Szczęście jego nie miało granic, gdy nadchodziła, ale niestety! po chwili nowy niepokój go opanowywał. — Czy obróci dzisiaj oczy w moją stronę? — zapytywał siebie. A wiecie co się działo, gdy to spojrzenie tak upragnione zwracało się na niego? Oto biedny chłopiec mięszał się, czuł jakby przebiegnięcie iskry elektrycznej po całem ciele i spuszczał oczy. Warto było tak pragnąć tego spojrzenia? A gdy chwila wyjścia do biura zbliżała się, on starał się przeciągnąć ją jak można najdłużej, tak że wyszedłszy musiał biedz z całych sił, dla odzyskania straconego czasu. Ale cóż go to obchodziło, czyż te chwile źle były użyte na wpatrywanie się w swoje bóstwo. Jakże długim cały dzień mu się wydawał. Jedyną pociechę stanowiło odświeżanie w pamięci ślicznej twarzyczki, każdego ruchu i spojrzenia uwielbianej Rózi. Z pierwszem uderzeniem piątej chwytał za kapelusz i biegł do domu. O przysięgam, że nie potrzebował tyle czasu do powrotu, ile go używał na dojście do biura. Przez całą drogę biegł z całych sił poszturkując bez litości przechodzących którzy mu zastępowali drogę, ażeby jak najprędzej zasiąść przy okienku, gdzie się rozpoczynało na nowo szczęście dla niego. Jednego poranku idąc do biura usłyszał jak odźwierna gderała bardzo zgryźliwym głosem: — Te nic dobrego nie znoszą mi z góry bielizny — mówiła stara. — Ach! gdybym miała jeszcze piętnastoletnie nogi, to prędziutko bym wylazła na to ich czwarte piętro. — Może bym cię mógł zastąpić moja dobra pani — zawołał nasz kochanek jakby nagłym oświecony natchnieniem. — Ah! panie Janie, byłbyś pan bardzo uprzejmym. Oto rejestr... 1 Husteg ... 25 1 Kawtanig .. 15 itd. Przybył na miejsce przeznaczenia zadyszany. Otworzył drzwi z największem wzruszeniem i z rejestrem w ręku zbliżył się nieśmiało do Róży. Wszystkie robotnice szeptały. — To kochanek! — i śmiały się widząc jego zakłopotanie, ale to zakłopotanie pochlebiało Rózi, która wewnętrznie była bardzo z tego zadowolnioną. — Czego pan sobie życzy? — zapytała głosem jak można najłagodniejszym, spoglądając na niego z zajęciem. Głos ten i te spojrzenia życzliwe, wreszcie i położenie samo tak poruszyło nerwy młodego Mathiasa, że nagle pochwyciło go drganie. Trzy czy cztery razy ruszył prawem ramieniem, a wysilenie to odbiło się na twarzy szkaradnem skrzywieniem. Rózia myśląc, że sobie żartuje z niej, odwróciła się od niego a wszystkie robotnice popychając go za ramiona wyrzuciły go za drzwi. Powrócił do domu zrozpaczony. Musiał się położyć do łóżka i o mało, że życiem nie przypłacił gwałtownego tyfusu. Rozczarowanie jego było wielkie, ale Rózia mała praczka pomimo tego pozostała na zawsze najmilszem, najpiękniejszem z jego wspomnień. Jej to zawdzięczał wszystkie obawy i marzenia pierwszej miłości, które tak chętnie, lecz napróżno, chciałoby się odczuć raz jeszcze. Kilka lat upłynęło w pośród cierpień bez liku. Nerwowe jego drgania robiły mu nieprzyjaciół z tych, którzy nie znali powodu częstego ruszania ramieniem, budziły zaś śmiech i żarciki u tych, którzy wiedzieli o jego niedoli. Niektórzy nawet posuwali okrucieństwo do tego stopnia, że zapraszali go do siebie, aby jego kosztem bawić swoich gości. Nie będę opisywać wszystkich przykrości tego biednego życia. Wydarzało mu się po kilka razy, że się zakochał i okazał tę miłość, ale zawsze w chwili, kiedy nadzieja miała się zamienić w rzeczywistość, nieszczęsne to drganie nerwowe niweczyło długie starania i tkliwość prawdziwą. Drgania te, które na nieszczęście stawały się coraz silniejsze z wiekiem, stały się powodem utraty niejednego korzystnego położenia. Wszedł raz jako rachmistrz do bardzo znacznego handlowego domu. Jednego dnia przełożony dla którego czuł wielką sympatyę, odpłacaną wzajemnością, dowiedziawszy się o upadku jednego ze swoich korespondentów, zapytał go nagle o położenie człowieka, który go dosyć znaczną sumę kosztował. Nepomucen nie umiejąc odpowiedzieć w tej chwili na to pytanie, pobiegł do książek. Przełożony zaczął mu robić wymówki za to, że nie umie na pamięć opisać położenia w jakiem się znajdują wszyscy klienci. Wzruszenie spowodowane tą wymówką, pobudziło nieszczęśliwe drgania, a przełożony myśląc, że to jest brak uszanowania, oddalił go natychmiast. Innym razem potrącił na ulicy przechodzącego oficera. Oficer gniewa się, a Nepomucen idzie go przepraszać, ale nagle porywa go nerwowe drganie, a oficer przekonany, że to jest nowa obelga, policzkuje go. Trzeba było się pojedynkować i biedny chłopiec otrzymał cięcie pałasza, które go na sześć tygodni przykuło do łóżka. Tymczasem rodzice Jana, po usunięciu się od pracy i zgromadzeniu maleńkiego kapitaliku, czując że się starzeją, chcieli koniecznie syna ożenić. Pani Mathias niespokojna o jego przyszłość czuła, iż towarzyszka kochająca, poświęcona, umiejąca przebaczać błąd fizyczny, dla wysokich przymiotów serca i umysłu, jedynie mogła zrobić znośnem życie biednemu Janowi. Odnowiła więc stosunki z dalekimi krewnymi i wkrótce potem poprosiła o rękę ich córki dla swojego syna. Małżeństwo to było korzystne pod wszelkimi względami. Młoda dziewczyna była bogatszą od niego, ale to nie odstraszyło jej rodziców, którzy chcieli oddać dziecko swoje nie bogatemu lecz po prostu dobremu mężowi. Małżeństwo zostało ułożone, ale pani Mathias nie ośmieliła się wspomnieć o kalectwie swego syna. Takie wyznanie boleśne jest dla serca matki, postanowiła więc ściągnąć je do ostatniej chwili. Niestety! w chwili kiedy miano podpisywać intercyzę ślubną, której czytanie kończono, w chwili kiedy notaryusz czytał: — „Narzeczony przyznaje, że żona przyniosła mu w posągu sumę...“ drganie nerwowe pochwyciło Nepomucena silniej niż kiedykolwiek... Notaryusz zatrzymał się myśląc, że to jest jakieś zaprzeczenie, rodzina panny młodej zgorszyła się, pani Mathias zemdlała, a przyszła rodzina Onesima oddaliła się mocno rozgniewana... Pani Mathias starała się wprawdzie naprawić rzeczy, robiąc nakoniec smutne wyznanie. Wyznanie to jednak uważano za nieprawdziwe nazwano je prostem kłamstwem. Tak dalece, że nie chciano nawet uwierzyć, żeby podobne drgania nerwowe były możliwe. To dobiło biednego chłopca. Matka jego umarła ze zmartwienia i boleści a ojciec nie długo także za nią podążył. I tak biedny Nepomucen pozostał zupełnie sam jeden na świecie. Uczucie samotności i myśl o opuszczeniu, w jakiem teraz żyć będzie musiał, napełniły go głębokiem smutkiem, gdy tylko boleść cokolwiek uspokojona pozwoliła mu rzucić okiem na obecne swoje położenie.
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software