Nie ma nic do chleba. Spieczona pieczątka, serek i mój przyjazd stają się mniej ważne. Z dziesiątego piętra spojrzeń obciążonych błędem paralaksy; niemy turniej czterech skoczni, kłębek prześwietlonych ulic, Bożych sznurowadeł rysowanych kredką. Skądinąd się biorą sploty wrażeń i za każdym razem lepiej się poddaje.
Nie ma nic do chleba. Spieczona pieczątka, serek i mój przyjazd stają się mniej ważne. Z dziesiątego piętra spojrzeń obciążonych błędem paralaksy; niemy turniej czterech skoczni, kłębek prześwietlonych ulic, Bożych sznurowadeł rysowanych kredką. Skądinąd się biorą sploty wrażeń i za każdym razem lepiej się poddaje.