abstract
| - 15 stycznia. Po tym ostatnim ciosie śmierć nam tylko pozostała. Ona nas z pewnością nie zawiedzie. Kilka chmur ukazało się na wschodzie, i lekki wietrzyk poruszył powietrzem. Temperatura stała się trochę znośniejszą i pomimo naszego osłabienia, ulegliśmy jej wpływowi. Gardło moje oddycha powietrzem mniej palącem, ale od czasu połowu bosmana t. j. od siedmiu dni nic nie jedliśmy. Na tratwie nic już nie ma. Wczoraj dałem Andrzejowi ostatni kawałek suchara, przechowany przez ojca, który mi z płaczem go oddał… Od wczoraj murzyn Ynxtrop uwolnił się z więzów, Kurtis nie kazał mu ich na nowo założyć! Po co? Ten nędznik i jego wspólnicy są tak osłabieni przez brak pożywienia, że obawiać się ich nie ma potrzeby. Kilka wielkich rekinów ukazało się pod wodą, patrzymy z jaką wielką szybkością skrzydła ich przerzynają fale. Niestety! są to trumny żyjące, czychające na pochłonięcie naszych nędznych szczątków. Nie przerażają mnie już, raczej przyciągają. Zbliżają się tak blisko do brzegów tratwy, że o mało jeden z tych potworów nie chłapnął ręki Flaypola, którą trzymał zwieszoną. Bosman, z oczami szeroko rozwartemi, z zaciśniętemi zębami, patrzy na rekinów inszym niż ja wzrokiem. Chce ich pożreć, ale nie być pożartym przez nich. Gdyby mu się udało złowić jednego nie oszczędzałby jego ciała. Postanowił spróbować, ale ponieważ nie ma przynęty, stara się sobie ją sfabrykować. Robert Kurtis i Daulas podzielaj jego zdanie, naradzają się wspólnie, rzucając kawałki maszta lub liny tym żarłokom dla przytrzymania ich przy tratwie. Daulas poszedł poszukać swego młotka ciesielskiego z którego myśli zrobić przynętę. Można przypuszczać że młotek ten uwięźnie w szczękach, za pomocą ostrzy, jeśli zwierz go chciał połknąć. Co do rączki młotka która jest drewniana, przymocowano ją do liny, którą znowu mocno przybito do słupa tratwy. Żądze nasze są wzburzone do najwyższego stopnia przez te przygotowania. Wszystkiemi możliwemi środkami obudzamy uwagę rekinów, które już nie uciekają. Wędka nakoniec gotowa, ale nie mamy nic na przynętę. Bosman który chodzi wzdłuż tratwy, rozmawiając z samym sobą, zagląda, w każdy kąt jakby szukał trupa między nami. Zmuszony jest użyć środka raz już próbowanego, i żelazo młotka owiązać kawałem czerwonego szala miss Herbey. Ale bosman boi się zanurzyć wędki przed przekonaniem się czy wszystkie ostrożności porobiono. Próbuje więc czy wędka jest dobrze przymocowana. Czy lina wytrzyma wstrząśnienia? Czy słupek jest dosyć mocny ażeby się im oprzeć? Bosman z wielką starannością bada te ważne szczegóły. Nakoniec rzucono cały aparat w wodę. Morze tak jest przezroczyste że można rozróżnić każdy przedmiot o 100 stóp pod powierzchnią. Widzimy więc zanętę, jak powoli spada w głębinę owinięta w czerwoną smatę, której kolor jaskrawo odbija się na niebieskiem tle wody. Pasażerowie i załoga, pochyleni przez poręcz patrzymy w najgłębszem milczeniu. Zdaje się jednak że rekiny, odkąd ofiarowano im ten smaczny kąsek znikły zupełnie. Z pewnością jednak nie oddaliły się i cokolwiek spadło by w morze, z pewnością w jednej chwili byłby przez nich pożartem. Nagle, bosman dał znak ręką. Ukazuje nam potworną masę, która wietrząc powierzchnią morza zbliża się do statku. To rekin długości ze 12 stóp, wysunął się z głębiny i płynie po stronie prawej tratwy. Kiedy zwierz znajdował się zaledwie o cztery sążni od tratwy, bosman pociągnął zlekka za linę, ażeby naprowadzić przynętę na jego drogę, i nadał szmacie czerwonej lekki ruch, ażeby wyglądała jak żywy przedmiot. Czuję że serce moje bije silnie, jak gdyby od tej próby życie moje zależało! Rekin zbliża się, oczy błyszczą na powierzchni morza i z pomiędzy otwartych szczęk widać, przy każdem odwróceniu się potwora bokiem do nas, podniebienie najeżone ostremi zębami. Ktoś krzyknął na tratwie zapewne mimowolnie. Rekin zatrzymał się i zniknął w głębinie. Bosman zerwał się blady z gniewu i rzekł: – Zabiję pierwszego co się odezwie! I znów zabrał się do roboty. Bądź co bądź bosman ma racyę. Przynętę znów zanurzono; przez całe jednak pół godziny nie widać rekina; trzeba ją więc na jakie 20 sążni zapuścić. Zdaje się jednak że w tej głębokości woda wzrusza się niespokojnie, co dowodziłoby że rekiny są tak głęboko. W samej rzeczy, wędka nagle została szarpniętą tak silnie że bosmanowi wyrwała linę z ręki; na szczęście przywiązano ją do tratwy i nie może nam uciec. File:'The Survivors of the Chancellor' by Édouard Riou 37.jpg Rekin połknął przynętę i schwytał się. – Na pomoc, chłopcy, na pomoc! zawołał bosman. Wszyscy pasażerowie i załoga rzuciliśmy się do liny. Nadzieja wzmacnia nam siły, pomimo to z trudnością ciągniemy, bo rekin szarpie się wściekle. Powoli jednak, górne warstwy wody zakipiały pod uderzeniami ogona i piersi potworu. Nachyliwszy się zobaczyłem niezmierną masę wijącą się wśród zakrwawionych fal. – Śmiało! śmiało! woła bosman. Nareszcie wypłynęła głowa zwierzęcia, przez otwarte szczęki hak dostał się w głąb’ gardła i uwiązł tak silnie, że nie mogą wyrwać go stamtąd żadne szamotania się. Daulas porwał za topór ażeby do dobić jak tylko zbliży się do tratwy. W tejże chwili usłyszeliśmy trzask. Rekin zamknął gwałtownie szczęki, strzaskał niemi rękojeść haka i zniknął w głębinie. Jęk rozpaczy wyrwał się każdemu z piersi. Bosman, Kurtis i Daulas, próbowali jeszcze złapać którego rekina. Nie mają jednak ani haka ani narzędzi do zrobienia go, zarzucili stryczki, które jednak zsuwały się po gładkiej skórze psów morskich. Bosman nawet ażeby ich zwabić, zwiesił nogę po za tratwę, narażając ją na ucięcie zębami. Bezowocnych prób zaprzestano nareszcie, i każdy poszedł na swoje miejsce oczekiwać śmierci, której niczem zażegnać nie możemy. Na odchodnem usłyszałem jak bosman mówił do Kurtisa: – Kapitanie, kiedy pociągniemy losy? Kurtis nic nie odpowiedział, ale pytanie było postawiono.
|