abstract
| - Oni chcieli, żeby on stał się dobrym chrześcijaninem, a przeze mnie im się nie udało. To przeze mnie nie żyją. Samobójstwo było oczywiste, dowody jasno na to wskazują, ale policji nigdy nie udało się dowiedzieć jakie były jego motywy. Wiem, jakie to były motywy. Rozumiem znaczenie jego nabazgranej wiadomości. Wiadomości, której żaden czternastolatek nie powinien pozostawić przed przyłożeniem shotguna do swojej głowy. "Uratujcie siebie teraz. Dołączcie do nas w niebie zanim nie będzie za późno." Policja uznała, że on oszalał. Myśleli, że zaprowadził ich do bunkra i zastrzelił ich z osobistego powodu, który mógł wydawać się ważny tylko dla czternastolatka. Może był maltretowany albo odczuwał presję ze strony rodziców, a może dostał karę, która wydawała się mu być niesprawiedliwa. Ale oni chcieli tylko zrobić z niego dobrego chrześcijanina. Może i posuwali się czasem do skrajności, ale nigdy nie byli złymi sąsiadami, choć posądzali mnie o bycie grzesznikiem, ja sądziłem, że są po prostu naiwnymi wierzącymi. To jest balans. Mimo to, wciąż urządzaliśmy sobie razem grille, a oni przedstawiali mnie "atrakcyjnym i porządnym chrześcijańskim dziewczętom", a raz na jakiś czas, gdy mówili "dziękujemy za pożyczenie kosiarki" w ich głosie słychać było smutek spowodowany tym, że byłem takim miłym gościem, ale i tak wyląduję w piekle. Muszę przyznać, że oni nie lubili patrzeć, gdy rozmawiam sam na sam z Marcusem, ale nigdy nie powstrzymali go przed przychodzeniem do mnie. Dość klarowanie powiedzieli mi, że nie chcą, żebym pozwalał mu grać w ociekające seksem i przemocą gry, albo żeby używał internetu na moim komputerze, ale nigdy nie zabronili mi rozmawiać z nim o religii. To Marcus mnie pytał. To on zawsze zaczynał te rozmowy, przysiągłbym na swoje życie, że to prawda. Nie chciałem go nawracać, ani wtrącać się w wychowywanie go. Nie zmienia to faktu, że był on ciekawy, a ja uważam, że ciekawość powinna być nagradzana odpowiedziami. Nie jestem pewien dlaczego zawsze przychodził do mnie z tymi pytaniami, ale jeśli miałbym zgadywać to pewnie dlatego, że byłem chętny udzielić mu odpowiedzi podczas, gdy jego rodzice oferowali mu jedynie "bo Bóg tak chciał". Pytał o rzeczy o które zapytałby każdy nastoletni chłopiec. Najpierw, oczywiście, o ważne rzeczy w życiu. Dzieci chcą zrozumieć dlaczego zwierzęta wyglądają w ten, a nie inny sposób, a nawet dla dziecka bardziej sensownym jest to, że lampart ma cętki, żeby móc ukryć się w krzakach, niż to, że taka była wola Boża. Jeżeli pytał o bardziej delikatne sprawy, to oczywiście wysyłałem go do rodziców, a następnie słuchałem jak wyjaśniał mi, że to przez Adama I Ewę oraz, iż jest to grzechem, chyba, że jest to usankcjonowane przez Boga za pomocą małżeństwa. Okej. Nie moja sprawa. Nie mój obowiązek. Jednak nie myślałem, że wytłumaczenie mu Apokalipsy będzie miało tak potworne skutki. - To jest zapisane w biblii twoich rodziców. - powiedziałem - To koniec świata, który znamy. Nastąpią trzęsienia ziemii, pożary et cetera, a twoi rodzicie wierzą, że Bóg ocali wszystkich wiernych i dobrych, a ci którzy zgrzeszyli będą cierpieć. - Och - odpowiedział. - Teraz wiem dlaczego tata ciągle o tym mówi. On naprawdę się tego boi, wiesz? -Pewnie, -powiedziałem - Wolałbym nie być żywy jeśli to się stanie. -Taa. - oznajmił - Tata mówi, że grzesznicy spowodują Apokalipsę. Jak już mówiłem, oni chcieli, żeby on był dobrym chrześcijaninem. Według ich wierzeń to co robili było dobrą rzeczą. Chcieli tylko dać mu dobrą lekcję. Nocą, dzień przed tym, gdy to się wydarzyło, on przyszedł do mnie i poprosił mnie o jakieś książki o filozofii, bo jego rodzicie powiedzieli, że filozofia jest dziełem Szatana. Marcus chciał być silny przeciwko demonowi, a przynajmniej tak mi powiedział. Przeczytanie "Medytacji o pierwszej filozofii" Kartezjusza zajęło mu mniej niż godzinę. Marcus powiedział, że była to najgorsza książka jaką kiedykolwiek przeczytał. - On w taki sposób próbuje dowieść istnienia Boga? - zapytał. - Tak. - Ten koleś jest niedorzeczny. - Też go nie lubię. - Zresztą - powiedział. - Muszę już iść. Jutro będzie wielkim dniem. Mrugnął. - Wielkim dniem? - Pamiętasz tę dziewczynę o której ci mówiłem? - Pewnie. - Umówiłem się z nią. - Och - rzekłem. - Twoi rodzice wiedzą? - Jezu, nie! Nie mów im! Oszaleją! Następnej nocy usłyszałem ich krzyki. Krzyczeli, że on jest grzesznikiem. Ojciec Marcusa przyszedł do mnie tuż przed północą. Chciał pożyczyć kilka moich filmów dokumentalnych. Powiedział, że potrzebuje ich, żeby zrobić z Marcusa dobrego chrześcijanina. - Jasne - powiedziałem. - weź co chcesz. Siedemdziesiąt dwie godziny później, policja wyważyła drzwi bunkra, żeby wydostać ich ciała. Bunkier został kupiony razem z domem. Pozostałość po II Wojnie Światowej, którą przemienili w komfortowy salon z kilkoma odziedziczonymi pistoletami. Policja znalazła praktycznie tylko stos jedzenia, telewizor, kasety VHS i płyty DVD o klęskach żywiołowych. Trzęsienia ziemi. Plagi szarańczy. Pożary. Tsunami. Obok telewizora, na sofie, byli rodzicie Marcusa. Jego matka miała w dłoni biblię otworzoną na Apokalipsie św. Jana, a jego ojciec zaciskał pięść na pilocie od telewizora. Oboje mieli całkowicie zniszczone czaszki. Pod ich stopami, pomiędzy telewizorem a sofą, był Marcus. Marcus z kawałkiem papieru i shotgunem, którym zabił swoich rodziców i który przycisnął do swojej głowy. Shotgun wciąż leżał na jego klatce piersiowej. Oni chcieli tylko, żeby on był dobrym chrześcijaninem. Chcieli dać mu lekcję. Chcieli nauczyć go, że grzechy mają konsekwencje. Zatem pokazali mu Apokalipsę. Kategoria:Opowiadania Kategoria:Legendy miejskie
|