abstract
| - - Frank chodź! Już jedziemy! - zawołała kobieta w średnim wieku. Wątły, czarnowłosy 13-latek westchnął i odłożył książkę. Kątem oka spojrzał na jej okładkę. Widniał na niej napis „Z dna piekła. Moje przeżycia w obozie koncentracyjnym.” No tak. Frank od zawsze interesował się tematyką drugiej wojny światowej i obozami śmierci. W jakiś dziwny sposób intrygowało go to. Wyjął walizkę spod łóżka i skierował się w stronę drzwi wyjściowych, po drodze odpychając swoją 11 letnią, adoptowaną miesiąc temu, siostrzyczkę. Nie przepadał za nią, bo zawsze wolał mieć brata. - Synku pospiesz się! - po raz drugi krzyknęła jego matka – pamiętaj, że najbliższe 3 tygodnie spędzisz u dziadka Josepha! Frank od niechcenia wszedł do samochodu i ruszyli w drogę. Po niecałych czterech godzinach dotarli na urokliwą wieś, do ogromnego, drewnianego domu Jego dziadka. Chłopak, wyszedł z samochodu, pożegnał się ze swoją rodzicielką i zapukał do drzwi willi. Otworzył mu starszy jegomość, z siwymi krótkimi włosami opadającymi na czoło i szeroką blizną przecinającą skroń. Miał ją już od kiedy Frank pamiętał, ale gdy chłopiec chciał o nią spytać, dziadek robił się tajemniczy i agresywny, a następnie szybko zmieniał temat. Jego twarz jak zawsze miała nieodgadniony i surowy wyraz. - Witaj drogi chłopcze – odezwał się mężczyzna i nie czekając na powitanie wnuka, otworzył szerzej drzwi i zamaszystym krokiem wszedł do środka. Frank podążył za nim. Przyjeżdżał tu co wakacje, ale zawsze miał uczucie, że coś w tym domu jest nie w porządku. I jeszcze ten ciągle unoszący się zapach spalenizny... - Siadaj – wyrwał go z zamyślenia dziadek – napijesz się może herbaty? Opowiadaj co u ciebie słychać. - Frank niechętnie zamienił z nim kilka słów, a potem poszedł do pokoju, który staruszek specjalnie przygotował dla niego na górze. Usiadł na łóżku i wyjrzał przez okno. Roztaczała się tam szeroka panorama lasu. W pobliżu nie było żadnych innych domostw, a na dodatek, Frank nigdy nie widział tu żadnego człowieka. Chłopak położył się na łóżku i wyjął z walizki laptopa. Po kilku godzinach surfowania po internecie zasnął. Obudził go dźwięk otwieranych drzwi. Dziadek wychylił się za nich i powiedział: - O, Frank, nie wiedziałem że śpisz. Chciałem cię poprosić żebyś przyniósł mi drabinę ze strychu, bo muszę odetkać komin. Ale jeśli ci przeszkadzam... - - Nie, nie dziadku – przerwał chłopiec – właściwie i tak nie mam tu nic do roboty, chętnie ci pomogę. - I nie czekając na odpowiedź, wyszedł z pokoju, kierując się w stronę strychu. Wszedł tam po obluzowanych, drewnianych schodkach. Nic się tam nie zmieniło. Pajęczyny i kurz pokrywały stare meble przykryte białymi prześcieradłami. Przez małe okienko wpadał blask zachodzącego słońca - Drabina jest po lewej stronie przy szafie! - usłyszał głos dziadka. - Dobrze, zaraz ją tu przyniosę. – odkrzyknął chłopak. Jednak jeden szczegół przykuł jego uwagę. Jedna z desek w podłodze nie była tak zakurzona jak wszystkie inne, a w dodatku coś spod niej wystawało. Frank nachylił się, i jego oczom ukazał się pożółkły, bardzo stary dziennik. Otworzył go i z trudem przełknął ślinę. Na podłogę wypadł jakiś dokument. Chłopak podniósł go i jego oczom ukazało się zdjęcie jego dziadka z młodości. Poznał go od razu, ze względu na tą bliznę, która jeszcze wtedy wyglądała na dość świeżą. Ale najgorszy był strój jego dziadka. Frank od razu spostrzegł charakterystyczną opaskę ze swastyką. - Nie, to nie może być prawda – jęknął zaciskając powieki. Ale dowód był jednoznaczny. Nad zdjęciem widać było jakieś napisy po niemiecku i nazwisko: Fredrich Schrodringer. Usłyszał kroki na schodach. Jakieś trzy godziny przed przyjazdem Franka, dziadek Joseph, a właściwie Fredrich Schrodringer, założył swój mundur i wyszedł przed dom. Nagle, za drzewem dostrzegł czarnego kota. - Kici, kici - zawołał - chodź tu kotku, nie bój się! Zwierzę, najpierw przyjrzało mu się, a potem nieufnie podeszło. Starszy człowiek uśmiechnął się i wziął kota na ręce. W miarę, jak zbliżali się do kuchni, zwierzątko coraz bardziej zaczynało się wyrywać i uświadamiać sobie że coś jest nie tak. Jednak było już za późno. Fredrich szybkim ruchem włożył go do gorącego piekarnika i zamknął drzwiczki. Po chwili, dom wypełniło przeraźliwe miauczenie a potem martwa cisza i zapach palonego mięsa... Frank, na dźwięk kroków podskoczył, ale zdążył schować dziennik do kieszeni bluzy. Dokładnie w tym samym momencie wszedł dziadek. - Chłopcze, wszystko w porządku? Coś długo cię nie było. - T-tak - powiedział drżącym głosem - ja po prostu... przestraszyłem się wielkiego pająka. Starszy mężczyzna spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem. Wiedział, że chłopak kłamie. Dwa lata przesłuchiwań Żydów nie poszły na marne. -Dobrze, weź już tą drabinę i chodź na dół. Chłopak posłusznie to zrobił, pilnując aby dziennik przypadkiem nie wypadł mu z kieszeni. Następnie poszedł do swojego pokoju i upewniając się, że dziadek zszedł na dół zaczął czytać. 7.06.1943 Od zawsze wiedziałem, że chcę to robić. Zabijanie przynosiło mi ulgę. Ale nienawidzę, kiedy więźniowi Auschwitz w którym od lipca pracuję uda się zbiec. Ten pier***ony Henryk Mazur. Frank zamarł. I nagle sobie przypomniał skąd zna to nazwisko. Henryk Mazur był przecież dziadkiem jego adoptowanej siostry. Pamiętał, że zaledwie kilka dni temu opowiadała, że był on jednym z więźniów obozu śmierci i udało mu się zbiec, raniąc jednego z Niemców w głowę. Ta blizna... Frank wydał z siebie okrzyk przerażenia. Nagle, drzwi się otworzyły i stanął w nich Fredrich Schrodringer w niemieckim mundurze. - Nie powinieneś się dowiedzieć - powiedział pozbawionym emocji głosem i zaczął strzelać z karabinu. Jednak chłopiec był szybszy i mocnym kopniakiem wybił okno, a następnie wyskoczył. Było dosyć wysoko, ale na szczęście spadł na jakieś krzewy i to uratowało mu życie. Zaczął biec na oślep, by tylko go zgubić. Po jakimś czasie był tak wyczerpany, że ledwie mógł oddychać. Równocześnie spostrzegł, że stoi na środku jakiejś mało uczęszczanej ulicy. Zobaczył przed sobą przednie światła tira... Matka Franka dowiedziała się o wypadku dwie godziny później. Stan chłopaka był krytyczny, więc przerażona pojechała do szpitala. Jednak Frank zmarł chwilę po jej przyjeździe. Była północ. Załamana kobieta siedziała w samochodzie wpatrując się nieruchomo w bezgwiezdne niebo. W ręku trzymała telefon i jakiś stary dziennik, który znaleziono przy jej dziecku. Otworzyła go i zaczęła czytać. Wtedy powróciły wspomnienia. Jej mąż popełnił samobójstwo strzelając sobie w głowę. Wiedziała, że był synem Fredricha Schrodringera, nazisty i zbrodniarza wojennego. Myślała jednak, że on się zmienił, wybaczyła mu. Ale teraz, po śmierci jej syna... 'Pożałujesz tego' pomyślała i pociągnęła łyk whisky, którego butelkę wyjęła z torby. Alkohol zapiekł ją w gardło. Włączyła silnik. Kiedy dojechała na miejsce, w drewnianej willi było niepokojąco ciemno. Wyszła z samochodu i skierowała się w stronę drzwi. Weszła do domu, który wyglądał na pusty. Zdecydowanym krokiem przeszła do kuchni i odkręciła kuchenkę gazową. Po kilku minutach charakterystyczny zapach wypełnił mieszkanie. W tym momencie, w drzwiach pojawił się człowiek w niemieckim mundurze. - Zostaw to - wycedził przez zęby i rzucił się na nią. - - Za późno, odpowiedziała spokojnie kobieta i kliknęła włącznik światła... -Kategoria:Opowiadania
|