About: dbkwik:resource/-12wYJH6sQZRCaakL7wmQg==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Kupiec wenecki/Akt V
rdfs:comment
  • LORENCO. Jak śliczny księżyc! W takąto noc jasną, Gdy luby wietrzyk zlekka liść całował, Nie czyniąc szumu, w takąto noc pewnie Troilus niegdyś stał na murach Troi, I duszę swoją w westchnieniach posyłał Ku obozowi Greków, gdzie Kressyda We śnie leżała. JESSYKA. W takąto noc Tisbe Lękliwą stopą otrząsała rosę; I cień lwe widząc miasto lwa samego, Z trwogą pierzchała. LORENCO. W takąto noc ongi Stała Dydona na dzikiem wybrzeżu, Z gałązką w ręku i znak nią dawała Ulubieńcowi, aby wrócił nazad Do Kartaginy. JESSYKA. Aż tu do Belmont. Muzyka. JESSYKA. BASSANIO. GRACYANO do NERYSSY.
dcterms:subject
Tytuł
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/LnuiOV1ARnBg2yIsYieKHw==
  • Józef Paszkowski
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Akt V
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • William Shakespeare
abstract
  • LORENCO. Jak śliczny księżyc! W takąto noc jasną, Gdy luby wietrzyk zlekka liść całował, Nie czyniąc szumu, w takąto noc pewnie Troilus niegdyś stał na murach Troi, I duszę swoją w westchnieniach posyłał Ku obozowi Greków, gdzie Kressyda We śnie leżała. JESSYKA. W takąto noc Tisbe Lękliwą stopą otrząsała rosę; I cień lwe widząc miasto lwa samego, Z trwogą pierzchała. LORENCO. W takąto noc ongi Stała Dydona na dzikiem wybrzeżu, Z gałązką w ręku i znak nią dawała Ulubieńcowi, aby wrócił nazad Do Kartaginy. JESSYKA. W taką noc także Medea rwała czarodziejskie zioła, Które staremu Ezonowi miały Przywrócić młodość. W takąto noc uszła Jessyka z domu bogatego żyda, I z jednym chłystkiem umknęła z Wenecyi Aż tu do Belmont. W takąto noc młody, Czuły Lorenco przysięgał jej miłość, I podszedł proste jej serce mnogiemi Zapewnieniami, z których ani jedno Nie było szczerem. W takąto noc młoda, Śliczna Jessyka małe nic dobrego, Rzucała potwarz na swego kochanka, Który jej jednak potwarz tę przebaczył. Radabym z tobą tak całą noc gwarzyć, Gdyby nikt naszej nie przerwał swobody, Ale, czy słyszysz? ktoś tu idzie. Któżto.śmie mieszać spokój tej późnej godziny? Swój. Swój ? co za swój ? jak się zowiesz, swoju? Zwę się STEFANO i przychodzę z wieścią, Że nasza pani powraca do Belmont Przededniem jeszcze. Co chwila przystaje Przy świętych krzyżach, klęka i zanosi Modły o szczęście w swym świeżo zawartym Małżeńskim związku. Czy z nią kto przyjeżdża? Jej panna tylko i jakiś tam święty. Ale powiedzcie mi, czy nasz pan wrócił? Nie wrócił i nic o nim nie słyszałem. Dalej Jessyko, trzeba nam się zająć Przygotowaniem do uroczystego Przyjęcia pani tego domu. Idźmy. Hola! hej! hop! hop! holala! Któżto tak wrzeszczy? Hola! Nic widzieliście gdzie pana Lorenca i pani Lorencowej! Holala! Nie holuj tak, krzykało; jestem tu. Hola! gdzie? gdzie? Tu. Powiedzcie mu, że sztofada przyszła od naszego pana, z pełną torbą nowin. Nasz pan będzie tu równo ze dniem. Pójdź, luba, w domu czekać na nich będziem. Ale dlaczegożby koniecznie w domu? Mości Stefano, proszę cię, idź służbie Oznajmić blizki przyjazd naszej pani I muzykantom każ tu przyjść. Jak wdzięcznie Na tym pagórku śpi światło miesiąca! Siądźmy tu sobie i niech wdzięk muzyki Płynie nam w ucho: noc i nocna cisza Godzą się z słodkim urokiem harmonii. Usiądź, Jessyko; patrz, jak przestwór nieba Gęsto w złociste gwiazdki jest utkany, A każdy krążek z tych, które tam widzisz, Bieg odbywając, dołącza pieśń swoją Do chóru jasnookich cherubinów. Tak są harmonii pełne czyste duchy: Tylko my, których duch jest powinięty W skorupę prochu, słyszeć jej nie możem. Zbliżcie się! zbudźcie śpiewnym hymnem Dyanę, Wyślijcie naprzód na spotkanie pani Echo najbardziej melodyjnych tonów I przyciągnijcie ją nimi do domu. Muzyka. JESSYKA. Ilekroć słodką muzykę usłyszę, Rzewnie mi jakoś. Bo władze twej duszy Są, widać, wtedy pilnie natężone. Popatrz na dziką i swawolną trzodę Albo na stado młodych bystrych źrebców; Brykają one, beczą i rżą głośno, Bo to w naturze jest ich krwi gorącej; Lecz niechno trąbka przypadkowo zabrzmi, Lub jakikolwiek muzykalny odgłos Słuch ich uderzy, zobaczysz, jak nagle Wszystkie przystaną, jak się ich figlarne Oko zaduma, pod wpływem czarownej Potęgi dźwięków. Stądto poeci mówią, że Orfeusz Pociągał drzewa, kamieni i fale; Bo niema rzeczy tak martwej, tak twarde] I tak burzliwej, żeby jej natury Muzyka zmienić chwilowo nic mogła. Człowiek, harmonii nie mający w sobie, Którego współdźwięk tonów nic porusza, Zdolny jest zdradzić cię, oszukać, złupić. Umysł u niego ciężki jak mgła nocna, A serce czarne jak Ereb. Nie ufaj Nikomu z takich. — Słuchajmy muzyki. Owo światełko gore w mojej sali; Jak się daleko promieni, choć małe! Tak świeci dobry czyn w świecie zepsutym. Nie widziałyśmy wprzód tego światełka, Gdy miesiąc świecił. Tak zwykle blask większy Zaciera mniejszy. Namiestnik jaśnieje Jak król, dopóki król się nie ukaże; Wtedy ubywa mu okazałości, Jak strumieniowi, gdy z wyżyny spływa W wielkie wód łoże. Muzyka! Czy słyszysz? To nasza, pani, domowa kapela. Nic nie jest pięknem bezwzględnie, jak widzę Milej mi ona brzmi teraz niż za dnia. Cisza to, pani, dodaje jej wdzięku. Wrona tak dobrze śpiewa jak skowronek, Kiedy się na nich nie zważa; i sądzę, Że gdyby słowik w dzień śpiewał, gdy wszystkie Gęsi gęgają, nie większą od szpaka Pewnieby wtedy miał sławę śpiewaka. Ilużto rzeczom czas tylko stosowny Nadaje wziętość i przymiot szacowny! Ale pst! Luna śni przy Endymionie, I nie radaby zostać przebudzoną. Jeśli mię wszystko na świecie nie zwodzi, Głos to signory Porcyi. Ten poczciwiec Zna mię po głosie, jak ślepy kukawkę. Witajże, witaj nam, łaskawa pani! Namodliłyśmy się za naszych mężów, Mości Lorenco, i mamy nadzieję, Że nasze modły były skutecznemi. Czy już wrócili? Dotychczas nie jeszcze, Ale posłaniec przybył z oznajmieniem, Że wkrótce będą. Nerysso, idź moim Ludziom zalecić, aby nie dawali Po niczem zgoła poznać, żeśmy z domu Się oddalały. — Lorenco, Jessyko, Proszę was także zachować milczenie. Mąż pani jedzie, słyszę odgłos trąbki. Umiemy trzymać język za zębami: Nie bój się, pani. Noc ta zdaje mi się Dniem, tylko bladym i zamglonym: jestto Jakby dzień, w którym słońce jest zakryte. Z antypodami byśmy jednocześnie Mieli dzień, gdybyś ty świeciła wtedy, Gdy słońce znika. Niechbym nie świeciła, A w czynach moich nie bała się światła! Witaj z powrotem, mój małżonku! BASSANIO. Witaj Najukochańsza! Oto mój przyjaciel: Ten sam Antonio, któremu tak wiele Obowiązany jestem. Powinienbyś Obowiązany mu być nieskończenie; Bo on za ciebie przyjął, jak słyszałam, Zobowiązania bardzo wielkie. Które Spełna zostały mu skompenzowane. Panie Antonio, jesteś w naszym domu, Zaprawdę, nader pożądanym gościem; Czyny pokażą to lepiej niż słowa: Dlatego skracam tę ustną serdeczność. GRACYANO do NERYSSY. Przysięgam na ten księżyc, żem niewinny, Jak żyw tu stoję; dałem go, kochanko, Dependentowi tego adwokata. Niechby ten młokos eunuchem został, Gdy tak się zżymasz o to, że go dostał. Jakto? Już kłótnia? O cóżto rzecz idzie? O złote kółko, o bzdurny pierścionek, Który mi dała; na którym był napis Tak dobry dla mnie, jak kogoś drugiego, Madrygał: "Kochaj mnie i nie opuszczaj!" Nie idzie tu o napis, ni o wartość: Przysiągłeś waćpan, gdym ci go dawała, Że go do śmierci nosić nie przestaniesz, Że go ze sobą zabierzesz do grobu; Jeśli nie przez wzgląd na mnie, to przynajmniej Przez wzgląd na swoje ogniste przysięgi, Trzeba ci było lepiej go szanować. Dependentowi! Wiem aż nadto dobrze, Że ten dependent, coś mu go dał waćpan, Nigdy nie będzie miał na brodzie włosów. Będzie miał, skoro do lat męskich dojdzie Jeśli kobieta dojdzie do lat męskich. Na honor, dałem go młodemu chłopcu, Niedorostkowi, smarkaczowi, właśnie Twojego wzrostu, chłopcu adwokata. Ten chłystek tak się go naparł w nagrodę, Że niepodobna mu było odmówić. Żleś waćpan zrobił, szczerze wyznać muszę, Żeś się tak płocho rozłączył z najpierwszvm Darem twej żony; z upominkiem, który Ślub na twym palcu umieścił, a wiara Powinna była doń przykuć na zawsze. I jam mężowi memu dała pierścień, I odebrałam od niego przysięgę, Że się z nim nigdy nie rozstanie. Jakoż, Tu wobec niego śmiało mogę ręczyć, Żeby go nie zdjął, ani spuścił z palca, Za wszystkie skarby świata. W rzeczy samej, Mości Gracyano, dałeś swojej żonie Powód do żalu bardzo wielki. Gdyby Mnie to spotkało, tobym oszalała. BASSANIO do siebie. Gotówbym sobie urżnąć lewą rękę, I przysiądz, żem ten pierścień w walce stracił. Signor Bassanio darował swój pierścień Adwokatowi, który o takowy Prosił go i w istocie nań zasłużył; A jego piszczyk, dependent, za swoją Pracę w pisaniu, zażądał mojego; Tak zaś pryncypał, jak jego subaltern, Nie chcieli przyjąć niczego innego W dank swoich usług jak te dwa pierścionki. Jakiżto pierścień dałeś mu, mój mężu? Przecież nie tamten, coś go miał odemnie? Gdybym mógł kłamstwo dodawać do winy, Tobyrn zaprzeczył temu; ale sama Widzisz, o pani, brak tego pierścienia Na moim palcu. Taki sam brak wiary Jest w twojem sercu fałszywem. Na honor! Nie prędzej usta me dotkną się twoich, Aż znów ten pierścień zobaczę. I twoje Moich nie prędzej, aż mój ujrzę znowu. Najdroższa żono! Porcyo ukochana! Gdybyś wiedziała, komum dał ten pierścień, Gdybyś zważyła, za com dał ten pierścień, Znała żal, jakim czuł dając ten pierścień, Gdy nic nie chciano wziąć tylko ten pierścień: Zmiękłby niechybnie hart twojego gniewu. A gdybyś waćpan był cenił ten pierścień, I tę, coc dała ten pierścień, i własny Honor swój, z którym był w związku ten pierścień, Nie byłby był z twych rąk wyszedł ten pierścień. Któż mógł być tyle niewyrozumiałym, Niedelikatnym, iżby go koniecznie Był żądał, gdybyś pan trochę żarliwiej, Stanowczej stanął był w jego obronie, Mieniąc go świętą pamiątką? Neryssa Mię naprowadza, co mam o tem sądzić: O śmierć mię to przyprawi, bo niechybnie Pierścień ten dostał się do rąk kobiety. Na honor, pani, na zbawienie duszy! Ręczę ci, że go nie dałem kobiecie, Ale pewnemu doktorowi prawa, Który ofiarowany mu przezemnie Dar trzech tysięcy dukatów odrzucił I pragnął tylko dotrzymać ten pierścień. Odmówiłem mu tego i ścierpiałem, Że się oddalił niezadowolony, On, co ocalił dni drogiemu memu Przyjacielowi. Cóż ci powiem, pani? Zmuszony byłem mu go posłać: grzeczność, A nawet sam wstyd mi to nakazywał; Honor mój nie mógł spokojnie znieść tego, Aby go taka plamiła niewdzięczność: Przebacz mi przeto, najdroższa małżonko! Bo na te święte tam na niebie światła Klnę się, ze gdybyś tam była obecną, Byłabyś była sama mi kazała Dać go zacnemu temu doktorowi. Strzeżże się waćpan, by zacny ten doktor Nigdy do mego domu nie zawitał. Ponieważ bowiem posiada ów klejnot, Który lubiłam i który pan gwoli Miłości mojej przysiągłeś zachować, Gotowam także być szczodrą dla niego; Gotowam dać mu wszystko, co posiadam, A nawet udział w prawach mego męża; Że go zaś ujrzę, tego jestem pewną, Nie spędźże waćpan ani jednej nocy Za domem, czuwaj, pilnuj mię jak Argus: Bo skoro tego zaniedbasz uczynić, Skoro mię samą zostawisz, na honor, Którym dotychczas jeszcze się poszczycam, Zacny ów doktor spocznie w mych objęciach. A w mych dependent: bacz więc, jak dalece Masz mię na własnej zostawić opiece. Nie daj mi jeno zejść się z tą figurą, Bobym mu zgnieść mógł dependenckie pióro. Jam jest nieszczęsnym powodem tych waśni. Niech cię to, panie, bynajmniej nie martwi: Jesteś dlatego miłym gościem. BASSANIO. Przebacz, Przebacz mi, Porcyo, ten błąd z konieczności; Wobec zebranych tu przyjaciół naszych Przysięgam na te twoje śliczne oczy, W których mój obraz widzę.. . PORCYA. Zważcie tylko: On w moich oczach widzi się dwoiście, W każden raz: tak więc bierzesz pan za świadka Swych zobowiązań swoje ja dwoiste. To mi przysięga wiarogodna! Ależ Chciej mię wysłuchać: przebacz mi tę winę, A na mą duszę! nigdy od tej pory Uczynionego ci nie złamię ślubu. Dałem był pierwej ciało moje w zakład Za niego. Gdyby nie ten zacny człowiek, Któremu mąż twój, pani, dał ów pierścień, Byłoby po niem było; daję teraz Duszę mą w zakład i ręczę, Że odtąd Nigdy małżonek twój nie złamie wiary Z rozmysłem. Skoro pan za niego ręczysz, To chciejże mu dać ten, razem z przestrogą, Aby go lepiej szanował niż pierwszy. Bassanio, przysiąż szanować ten pierścień. Na Boga! ten sam dałem doktorowi. A on mnie: przebacz, kochany Bassanio, Za tento pierścień miał ze mną ów doktor Słodkie sam na sam. Przebacz mi podobnież, Luby Gracyano, bo za ten tu spędził Przeszłą noc ze mną ów smarkacz dependent. To coś wygląda jak szarwarkowanie Wśród lata, kiedy drogi w dobrym stanie. Cóż to ? na pierwszy wstęp w hymenu progi Niezasłużenie przypięto nam rogi? PORCYA. Mów waćpan skromniej. — Wszyscyście zdumieni. Oto list, panie mężu: w wolnym czasie Przejrzyj go, jest on z Padwy, od Bellarya: Znajdziesz w nim, że doktorem była Porcya, A dependentem Neryssa. Lorenco Może zaświadczyć, żeśmy zaraz po was Stąd wyjechały i wróciły nazad Przed chwilą: jeszcze mię dom mój nie widział Panie Antonio, mam dla ciebie lepszą, Niż się spodziewasz, wiadomość w zapasie: Dowiesz się z tego listu, ze trzy twoje Galery naglę wpłynęły do portu, Obładowane bogatym pakunkiem: Nie powiem, panie, jakim trafem list ten Doszedł do moich rąk. ANTONIO. Niemieję. BASSANIO. Tyżeś Była doktorem i jam cię nie poznał? GRACYANO. Tyżeśto była tym piszczykiem, który Ma mi przyprawić rogi? NERYSSA. Nie inaczej; Który jednakże tego nie uczyni, Aż wtedy, kiedy dojdzie do lat męskich. BASSANIO. Musisz mi swoje otworzyć objęcia, Piękny doktorze, a gdy wyjdę z domu, Wolno ci miewać sam na sam z mą żoną. ANTONIO. Tyś mię, o pani, obdarzyła życiem, A teraz darzysz tem, z czego żyć mogę; Bo wyczytuję tu z wszelką pewnością, Że moje statki przybyły szczęśliwie I stoją w porcie. PORCYA. Teraz na was kolej, Mości Lorenco: ma tam mój dependent I dla was pewien gościniec w kieszeni. I da go bez żądania honoraryum. Oto doręczam wam i waszej żonie Akt darowizny, którym wara bogaty Ojciec Jessyki przeznacza legalnie Po swojej śmierci wszystko, co posiada. Boskie niewiasty! Wy głodnym po drodze Sypiecie mannę. Już dzień prawie, przecież Jeszcze wam nie dość jasno się przedstawia Bieg tych wypadków. Wnijdźmy więc do domu; Tam z nas ściągniecie śledztwo i na wszystko Protokularną znajdziecie odpowiedź Zgoda. Najpierwszą kwestyą, jaką zadam Mojej Nerysie, będzie ta, czy woli Do przyszłej nocy wstrzymać się ze wczasem, Czy pójść spać zaraz, chociaż dzień za pasem? Co do mnie, niechby do jutra wieczora Trwał mrok, gdy będę z piszczykiem doktora; Bądź jednak pewna, że nie zgrzeszę śpiączką, Czuwając, luba, nad twoją obrączką.
is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA== of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software