abstract
| - 1 Jak gdybyś ciszą znużoną spojrzał na światło: elipsy, kreski i koła krążące przez krzywe zwierciadło. Z drugiego końca ciszy nie echo, tyś sam wolał. Przez dzień płyną już tylko ptaki, czasem opada liść jak karta proroczych pism. Możeś pędzącym przez burze rozwianym chłopcem, możei; już tyłko sam o sobie list? To nie, że lęk mnie zjeżył i płaczę oparty o kołumny krzyżów człowieczych. To nie, że ja nie dudnię pięścią w kamień martwy, tylko żem nie znał oczu głębszych niż ten wieczór. Teraz są te jaskółki zwieszone u powiek jak odłamki nieznanych gwiazd. Teraz są chmury - coraz to inne zwierzęta, maszerujący tętnem las. To nie, że mi nie była żadna ziemia święta, ale żem ciszą znużoną spojrzał na światło i uniósł czas tak mały, jakby to nie czas. 2 Tabuny oceanów płoną na równinach, równiny są jak niebo, niebo jest jak woda. Koczują złote smoki po wielkich przyczynach, po ziemi wstępujące jak po czarnych schodach. Góry ruszyły z legowisk, góry tak są lekkie, sypią jak piasek z ręki obłoków do ręki. W namarszczonym milczeniu jak zwierzęta piękne mruczą i dymią ostro swoim ciężkim wdziękiem. By I czas, gdy strach nie istniał, tylko w ciemnym wnętrzu przewalalo się serce jak dzwon pustej studni i piętrzyło się siłą, jakby krzyk się piętrzył. Światy tonęły w światach. Dziś w każde południe słychać jeszcze, jak gwiazda zatopiona jęczy. Kto grał na tej fanfarze, wydymał złe morza pełne gwiazd i błyskawic, i ryb niepoczętych, huczące w trąby wirów, czerwone jak pożar od idei wszystkich kształtów i wszystkich zamętów. Żeby odwalić ziemię, po kamieniu kamień, po liściu liść oderwać z wszystkich drzew, zobaczysz wypalone w martwej ciszy znamię - - naprężony do skoku tygrysi gniew jak olbrzyma zastygłe ramię. 3 Był czas hipocentaurów, zwierząt zodiakalnych, gdy niebo rosło z ziemi jak korona blasku. Te zwierzęta z obłoków jak kosmate palmy ulepione z namułu i wzdętego piasku. O świecie muzealny! Skorpiony napięte jak kusze przed wystrzałem wielkich prawd, gdy w plusku płetw jak drzewa, w dzikim śpiewie mięty szedł niebem srebrny komar i jak pasterz - grał. A pod piosenkę - ciche powtórzenie wrzawy, szły szeregi zdziwione, jakby ziemią sięgając do chmur, gdzie w kolebce kotliny, w mrocznych stadach trawy kołysał się na liściu maluteńki stwór. I śmiały się zwierzęta - wędrujące góry, z ostatniego potomka burzy, kiedy wodził palcami w koczowniczych chmurach i wróżył. Marszczyły się i tarły grzebieniami grzbietów o niebo z ognia pełne dziwnych figur, podobne zadumanym nad śmiercią kobietom, sierść obłoków - uszami strzygąc. W lesie krętych storczyków został mały człowiek, a był to prometeusz. Rósł, aż go uniosła wielka woda, i płynął, odbijał od brzegów, wiosłując jak płomieniem - ognistym wiosłem. 4 Rosły rany w zieleni - czarne głowy zamków, rżały chmury spętane, przemienione w konie. Tylko w ho sannach wiosny wspomnieniem o wdzięku kwitły różowe i złote jabłonie. Nikt nie powracał drogą. Czekały dziewczęta odnajdując w zwierciadłach zastygłych rycerzy, bo wojom - nie pamiętać, kobietom - pamiętać, bo tętnił drogą człowiek - który wierzył. O, twarze światowidów, odynów, proroków, o, twarze ciemiężonych, którzy szli w takt serc, o, twarze tych bez bogów i twarze tych bogów, trącające o gwiazdy, o radość i śmierć. Stał olbrzym w głosie ziemi jak w szacie pod piorunami. Stał olbrzym jak tysiące w rosnącej postaci ponad trupami poległych, nad Izami. Stoi olbrzym pod niebem jak wir pełnym mgławic - warczących zwierząt. Stoi w kompaniach lasów, w dzwonach wielkich lir, ustoi - wierząc. Wariant: Szukajcie w lasach rzeki echa, bogów zaklętych w kamień i żywych ptaków w dziecięcych uśmiechach, wyzwoleń ludzi prawdziwych, zwycięstwa smutnych spojrzeń, przywalonych przez granitową noc, i buntu, który dojrzał - znajdziecie bunt i bitwę, i noc. 5 Wzniesiony dom ze słońca i z szumu dłoni, żelazny dom. Cóż, że się zamknie ziemia nad nami jak zaczytany tom. Rosnąć dalej w liście i dęby puszcz jak własny pomnik, zrywać światło pąkami ust, wyrosnąć murem zwycięskich wspomnień. Glina jest dobra i jak krew słona, jak trawa wzejdzie nad nas ptaków śpiew, a barbarzyńska ziemia z krzykiem rozciągnie ramiona, przetętnią po nas śpiewne tabuny drzew. Image:PD-icon.svg Public domain
|