abstract
| - 4 A tam go taras gładki opierścienia, Bieżący wokół, jak pierwszego razu, Jeno z mniejszego zajęty promienia. 7 Figur tam rytych nie ma ni obrazu, Ale jednego, szarego koloru Zarówno gładka ścieżka, jak mur z głazu. 10 „Jeśli czekamy kogoś z tego dworu, Nim się u niego drogowskaz wyprosi, Długo tu bawić musim bez wyboru". 13 Rzekł i wzrok bystro ku słońcu podnosi; Bok prawy czyni obrotu ośrodkiem, A łuk zatacza lewym, jak na osi. 16 „O słońce — wołał — ty, którego słodkiem Wiedziony światłem, na tor nowy wchodzę, Jakim tu trzeba ratować się środkiem, 19 Poucz; ty grzejesz świat, — ty jego drodze Świecisz; póki nic nie staje na wstręcie, Brać trzeba zawsze twe blaski za wodze". 22 Jużeśmy uszli po owym zakręcie Na tysiąc kroków swego rachowania, Tak nas chęć sama parła w tym momencie, 25 Kiedy wionęły ku nam skrzydeł wiania Duchów niewidnych, ale nas przelotem Zapraszających do stołu kochania. 28 I był głos pierwszy usłyszany potem: „Wina nie mają" — wymówił dokładnie I brzmiał za nami echowym nawrotem. 31 A nim ten jeszcze w powietrzu pobladnie, Inny zawoła: „Abyście wiedzieli, Orestes jestem!" — to rzekłszy, przepadnie. 34 „Jakiej to, Ojcze, są głosy kapeli?" — Pytam; a oto duch trzeci zakrzyczy, Lecąc: „Kochajcie swoich krzywdzicieli!" 37 Na to Mistrz luby: „W tym kole się ćwiczy Winę zazdrości; tu więc miłość miecie Razy z jej własnych ukręcone biczy. 40 Wędzidło z głosów odmiennych się plecie; Zaznasz ich jeszcze, jeśli mię nie myli Domysł, nim spoczniesz w przebaczenia mecie. 43 Teraz niech wzrok twój w przestrzeń się wysili: Ujrzysz gromadę mar siedzących razem; Każda pod ścianą kamienną się chyli". 46 Tedy rozwarłszy oczy za rozkazem, Popatrzę ku nim; siedzieli opięci W płaszcze, co barwą zmieszały się z głazem. 49 Gdyśmy podeszli, owi smutkiem zdjęci Wołali: „Módl się za nami, Maryja, Michale, Piotrze i Wy, wszyscy Święci!" 52 Nie wiem, jestli kto tak surowy, czyja Litość od tego nie zadrży widoku, Który się teraz w moje oczy wpija. 55 Skoro tak blisko podsunąłem kroku, Że mi ich postać była ukazana, Żal mi spod powiek trysnął w łez potoku. 58 Szata ich nędzna, jakoby włosiana; Jeden drugiemu wspierał się o plecy, A wszystkich znowu podpierała ściana. 61 Tak wyglądali jak ślepi kalecy, Gdy na odpuście w kościelnej zagrodzie Żebrzą, głowami wsparłszy się, by lecej 64 Spółczucie zbudzić w pobożnym narodzie, Wiedząc, że — niemniej jak skarga — nędzarzy Widok litością czułe serca bodzie. 67 A jako ślepcom słońce za nic waży, Tak i tym duchom do miejsca przykutem Próżno blask świecił od słonecznych zarzy. 70 Jak czyni ptasznik z zuchwałym birkutem, Kiedy nie może nad nim zyskać władze, Powieki mieli pospinane drutem. 73 Zdawała mi się rzecz równa zniewadze Patrzeć, niewidny będąc ich wzrokowi; Więc się oczyma mego Mistrza radzę. 76 A On, co gestu znaczenie w lot łowi, Niemieszkający rzecze: „Niech pospołu Krótko i jasno twa chęć się wysłowi!" 79 Wergili przy mnie z tej strony cokołu Stąpał po ścieżce, skąd łacno spaść można, Bowiem jej poręcz nie chroni od dołu. 82 Po mojej stronie ślęczała nabożna Duchów gromada, którym szwu szczeliną Łzy wyciskała tęsknica przemożna. 85 Podszedłszy, tak się ozwałem: „Drużyno, Owej światłości szczytnej niedaleka, Która dziś tobie troską jest jedyną, 88 Niech łaska zmyje pianę, co obleka Twoje sumienie, aby w nie, bezpieczna, Prawdziwej wiedzy popłynęła rzeka. 91 Powiedz, rzecz będzie i luba, i grzeczna: Jest tu gdzie dusza łacińskiego rodu? Chęć moja być jej może użyteczna". 94 „Bracie, wszystkieśmy prawdziwego grodu Obywatelki, rozumiesz pątnicę, Co żyła pośród Italów narodu?" 97 Taką odpowiedź lecącą pochwycę Z miejsca, gdzie cieniów siedziała gromada; Więc głośniej jeszcze myśl moję wyświecę. 100 Sądzę, że na mnie jedna dusza blada Czekała, brodę wysunęła bowiem Na sposób ślepca, gdy przechodnia bada. 103 „Ty, co się zniżasz, by wznieść się — tak powiem Do ducha — twejże głos to odpowiedzi? Niech o twym kraju i rodzie się dowiem". 106 „Sieny mieszkanką byłam; tu się biedzi Duch nasz — odrzekła — i pył ziemski myje We łzach, czekając, rychło Bóg nawiedzi. 109 Głupie czyniłam, choć imię Zofije Nosząc, bo o swe korzyści nie dbałam: Radowały mię raczej szkody czyje. 112 Lecz abyś wierzył, że szczerością pałam, Słuchaj, szał jaki zrodził się w mej głowie, Kiedy po łuku życia zstępowałam: 115 Pod Colle moi gdy stali ziomkowie Przeciw wrogowi, ja, podnosząc dłonie, Błagałam Boga, by im stał na zdrowie. 118 Rozbici poszli po gorzkim wygonie Ucieczki, a ja, świadek tej przygody, Niewysłowioną rozkosz czułam w łonie. 121 I wzniosłam w niebo zuchwałe jagody, Mówiąc: »Już teraz Ciebie się nie boję!« Jak ów kos głupi dla trocha pogody. 124 Pod koniec życia z Bogiem się pokoję; Ale podobno bogobojne chęci Nie starczyłyby za powinność moję, 127 Gdyby nie szczęście, że się mej pamięci Ruszyła litość w Piętrze Pettignanie: On w modłach zmniejszył kaźń, która mię smęci. 130 Lecz ty kto jesteś, co o naszym stanie Chcesz wiedzieć? Ócz twych niespięta powieka, A ust twych mowa budzi wiatru wianie". 133 „I moje oczy równa kara czeka, Ale niedługa — rzekłem — gdyż na świecie Zazdrość ode mnie bywała daleka. 136 Za to się duch mój bardziej lęka przecie300px|right Kary, co w kręgu niższym się wygładza; Już prawie czuję ciężar, co mię zgniecie". 139 „Kto on — duch pytał — co cię przyprowadza, Iż tuszysz wrócić na padolną drogę?" „To — rzekłem — Wódz mój, ale się nie zdradza. 142 Żyw jestem; pytaj, czym ci pomóc mogę, Jeżeli pragniesz, o wybrany cieniu, Bym ruszył w sprawie twej śmiertelną nogę". 145 „Rzecz to zaiste dziwna ku słyszeniu; Poznaję teraz, że ci Bóg łaskawy; Więc wesprzyj czasem w pobożnym westchnieniu. 148 Nadto cię błagam w imię świętej sprawy: Gdy będziesz kiedy deptał grunt Toskany, U krewnych moich popraw mojej sławy. 151 Znajdziesz ich między próżnymi ziemiany, Co w Talamonie dufhi, choć opłacą Tę dufność drożej niż źródła Dyjany; 154 Lecz więcej od nich admirali stracą...."
|