rdfs:comment
| - I oto stanął obok mnie. Cielesny tak dotykalnie, jak gdyby nie umarł, tylko znużony nieco. Wpijał palce w ramiona moje; źrenice zawarte i coś, jak w zmorze, bełkotał językiem. Uniosłem go na siodło. Już z galopa ruszamy, radość piersi mi rozpiera, gadam i śmieję się, krztusząc, o wszystkim prawię, co stało się od owych czasów, o żniwach oraz o wojaczce. Wesół z uśmiechem, skinął raz po raz mi głową. Ach, pojąć, że go nie ocalę nigdy. Image:PD-icon.svg Public domain
|
abstract
| - I oto stanął obok mnie. Cielesny tak dotykalnie, jak gdyby nie umarł, tylko znużony nieco. Wpijał palce w ramiona moje; źrenice zawarte i coś, jak w zmorze, bełkotał językiem. Uniosłem go na siodło. Już z galopa ruszamy, radość piersi mi rozpiera, gadam i śmieję się, krztusząc, o wszystkim prawię, co stało się od owych czasów, o żniwach oraz o wojaczce. Wesół z uśmiechem, skinął raz po raz mi głową. Ale znienacka zachwiał się w kulbace I drży, zapada ciało, już bezwolnie dłonie szukają wsparcia, siwa broda, na wiatrach postrzępiona, się kołysze, A potem, szepcąc, głosem głucho brzmiącym: «To ciężar jednak nad siły. Daj usnąć». I podczas, gdy go dźwigałem z rumaka, nagle dojrzałem, że wielka mu rana, koszulą przesłonięta, pierś zżerała potężną. Wszystko w nim było od wnętrza drążone, jakby sklecony był z skóry, wyzbytej waru krwi, mięsa i kości. Ach, pojąć, że go nie ocalę nigdy. Image:PD-icon.svg Public domain
|