abstract
| - A dalej? Notatki doktora, kreślone ołówkiem w różnych datach zaczynały się od 19 czerwca 1894 r. aż do 24 sierpnia t. r. Widocznie zatem doktor wysiadł na ląd 19 czerwca, dokończył instalacyi 13 sierpnia i mieszkał w swojej klatce do 25 tegoż miesiąca, razem przez dni trzynaście. Dlaczego opuścił klatkę?... Czy z własnej woli?.. Wagdi odbywali niekiedy dalekie wycieczki. Ognie na krańcu lasu, podczas nadejścia karawany, były prawdopodobnie śladem ich bytności w owych stronach. W jednej z wycieczek odkryli chatkę profesora, porwali go wraz z jego majątkiem i przenieśli do wsi napowietrznej. Uderzeni jego wyższością umysłową, zrobili z niego swojego króla, — co mogło zdarzyć się także Janowi lub Maksowi, gdyby to zaszczytne stanowisko nie było zajęte. A zatem, doktor Johansen, „Ojciec Zwierciadło,” — (on to musiał nauczyć tego wyrażenia swoich poddanych) — zasiadł na tronie wagdyjskim od trzech lat, pod imieniem Mselo-Tala-Tala. Do takich wniosków doszli dwaj przyjaciele, kiedy po skończonej uroczystości znaleźli się w swojej lepiance. Wtajemniczono we wszystko Kamisa. — Jednej rzeczy nie mogę pojąć — dodał Maks — że doktora Johansena nie obeszła obecność cudzoziemców w jego stolicy... Dla czego nie kazał nam stawić się przed sobą. — Może nie wie, że poddani jego pojmali jeńców w lesie?.. — zauważył forloper. — Nie wątpię — rzekł Maks Huber — i teraz mamy wytkniętą drogę... Możebne, że obecność naszą ukryto przed tym doktorem-królem... — A może nie zauważył nas wśród tłumu... Bądź co bądź, trzeba koniecznie dostać się do szałasu królewskiego. — Kiedy? — Dziś wieczorem. Nie wątpię, że Johansen wróci nam wolność i każe odprowadzić nas aż do granicy, z honorami, należnymi takim samym ludziom, jak jego królewska mość wagdyjska... Propozycya została przyjętą, tem bardziej, że sposobność była dobra. Choćby uroczystość skończyła się przed nocą, to pijatyka przeciągnie się bezwątpienia do późnej nocy. Pijani będą spać w lepiankach, lub rozpierzchną się po głębiach lasu... Mieszkanie królewskie nie będzie tak srogo strzeżone i łatwiej będzie można się dostać do rezydencyi Mselo-Tala-Tala. Projekt ten zyskał aprobatę Kamisa, czekano tylko, żeby noc zapadła. Około godziny dziewiątej Maks, Jan, Lango i forloper wyszli z szałasu. Noc była ciemna, ostatnie pochodnie pogasły. W dali rozlegały się hałasy, w przeciwnej strony mieszkania doktora Johansena. Jan, Maks i Kamis w przewidywaniu, że będą mogli uciekać tego samego wieczora, za zgodą lub bez zgody jego królewskiej mości, zabrali karabiny, i wypełnili nabojami kieszenie. Szli we czterech pomiędzy lepiankami, z których większa część stała pustkami. Na głównym placu pusto było i ciemno. Jedyne światło błyszczało w oknie lepianki królewskiej. — Niema nikogo, — zauważył Jan. Rzeczywiście, nikogo nie było nawet przed lepianką Mselo-Tala-Tala. Raggi i jego podwładni opuścili stanowisko, władca pozostał niestrzeżony. File:'The Village in the Treetops' by George Roux 36.jpg Skradając się pod gałęziami, Lango podsunął się aż do drzwi i przekonał się, że wystarczało pchnąć je, aby wejść do środka. Jan, Maks i Kamis przez parę chwil nasłuchiwali, gotowi do odwrotu na wszelki wypadek. Żaden szmer jednak nie dochodził ani z wewnątrz ani z zewnątrz. Maks pierwszy próg przestąpił, towarzysze weszli za nim i drzwi za sobą zamknęli. Mieszkanie składało się z dwóch izb przyległych, składających cały apartament Johansena. W pierwszej ciemno było zupełnie. Kamis zajrzał przez drzwi do drugiej izby. Johansen był tam; leżał na sofie w głębi. Widocznie sprzęt ten i kilka innych pochodziły z klatki w lesie, i zostały przeniesione do Ngala razem z ich właścicielem. — Wejdźmy. Na szmer wchodzących dr. Johansen odwrócił głowę i uniósł się do połowy... Może się przebudził... W każdym razie nie zdawało się, żeby odwiedzający zrobili na nim wrażenie. — Doktorze, ja i moi towarzysze, przyszliśmy złożyć uszanowanie waszej królewskiej mości!.. przemówił Jan po niemiecku. Doktór nic nie odpowiedział... Czy nie zrozumiał?.. Czy zapomniał swego języka po trzyletnim pobycie u wagdich?.. — Czy słyszysz, doktorze? jesteśmy cudzoziemcy, których przyprowadzono do Ngala... Żadnej odpowiedzi. Król wagdich patrzał, lecz chyba nie widział tych cudzoziemców. Słuchał, lecz nie słyszał ich wcale. Nie ruszył się, nie drgnął, jakby zupełnie był bez życia. File:'The Village in the Treetops' by George Roux 37.jpg Maks podszedł i bez najmniejszego szacunku dla monarchy afrykańskiego wziął go za ramiona i potrząsał nim silnie. Jego królewska mość wykrzywił się i zrobił taką minę, żeby się jej nie powstydził najprawdziwszy mandryl z lasu Ubangi. Maks Huber potrząsnął nim powtórnie. Jego królewska mość pokazał mu język. — Waryat!.. — zawołał Jan Kort. Tak!.. dr. Johansen zwaryował!.. Już w Libreville uważano go za bzika; w lesie oszalał do reszty. Kto wie, może obłąkanie właśnie przyczyniło się, że obwołano go królem?.. Wszak u Indyan Ameryki, u dzikich Oceanii, obłąkany uchodzi za istotę świętą, nawiedzoną przez istotę najwyższą... Smutna prawda, lecz biedny doktór stracił rozum zupełnie, i dla tego właśnie nie obchodziła go obecność cudzoziemców, i nie poznał dwóch z nich, jako osobników takiej samej jak on rasy. — Na tego waryata niema co liczyć — rzekł Kamis. — Ma się rozumieć!.. — A te bydlęta, nie puszczą nas nigdy. Więc kiedy zdarza się sposobność ucieczki, uciekajmy, korzystajmy z nocy... — Dobrze — odparł Maks — lecz... doktor... — Doktor? — powtórzył Kamis. — Nie możemy go tak zostawić... trzeba go uwolnić... — A jak nie będzie chciał iść z nami? — Spróbujmy! Uchwycili we trzech doktora pod plecy, chcąc go podnieść, lecz on, widocznie dosyć jeszcze silny, odepchnął ich, wyciągnął się jak długi i machał nogami, jak owad, na grzbiet, przewrócony. — Do licha! — odezwał się Maks Huber — ciężki, jak kłoda.. — Doktorze!.. krzyknął po raz ostatni Jan Kort. Jego królewska mość Mselo-Tala-Tala, zamiast odpowiedzi podrapał się w najzupełniej małpi sposób. Nie było czasu do stracenia, tem bardziej, że Johansen, wykrzywiając się i broniąc, zaczął tak głośno wrzeszczeć, że mógł zaalarmować wieś całą. Nie czekając na zbiegowisko, podróżni nasi zostawili Johansena jego losowi, otworzyli drzwi i... uciekli.
|