rdfs:comment
| - Te olbrzymie skał odłamy, Nieforemne i zwietrzałe, Patrzą na mnie jak potwory Skamieniałe dawnych wieków. Dziwna! Szare owe chmury, Co tam ciągną ponade mną, Zdają mi się być odbiciem Tych kamiennych dzikich kształtów. W dali huczą wodospady, Wicher w jamach świszczy, wyje, Szum i łoskot idą wkoło Jak rozpaczne krzyki, jęki. Coraz dziksza tu samotność! Czarne kruki tylko siedzą Na zwichrzonych czubach sosen I machają krzywym skrzydłem. Obok mnie, milczący, blady, Kroczy mój Laskaro; przy nim Ja wyglądam jak szaleństwo, Które śmierci towarzyszy.
|
abstract
| - Te olbrzymie skał odłamy, Nieforemne i zwietrzałe, Patrzą na mnie jak potwory Skamieniałe dawnych wieków. Dziwna! Szare owe chmury, Co tam ciągną ponade mną, Zdają mi się być odbiciem Tych kamiennych dzikich kształtów. W dali huczą wodospady, Wicher w jamach świszczy, wyje, Szum i łoskot idą wkoło Jak rozpaczne krzyki, jęki. Coraz dziksza tu samotność! Czarne kruki tylko siedzą Na zwichrzonych czubach sosen I machają krzywym skrzydłem. Obok mnie, milczący, blady, Kroczy mój Laskaro; przy nim Ja wyglądam jak szaleństwo, Które śmierci towarzyszy. Szpetnie pusta okolica! Czy przekleństwo ciąży nad nią? Zda się, krew na pniu spostrzegam Karłowatej jodły czarnej. Jodła ta przy chacie sterczy, Co się kryje, zawstydzona, Przez pół w ziemię, błagająco Trwożnie patrzy dach słomiany. Mieszkańcami owej chaty Są Kagoty, szczęty marne Prastarego gór plemienia, Które w cieniu tu wymiera. W sercach prawych Baskijczyków Dziś się jeszcze tli nienawiść Do Kagotów. Smętne resztki Smętnych czasów fanatyzmu. W starych Basków starym tumie Jest żelazna furtka niska. Było to, jak prawi kustosz, Wejście dla Kagotów nędznych. Im wzbronione były niegdyś Wielkie drzwi kościelnej nawy, Więc się tędy do świątyni Przekradali jak złodzieje. Tam, na niskim owym stołku, Siedział żebrząc Kagot stary, Z dala, jak zapowietrzony, Od gromady bab i dziadów. Ale oto światło wieku Zapłonęło jak pochodnia, Rozpraszając w kątach nawy Stare cienie średniowieczne! U drzwi został się Laskaro, Kiedym wszedł do nędznej chaty, By Kagota, co w niej mieszkał, Dłoń uścisnąć po bratersku. I złożyłem pocałunek Na dziecięcia jego czole, Które ssało pierś matczyną, Niby cienki, chory pająk.
|