About: dbkwik:resource/3R5CC9cnF90eOiYlkCebwA==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Kronika Starego Mistrza
rdfs:comment
  • Dantooine - spokojna planeta pełna pól uprawnych i mórz traw - wydawała się snem, spełnieniem marzeń niejednego wysoko postawionego członka Republiki czy też Imperium. Życie tutaj, romantyzowane przez różnych poetów i pisarzy, wydawało się sielanką. Niczym mityczną Arkadię, świat ten zamieszkiwać mieli prości pasterze i rolnicy, którzy nie przejmowali się ogromem wszechświata i jego troskami... Lecz kiedy już dosięgnęła, niech Moc będzie z wami, Dantooińczycy. Północ. Niemal absolutna cisza. Wiatr hulający w korytarzach. Opuszczone od wieków komnaty. Stworzenia posykujące w podziemiach.
dcterms:subject
abstract
  • Dantooine - spokojna planeta pełna pól uprawnych i mórz traw - wydawała się snem, spełnieniem marzeń niejednego wysoko postawionego członka Republiki czy też Imperium. Życie tutaj, romantyzowane przez różnych poetów i pisarzy, wydawało się sielanką. Niczym mityczną Arkadię, świat ten zamieszkiwać mieli prości pasterze i rolnicy, którzy nie przejmowali się ogromem wszechświata i jego troskami... ...a jednak nie zawsze tak było, jak mogłoby się wydawać wszystkim tym romantykom. Praca w polu nawet z pomocą droidów i różnych maszyn to nie lekka praca. Ludzie wstawali wcześnie z łóżek i kładli się późno, zapracowani i obolali od szyi w dół. Mimo to wiele istot udawało się na emeryturę tudzież uchodziło właśnie tutaj - na Dantooine bowiem rzadko sięgała ręka zła. Lecz kiedy już dosięgnęła, niech Moc będzie z wami, Dantooińczycy. Był taki jeden region na planecie, który już kilkukrotnie narażony został na zniszczenie. Tysiąclecia temu, na długo przed powstaniem Imperium Galaktycznego, przybyli tutaj nowi osadnicy, zajmując miejsce starych. Zastając pobojowisko i dziesiątki, a może i setki kraterów i zgliszczy, postawili sobie cel życiowy: odbudowę życia w regionie. Pięć lat później Khoonda - bo tak nazwali to miejsce - już zaczęła prężnie się rozwijać. To właśnie tutaj, w roku 16 Wielkiej Resynchronizacji, gdy Khoonda była już ważnym ośrodkiem na świecie - dosłownie drugą stolicą - zawitał do niej pewien człowiek. Ostrożnie, podparty kijem niby ślepiec, zszedł z rampy statku uchodźców. Twarz zasłaniał mu ciężki kaptur tak, że ujrzenie jego twarzy graniczyło z cudem. Ludzie patrzyli na niego, niektórzy podchodzili, proponowali pomoc, on jednak grzecznie odmawiał i szedł dalej. Zmierzał ku miejscu, którego wielu unikało, uważając, że jest ono przeklęte lub nawiedzone. Kiedy już dotarł do celu - pod starożytne ruiny daleko za miastem - zbliżył się do zapieczętowanych wrót. Samymi opuszkami palców zaczął wodzić po ich chropowatej powierzchni. Poznawał ten typ zabezpieczeń - wykorzystywano je również na jego macierzystym świecie. Stanął naprzeciwko nich, wyciągnął ku nim rękę, skupił się…. ...i wrota ustąpiły: ciężkie filary jeden po drugim opadły pod ziemię. Wędrowiec przestąpił przez próg ruin, a następnie zamknął za sobą przejście. Oto był w swoim nowym domu. Padł strzał. Lufa karabinu blasterowego wypuściła strużkę dymu, zaś jego właściciel, zadowolony z efektu polowania, ruszył ku zastrzelonemu iriazowi. Podjechał do niego na swoim śmigaczu, gotów zabrać go do domu i oskórować. Już-już miał załadować zdobycz na pakę, kiedy nagle ujrzał coś co najmniej niezwykłego: słup dymu dobiegający z wnętrza starych ruin daleko na północ od jego pozycji. Od wielu, wielu lat miejsce to pozostawało zamknięte na cztery spusty. Zresztą i tak niewiele było tam do oglądania - ot, zrujnowany zabytek. Nic specjalnego. A jednak ktoś nie tylko zdołał tam wejść, ale i najwyraźniej postanowił rozpalić tam sobie ognisko. Interesujące… Myśliwy załadował iriaza na śmigacz i ruszył ku ruinom. Kiedy tam dojechał, było już po zmierzchu. Zeskoczył ze śmigacza i wspiął się ostrożnie na ukruszony mur. Było ciężko, ale nieraz wspinał się o własnych siłach na różne pagórki czy płaskowyże; miał to wyćwiczone. Gdy znalazł się na odpowiedniej wysokości, skupił swój wzrok na dziedzińcu ruin. Ktoś tam siedział - jakaś zakapturzona, humanoidalna postać. Pośrodku płonęło niewielkie ognisko. Nagle tajemniczy osobnik, siedząc plecami do myśliwego, uniósł się w powietrze jak gdyby nigdy nic. Zaskoczony obserwator cofnął się nieznacznie i patrzył dalej. Kto to był? Albo co? Nigdy bowiem nie widział takiego zjawiska. Wtem poślizgnął się ma omszałym kamieniu i spadł na ziemię. Lokator ruin opadł na równe nogi i zaniepokojony, zwrócił się ku murowi. Następnie wzruszył barkami i wrócił do swojej głębokiej medytacji. Północ. Niemal absolutna cisza. Wiatr hulający w korytarzach. Opuszczone od wieków komnaty. Stworzenia posykujące w podziemiach. Oto jego nowy dom. Spokojnym krokiem, odrzuciwszy uprzednio element przebrania w postaci kija ślepca, zmierzał ku archiwom, ciekaw, czy coś tam znajdzie. Otworzył wrota prowadzące do archiwów. Znał faunę Dantooine, toteż spodziewał się ewentualnego spotkania z laigrekami lub innymi drapieżnikami lubującymi się w podziemiach, ale niczego takiego nie wyczuł. Przed nim rozciągała się tylko martwa ciemność. Poprawił osłony na nosie i przestąpił przez próg. Ruszył ku czemuś w głębii komnaty. Czuł to. Jeżeli miałby opisać to uczucie komuś, kto nie postrzegał świata w ten sam sposób, co on, powiedziałby, że tam, gdzie inni widzą nieprzenikniony mrok, on “widział” zarysy, aurę ukrytych w nim istot, a nieczęsto również rzeczy nasiąknięte energią takich jak on… Wyczuł Go. Zbliżył się do Niego i podniósł ostrożnie, wręcz z nabożną czcią. Trzymał właśnie w rękach holokron Jedi - jeden z najcenniejszych artefaktów Zakonu. Poczuł, że jest on całkiem czysty, niezapisany. Przyłożył go do swojej piersi niczym dziecko i opuścił archiwa. Usiadł na posadzce w pustej komnacie mieszkalnej, przed sobą stawiając holokron. Skupił się i uruchomił go. Miał chęć zapisać w nim swoje nauki oraz wspomnienia, aby pozostawić po sobie ślad w galaktyce. Jeżeli odejdzie, niech przyszli rycerze Jedi o nim pamiętają. Gdy uruchomił funkcję nagrywania, stanął przed urządzeniem. Zrzucił kaptur, odkrywając swoją stoicką, bezoką twarz. - Nazywam się Iowath, mistrz Zakonu Jedi - przedstawił się przedstawiciel rasy Miraluka. Złożył pełen szacunku pokłon swoim przyszłym słuchaczom. - Zwracam się do was, bracia i siostry, z niemałym żalem - oto bowiem, sześćdziesiątego roku Wielkiej Resynchronizacji, nasz Zakon został od środka zniszczony przez naszych odwiecznych wrogów: Bractwo Sithów. Niechaj ten holokron stanie się moją kroniką tego, jak Jedi upadli i być może jak powstaną na nowo. Kategoria:MrDoc266 Kategoria:Opowiadania
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software