abstract
| - 4 Mówiąc: „Zanim twój zmysł odzyska wodze, Co się od blasku mojego podarły, Stratę rozmową tobie wynagrodzę. 7 Mów: na jakim się fundamencie wsparły Kochania twoje? Niech cię nie przestrasza Ciemność; omdlały wzrok twój, nie umarły. 10 Bo pani, co cię w te światy zaprasza, Ma w swoim wzroku moc, którą na chore Źrenice miała dłoń Ananijasza". — 13 „Niechże uleczy — rzekłem — w każdą porę Oczy me dla niej jak wrota otwarte, Którędy wniosła ogień, co nim gorę. 16 Dobro, na ten dwór wszystek rozpostarte, Jest mego ducha alfą i omegą, Ilekroć Miłość tchnie na jego kartę". 19 Usta, com przez nie zbył przestrachu mego, Upewnion, że mię nie tknęła ślepota, Znów mię do dalszych wyjawień podżegą: 22 „Przez gęstsze — prawi — siać musisz rzeszota I wyznać, czyjej to dłoni napięcie Ku prawym celom twoje strzały miota?" — 25 „W filozoficznym prawdy argumencie Oraz w powadze, co się zeń wyłania, Ta miłość swoje utrwala pieczęcie. 28 Dobro, pojęte z chwilą rozeznania, Im więcej w sobie zawiera dobroci, Tym do większego pobudza kochania. 31 Więc do Istoty, w której się stokroci Dobro do tyla, że wszystko, co żywie Poza nią, w jej się aureolach złoci, 34 Bardziej niż indziej musi każdy chciwie Dążyć, kochając, kto się ubezpieczy, Że swój sylogizm ułożył prawdziwie. 37 Tej prawdy nabył mój umysł człowieczy Od mędrca, który miłość uznać każe Za pierwszą pośród nieśmiertelnych rzeczy. 40 Nabył od Stwórcy, co w świętym rozgwarze Z Mojżeszem mówił, rozumiąc o sobie: »Oto ja wszystko dobro ci pokażę«. 43 W tej też powieści wzniosłej ją sposobię, Gdzie się najwyższa tajemnica słowi Z nieba zniesiona stworzeniom na globie". 46 Tu usłyszałem: „Wierząc rozumowi, Wierząc powadze, co się z nim nie mija, Ku Bogu miłość najwyższą rozpowij. 49 Ale wprzód jeszcze jedno powiedz: czyja Moc cię ku Bogu ciągnie swymi pęty? Ilą się zębów miłość w ciebie wpija?" 52 Chrystusowego Orła zamiar święty Nie był mi tajny; czułem krom wątpienia, Dokąd mię wodził w trop swojej zachęty. 55 Za czym mówiłem: „Wszystkie ukąszenia Ku Bogu w słodkiej bodące katuszy Zbiegły się moje podsycać pragnienia. 58 Istota świata, istota mej duszy, Śmierć, którą poniósł On, bym ja był żywy, I to, co wiarą pozyskać się tuszy, 61 I wiedza prawdy, której byłem chciwy, Sprowadziły mię z wód miłości grząskiej I postawiły na brzegu prawdziwej. 64 Miłuję wszystkie te bujne gałązki Rozwite w sadzie, kędy niepojęty Ogrodnik wcielił wszechdobra zawiązki". 67 Kiedy umilkłem, poprzez firmamenty Śpiew brzmiał, a pani mojej słodkie tony Wtórem wołały: „Święty, święty! święty!" 70 Jako się budzi człek światłem rażony — Bo się duch wzroku jego z blaskiem zmaga, Przenikającym od błony do błony — 73 I w przedmiot bliski poglądać się wzdraga, Całkiem nieświadom swojej wzrocznej siły, Póki go znowu nie wesprze rozwaga, 76 Tak z moich źrenic wszelkie mroczne pyły Zwiała pani ma swymi źrenicami, Które na tysiąc mil wkoło świeciły. 79 Wtem śród migotu, który w oczach gra mi, Wzrok mój na nowe dziwo się otworzy: Oto błysk czwarty zaświtał przed nami. 82 A Beatrycze rzekła: „W tej tu zorzy Wdzięczy się Stwórcy pierwsza dusza męża Na świat z potęgi wywołana bożej". 85 Jako gałązka, gdy ją wiatr zwycięża, Szczytem się zgina, ulegając sile, I znowu własnym nerwem się odpręża, 88 Tak ja zdumiony ku światłu się chylę; Po czym mię zaraz prostuje na nowo Zapał słuchania niezgasły na chwilę. 91 „Jabłko, coś było stworzone gotowo, Ojcze, któremu wszelaka podwika Po Ewie córką była i synową, 94 Mów do mnie, prośba moja cię potyka; O czym — nie wskażę, bo pragnę co żywo Słuchać; sam wzrok twój w moje myśli wnika". 97 Jako to owad, kiedy popędliwą Chęcią wiedziony, co go lecieć zmusza, Chęć tę objawia, drżąc skrzydeł pokrywą, 100 Podobnie owa pierworodna dusza Okazywała, skrząc w jasnym oprzędzie, Jak ją radosny ku mnie pęd porusza, 103 I tchnęła ku mnie: „Zbyteczne orędzie; Chęć twa widniej sza przed moim obliczem Niż tobie, kiedy rzecz najbliższa będzie. 106 Gdyż ja w zwierciedle widzę niezwodniczem, Gdzie się odbija każdy twór przyrody, A samo się zaś nie odbija w niczem. 109 Chcesz wiedzieć: kiedy Pan Bóg mię w ogrody Rajskie wprowadził, skąd ona cię z ciałem Uczyła wkraczać na wyniosłe schody; 112 Jak długo w rajskich uciechach wytrwałem; Za co tak srodze Pan Bóg mię strofował I jaką mową w raju rozmawiałem. 115 Nie to, synu mój, żem z drzewa kosztował, Było przyczyną wywołania mego, Ale żem Bożej przestrogi nie chował. 118 Tam, skąd twa pani wzięła Wergilego, Cztery tysiące trzysta dwa obroty Słońca tęskniłem; lat, które z nim biegą, 121 Wschodząc wszystkimi zodyjaku wroty, Narachowałem dziewięćset trzydzieście W czasie pobytu na ziemi zgryzoty. 124 Język dany mnie i pierwszej niewieście, Masz wiedzieć, wygasł, zanim się poczęło Niedokonalne w Nemrodowym mieście. 127 Bowiem w rozumie ludzkim wszczęte dzieło, Gnąc się z afektem poddanym wpływowi Płanet, trwałością nigdy nie słynęło. 130 Rzecz przyrodzona jest, że człowiek mówi, Lecz wybór mowy jemu zostawiono; Natura sama o tym nie stanowi. 133 Kiedym zstępował z ziemi w piekieł łono, Szczyt Dobra zwał się Jot; z niego się leją Te blaski szczęścia, co są mą oponą. 136 Potem znów Eli — zwyczajną koleją: Bo zwyczaj ludzki jako drzew ubiory — Odrastające, gdy stare zetleją. 139 Na szczycie falą okolonej góry Żyłem niewinny — do pozbycia cześci, To jest od pierwszej godziny do wtórej, 142 Następującej po godzinach sześci".
|