About: dbkwik:resource/7dr2ufT8zvrL9TrkOdrrng==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Poranek stuleja
rdfs:comment
  • Obudziłem się o 6 rano. Czułem się lekko i rześko. Podszedłem do okna. Rozpoczynał się kolejny szary, pełen zimnych i lepkich mgieł dzień. Oparty głową o framugę okna patrzyłem na mokre dachy domów drapiąc się przy tym zamaszyście po swędzących jajach. Przypomniał mi się pierwszy wał z kołdry imieniem Justynka, którą posiadłem w taki sam dzień, a potem jeszcze przez wiele dni gwałciłem namiętnie. Wtedy powiedziałem do siebie - byłem jeszcze prawiczkiem analnym i z trudem wkładałem sobie w tyłek draże kokosowe, a teraz to nawet kiwi swoimi włoskami nie dość drażni mojego anusa.
dcterms:subject
abstract
  • Obudziłem się o 6 rano. Czułem się lekko i rześko. Podszedłem do okna. Rozpoczynał się kolejny szary, pełen zimnych i lepkich mgieł dzień. Oparty głową o framugę okna patrzyłem na mokre dachy domów drapiąc się przy tym zamaszyście po swędzących jajach. Przypomniał mi się pierwszy wał z kołdry imieniem Justynka, którą posiadłem w taki sam dzień, a potem jeszcze przez wiele dni gwałciłem namiętnie. Wtedy powiedziałem do siebie - byłem jeszcze prawiczkiem analnym i z trudem wkładałem sobie w tyłek draże kokosowe, a teraz to nawet kiwi swoimi włoskami nie dość drażni mojego anusa. W tym momencie zadzwonił telefon. Podniosłem słuchawkę i zapytałem: * Kto tam? * To ja - odpowiedział drżący głos w słuchawce. * Justynka? - krzyknąłem z niedowierzaniem * Zabierz mnie stąd, błagam, zabierz mnie stąd....... Proszę, Franek zabierz mnie stąd! * Gdzie jesteś? Zapytałem pospiesznie nie myśląc już nawet skąd Justynka zna mój nowy numer telefonu * W Biedronce, mój miły, w Biedronce! * Dziwne - pomyślałem - o tej porze w Biedronce, czyżbym w "Inspiracjach tygodnia" przeoczył jakąś mega promocję. Nie, nie to nie może być prawda, bo zawsze otrzymuję cynk od Mózga - dawnego kolegi ze szkolej ławki, a dziś najwięszego ochroniarza dyskontów.. * Przybywaaaaaj - rzekła - i głos zamilkł w słuchawce. Mój Boże - pomyślałem - biedny wał z kołdry w potrzebie, biedactwo. Pospiesznie odszukałem na podłodze gacie, wsunąłem je na swoje obfite dupsko. Zaschnięta na nich kupa chrupała sobie wesoło podczas tych czynności. Jeszcze skarpetki - przypomniałem sobie - ale gdy naciągałem je na swoje zagrzybiałe stopy poczułem wilgość. Koorwa jego mać - krzykłnąłem. Z pośpiechu zapomniałem, że wczoraj wytarłem w nie wymęczonego w mocnym maratonie mikruska. A myśl, że będę musiał użyć świeżej pary wprawiła mnie w zakłopotanie. Przed lustrem wycisnąłem jeszcze pryszcza i patrząc na siebie z dumą zaczesałem łojotokowe kłaki na tył głowy, dokładnie w taki sam sposób jaki robił to mój ojciec, a przed nim dziadek...... Wciągnąłem wyjściowe buciki marki "Code" i co chyżo wyskoczyłem z mieszkania. Oooo żeeesz kooorwa jeee.... - wrzasnąłem - próbując złapać równowagę wpadając w ruch jednostajnie przyspieszony na gównie pozostawionym przez bezdomne psy na wycieraczce. A ponieważ daleko mi do Małysza nie udał mi się telemark, ale szczęśliwie wyrżnąłem głową w przycisk windy prawie nie naruszając zgrabnie zaczesanych włosów.... na szczęście betonowa posadzka zamortyzowała upadek. niestety to nie koniec mojego upokorzenia, w momencie kiedy próbowałem wstać podbiegł do mnie od tyłu gigantyczny wilczur z czerwonymi oczami i nabrzmiałą szminą i... Zazgrzytało w czeluściach szybu i po kilku sekundach winda zatrzymała się na piętrze. Otworzyłem drzwi i ujrzałem przed sobą pana Wieśka. Ten skoorwysyn chyba nigdy nie wychodzi z windy - skonstatowałem. Nie czekając na kuksańce w potylice zabrałem się zgrabnie do czynności, których ze wzgędu na jeszcze odrobinę wstydu, jaka mnie przy tym dopada, nie będę opisywał w szczegółach.... Wychodząc z windy wytarłem pozostałości mastki z ust, wiedząc, że i tak jej resztki do końca dnia pozostaną w spruchniałych dziórach mych zębów..... I tak miałem farta - pomyślałem - gdyby nie pan Wiesiek nadjechał wraz z windą, zerżnął by mnie ten ochydny wilczur.... Udałem się na przystanek. Choć zwykle nie rozbijam się komunikacją miejską tylko mykam na piechotę, to dzisiejsza sytuacja wymagała szybkości w działaniu... Było już po 8.00 więc tramwajem jechały jedynie babcie. Najbardziej dumne miny miały te znich, które wracały z targowiska z gęsiwem. Mniej wyniośle, choć także nie z małą satysfakcją na twarzy przedstawiały się babcie z białawym nalotem na palcu wskazującym świadczącym, że dzisiejszego ranka (a może także dnia poprzedniego) macały kury. To zadowolenie wynikało z przeświadczenia, że nie dały się oszukać i nie kupiły kury bez jaja w doopie... Było kilka wolnych miejsc, ale nauczony doświadczeniem, wiedziałem, że jak tylko zajmę jedno z nich natychmiast te "spokojne babunie" szucą się na mnie jak przysłowiowy zgłodniały lampart na goowno..... Kategoria:Przegrane życie
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software