rdfs:comment
| - Nie pragnę sławy, uciechy, Ani triumfu innego, Niech mi tylko los pociechy Nie odbiera i snu tego, Strojnego w złote uśmiechy! Jeśli więc fortuny wola Da mi dożyć tej kolei, Wtedy zgaśnie ogień duszy Gorejący śród katuszy, Wtedy zrzeknę się nadziei. Niepodobieństw żądam tyle! Bo czas nigdy nie powrócił Ani jedną szczęścia chwilę, Którą już pierwej zarzucił W ciemnej przeszłości mogile; Czas, jak ptak, skrzydła rozwodzi, On skrzydlaty już się rodzi, I ten w sądzie prawdę minął, Kto myśli, że czas upłynął, Albo że czas już nadchodzi.
|
abstract
| - Nie pragnę sławy, uciechy, Ani triumfu innego, Niech mi tylko los pociechy Nie odbiera i snu tego, Strojnego w złote uśmiechy! Jeśli więc fortuny wola Da mi dożyć tej kolei, Wtedy zgaśnie ogień duszy Gorejący śród katuszy, Wtedy zrzeknę się nadziei. Niepodobieństw żądam tyle! Bo czas nigdy nie powrócił Ani jedną szczęścia chwilę, Którą już pierwej zarzucił W ciemnej przeszłości mogile; Czas, jak ptak, skrzydła rozwodzi, On skrzydlaty już się rodzi, I ten w sądzie prawdę minął, Kto myśli, że czas upłynął, Albo że czas już nadchodzi. Tak żyć pośród niepokoju, Między nadzieją i trwogą, To lepiej polec w tym boju, Marząc duszy przyszłość błogą, Śród krwi płynącego zdroju. Kto raz skona, już nie wstanie, Więc zakończyć pragnę życie, Lecz obawa mnie wstrzymuje Że mój duch nie przewiduje Tego co się potem stanie. Gdy Don Lorenzo skończył czytać glosę, Don Kichot zerwał się żywo na nogi i ściskając go za rękę, zawołał z uniesieniem: — Ach, panie! na Boga ci przysięgam, że jesteś najlepszym poetą, jakiego tylko znałem, godzien jesteś wieńca nie tylko w Cyprze i Gaecie, jak mówi poeta, ale we wszystkich akademiach ateńskich, gdyby jeszcze istniały, i w najpierwszych dzisiejszych, w paryskiej, bolońskiej i salamanckiej. Niechaj Febus strzałami swymi przeszyje sędziów, co ci pierwszego wieńca odmówią! Niechaj muzy na zawsze o nich zapomną. Don Kichot prosił jeszcze Lorenza, ażeby mu przeczytał jaki swój utwór, więc poeta nie dał się długo prosić, tak go cieszyły pochwały, chociaż to były pochwały wariata. Rycerz nasz przez cztery dni gościł u Don Diega, ciągle z wielką podejmowany uprzejmością; żegnając się, nie miał dość słów na podziękowanie za tyle grzeczności, zaręczał, że nie prędko rad by dom ten opuścić, gdyby rycerzowi błędnemu przystało tak oddawać się przyjemnościom, oświadczył, że jedzie szukać przygód w tych stronach dla ułożenia sobie ręki przed rycerskimi igrzyskami w Saragossie i że ma zamiar zacząć od jaskini Montesinos, o której tyle cudów rozprawiają, i chce zobaczyć, gdzie bierze początek owe siedem jezior, zwanych niegdyś Ruidera. Don Diego razem z synem pochwalili ten zamiar, ofiarując mu wszelkie usługi w dowód poszanowania jego waleczności i zawodu, po czym uściskali się i rozstali.
|