abstract
| - 4 A nieowładne owo zapatrzenie, Stanąwszy między światem a jej świętem Obliczem, w dawne niewody mię żenie. 7 Kiedy tak pasę wzrok, jednym momentem W lewo go wciągną trzy Niewiasty boże, Wołając do mnie: „Olśnie ci ze szczętem!" 10 Wtem moc widzenia moja zaniemoże, Jako to mdleją oczy oślepione I znieczulone w słonecznym splendorze. 13 Aż kiedy w mniejszych jasnościach ochłonę, Powiadam: mniejszych przeciw jej urodzie, Od której głos mię odwiódł w inną stronę, 16 Ujrzę: dostojne wojsko w swym pochodzie Skręca na prawo, ukąpane w złotem Słońcu i Świecach sunących na przodzie. 19 Jak rota bronna puklerzy namiotem Skręca się, koło sztandaru zebrana, Aż front odmieni zupełnym obrotem, 22 Tak te zastępy Niebieskiego Pana W mych oczach łukiem gięły się na szlaku, Zanim zawrócił kierownik rydwana. 25 Przy Wozie poszły Niewiasty orszaku; Gryf ciągnął ciężar swój, tak lekki w chodzie, Że jedno piórko nie drgnęło na ptaku. 28 A piękna pani, co mię zmyła w wodzie, I Stacjusz, i ja szliśmy w trop za kołem, Które łuk mniejszy kreśliło w obwodzie. 31 Tak snuł się pochód po gaju wesołem, Pustym z win Ewy, co węża uznała; W rytmach anielskich stąpaliśmy społem. 34 Bliżej, niż trzykroć wypuszczona strzała Przeleci — stanął pochód ze sztandary: Tam Beatrycze z Wozu zstępowała. 37 „Adamie!" — smutne rozebrzmiały gwary Wokół rośliny, co ogołocona Z liści nagimi sterczała konary. 40 Modłą przedziwną była jej korona Szersza ku górze; rośliny tak sporej Nie rodzą nawet indyjskie nasiona. 43 „Błogosławiony, Ty Gryfie, żeś kory Z Drzewa nie uszczknął, choć w smaku miodowa; Ktoś inny od niej wił się z bólu chory". 46 Pod krzepkim Drzewem taka brzmiała mowa, A Zwierz dwukształtny wołał, gdy je zoczył: „Sprawiedliwości siemię tak się chowa". 49 Tedy do Wozu zwrócił się i toczył, Aż go przyciągnął do wdowiego Drzewa, I to, co z niego, do gałęzi troczył. 52 Jak w porze, kiedy słońce jasność zlewa Z innąjasnością, która to w koronie Zodiaku poza Rybą rozelśniewa, 55 Pęcznieją zioła, aż każde zapłonie Barwą z bożego daną mu dekretu, Nim w innym znaku słońce sprzęże konie, 58 Podobnie, mniej niż barwą fijoletu, Więcej niż róży, ów pień się odnowi, Stojący na kształt nagiego szkieletu. 61 Nie znam i nie wiem, czy gdzie słuch ułowi Pieśń taką słodką jak ta, co tam biła; Zmysł mój nie zdołał zdzierżeć jej czarowi. 64 Gdybym mógł pędzlem oddać, jak uśpiła Okrutne oczy powieść o najadzie: Oczy, dla których czujność zgubą była, 67 To sztuką, co się w żywych barwach kładzie, Wyobraziłbym, jak wpadałem w ciszę; Niestety, niemoc stoi mi na zdradzie. 70 Zatem od razu ocknienie opiszę: Pękła zasłona snu; blask poszedł po niej; „Wstawaj! Co czynisz?" — takie słowa słyszę. 73 Jak mając ujrzeć kwiateczki Jabłoni, Której owocu anieli łakomi I która Niebo upaja w swej woni, 76 Piotr, Jan i Jakub padli niewidomi I znów powiekę podnieśli zemdloną Na głos, co większe sny, bywało, skromi, 79 I zobaczyli uszczuplone grono — Eliasz z Mojżeszem zniknęli w obłoku — A szatę Mistrza swego przemienioną, 82 Tak jam się ocknął i podniósł z widoku Tej rozżalonej nad zbłąkaniem moim, Która mię przedtem wiodła wzdłuż potoku. 85 „Gdzie Beatrycze?" — pytam z niepokojem. „Patrz — rzekła — siedzi na Drzewa korzeniu Umajonego nowych liści strojem. 88 Przypatrz się, w jakim błyszczy otoczeniu; Reszta za Gryfem już jest wniebowzięta, Wzlatuje w słodszym i wznioślejszym pieniu". 91 Czy jeszcze więcej mówiła ta święta, Nie wiem, bo w oczach mych już tylko gości Ona i wszystkie moje zmysły pęta. 94 Sama siedziała na ziemi szczerości, W straż tej Kolaski pięknej zostawiona, Którą Zwierz przywiózł jeden w dwuistości. 97 Wokół się plotła z Siedmiu Nimf korona: Każda z nich w ręce jasny Lichtarz dzierży, Nietrwożny Austru ani Akwilona. 100 „Krótko zabawisz; ze mną ci należy Obywatelstwo wieczne w onym Rzymie, Gdzie to sam Chrystus był pierwszym z rycerzy. 103 By świat poprawić, który zła się imie, Na Rydwan patrzaj; co tutaj się stanie, Wróciwszy na dół, opiszesz w swym rymie". 106 Tak Beatrycze; ja zawsze poddanie Wypełniający, cokolwiek poleci, Wzrok i uwagę wieszam na Rydwanie. 109 Nigdy tak pędem gwałtownym nie leci Piorun zza gęstej obłoków osnowy, Skoro się w sferze płomienia roznieci, 112 Jak tutaj runął z góry Jowiszowy Ptak i obszarpał na Jabłoni korę, I omuskał z niej kwiaty i liść nowy. 115 Wtem całą mocą uderzył w komorę Wozu; tak w okręt tłuką wodne masy, Rozkołysane w nawałniczą porę. 118 Do tryumfalnej następnie Kolasy Wkradł się Lis, cały wychudzony czczością I na potrawę niezaznaną łasy. 121 Ale skarcony w swej brzydkiej chytrości Od pani mojej naganą surową, Pierzchł, ile znieść go mogły chude kości. 124 Po chwili Orzeł, skąd spadł, stąd na nowo Rzucił się pędem na Wozu rynsztunek I zasłał pierza białością puchową. 127 Jak z łona, w którym tłucze się frasunek, Tak z nieba ozwał się głos i żałował: „O Łódko moja, smutny twój ładunek". 130 Między kołami grunt się rozstępował; Z głębi Smok wyszedł i, kolcem oczosa Spod spodu wiercąc dno, Kolaskę psował. 133 A jak swe żądło w siebie ściąga osa, Tak je ściągała poczwara zjadliwa: Część dna wyrwała i uszła z ukosa. 136 Jak pulchna ziemia runią się okrywa, Tak Rydwan puchem bożego Sokoła, Co go chęć może przyniosła życzliwa. 139 Szczęt zatem Wozu i dyszel, i koła Otuliły się w te puszyste stroje Szybciej, niżeli człowiek westchnąć zdoła. 142 Gdy tak Sprzęt boży zmienił kształty swoje, Nagle mu z wnętrza Siedem Głów wynika: Czworo po krańcach, a na dyszlu troje. 145 Na trzech po parze Rogów jak u byka, Na czterech jeden w czele; tak bajecznej Stwory śród ziemi nikt nie napotyka. 148 Jako na góry szczycie głaz bezpieczny, Siedziała na niej, chyżymi oczyma Strzelając, postać Niewiasty Wszetecznej. 151 A jako strażnik straż nad skarbem trzyma, Stał nad nią Olbrzym z ohydnym obliczem I całował ją, a ona Olbrzyma. 154 Widząc, że ku mnie swym okiem zwodniczem Strzelała, srogi ów gach nielitośnie Od stóp do głowy siekł ją ostrym biczem. 157 Potem od razu gniewnie i zazdrośnie Odwiązał potwór i powlókł do boru, Który tam jak tarcz dzieląca mię rośnie 160 Od Nierządnicy i dziwnego Stworu.
|