abstract
| - Csilla… Nie była tutaj od dawna. Ile to już? Gdzieś koło dwudziestu lat, odkąd mistrz Iowath ją stąd zabrał. Ahasi stała pośrodku lodowców, opatulona w ciepły, wtapiajacy się w tło kombinezon, charakterystyczny dla chissańskich zwiadowców. Na chwilę ściągnęła z twarzy maskę, aby odetchnąć świeżym powietrzem… i sekundy później skrzywiona znów ją założyła. Powietrze może i było świeże, ale jednocześnie tak zimne i suche, że czuła jakby jej płuca przeszywały setki igieł. Rzuciwszy po raz ostatni okiem na śnieżną panoramę Csilli, Chissanka wsiadła do T-Winga. Wzniosła się myśliwcem nad ziemię, a po krótkiej chwili poleciała do najbliższego miasta, jakim było Csaplar - stolica planety i całej Chissańskiej Przestrzeni… oraz jej dawny dom. Stolicę - podobnie jak wiele innych miejscowości na całym tym mroźnym świecie - można krótko opisać następującymi słowami: wielkie komory, mniejsze komory wewnątrz tych większych, kilometry korytarzy łączące wszystko ze wszystkim. Chissowie zbudowali tak swoje miasta - głęboko, głęboko pod lodem - aby być jak najbliżej jądra planety, a więc również i ciepła. Nawet rasa tak przyzwyczajona do niskich temperatur jak oni, nie zniosłaby permanentnej zimy, jaka od około pięciu tysiącleci panuje na powierzchni Csilli. Całkiem ciekawie wyglądały lądowiska. Były to mniejsze lub większe komory przypominające swoją strukturą plastry miodu, które od powierzchni oddzielało pole siłowe. Przy okazji poprzez swoją relatywnie wysoką temperaturę zapobiegało ono dostaniu się do środka śniegu lub lodu. Jedyną tego wadą była często śliska nawierzchnia jakieś dwadzieścia metrów niżej, na samych lądowiskach. Ale przynajmniej nie Chissowie nie mogli narzekać na niedobór wody. Wylądowawszy w wolnym doku, Ahasi opuściła kokpit myśliwca, zdjęła kaptur oraz maskę i spojrzała dookoła. Droidy tradycyjnie sprzątały lądowisko, dokonywały różnorakich konserwacji, dokonywały rozładunku w sąsiadującym promem dostawczym albo zwyczajnie wtykały sensory w nieswoje sprawy. Zobaczyła również, jak zbliża się do niej jeden z jej rodaków; sądząc po uniformie, był to technik lądowiska. Niebieskoskóry mężczyzna w okolicach trzydziestki spojrzał na nowo przybyłą Chissankę, trzymając w rękach służbowy cyfronotes. Był ubrany w kombinezon techniczny w szarych barwach, a w głowę wszczepiony miał implant AJ^6 - produktywność kosztem osobowości. - (Co ty tu robisz? Ten dok został już zarezerwowany.) - powiedział technik w oficjalnym języku Chissów. - (Na pewno nie będą mieć z tym problemu.) - (Owszem, będą.) Zanim powiedział cokolwiek więcej, dziewczyna zbliżyła się do niego i delikatnie machnęła mu dłonią przed twarzą, mówiąc: - (Nie, nie będą.) - (Nie, nie będą…) - (Mogę współdzielić z nimi dok.) - (Możesz współdzielić z nimi dok…) Ahasi, uradowana udaną “umową”, weszła do jednej z wielu wind, które prowadziły do miasta. Zaczęła zjeżdżać nią w dół. - Niewiele się tu zmieniło. - usłyszała znajomy głos. Rozejrzała się. Była tu sama. - Ciekawi mnie, dlaczego tutaj przybyłaś… - To mój dom. - krótko odparła Chissanka. - To nie wszystko. Czuję to. Weszła do gmachu Rady Rodzin. Dostała wiadomość, że tutaj znajdzie swojego pracodawcę. Domyślała się, że chodzi o jakiegoś wysoko postawionego Chissa. Na miejscu zobaczyła kilka innych osób - na jakieś osiemdziesiąt procent łowców nagród. Byli tutaj: jednooki duroski pirat, Weequay z bionicznym prawym ramieniem oraz droid-zabójca z serii IG. Wszyscy razem weszli do wskazanego przez pracownika kompleksu pomieszczenia, gdzie zastali puste biurko. Gdzie był ich pracodawca? Może się ukrywał? Ahasi poczuła po chwili dziwne uczucie. Było znajome. Takie… nawet przyjemne ciepło. Rodziło się w jej umyśle kolejne pytanie: co było źródłem tego ciepła? Na fotelu za biurkiem - za sprawą holoprojektora - pojawił się hologram Chissanki. Długie włosy spływały falami na jej barki, z których jeszcze spływała peleryna, okrywająca gdzieniegdzie ciało właścicielki. Sądząc po jej ubiorze, jakim była raptem przepaska i obcisła kamizelka, lubiła szczycić się urodą. A miała jej pod dostatkiem. Szlachcianka po kolei zlustrowała wzrokiem łowców nagród. Każdy z nich wyglądał obiecująco. Na dłuższą chwilę zatrzymała się przy jedynej przedstawicielce płci pięknej w pomieszczeniu. Zobaczyła miecz świetlny pod jej lewą ręką. Uśmiechnęła się delikatnie i tajemniczo. - Zastanawiacie się pewnie, po co was tutaj wezwałam. - powiedziała. Wcisnęła po swojej stronie jakiś przycisk, a projektor pokazał inny hologram: nagranie z kamer w jakiejś serwerowni. - Oto nagranie sprzed czterech dni. Przypatrzcie się uważnie. Czwórka łowców nagród zobaczyła nagle, jak dosłownie znikąd pojawia się jakaś humanoidalna, zakapturzona sylwetka kobiety. Ktokolwiek to był, z pewnością musiał mieć pole maskujące. Kobieta podeszła do terminala, pobrała coś z niego do cyfronotesu, a potem znikła z pola widzenia kamery. Udało się jednak uchwycić jej twarz. Nagranie się zakończyło. - A zatem mamy znaleźć złodzieja? - zapytał jednooki Duros. Nie wyglądał Ahasi na kogoś, kto lubi skradać się za swoim celem albo cierpliwie na niego czekać. - Uchwyciliśmy jej twarz. - rzekła Sabosenka. - Ostatnio widziano ją nad Nar Shaddaa. - ::Poszukiwany żywy czy martwy?:: - dopytał IG. On już z kolei znał się na swojej robocie. W końcu to droid stworzony do skrytobójstw. Mogła być z niego poważna konkurencja. - Obchodzi mnie tylko jej notes. Znajdźcie go, zwróćcie, a ze złodziejką zróbcie, co chcecie. - A ile w ogóle płacisz, piękna? - odezwał się Weequay. - Sześć tysięcy kredytów dla tego, kto zdobędzie notes. - odpowiedziała Chissanka i rozłączyła się. Ahasi wskoczyła do swojego myśliwca i włączyła silniki. Podniosła się z doku i wyleciała poza atmosferę Csilli. Już na orbicie, wstukała w komputer nawigacyjny koordynaty Nar Shaddaa. Skoczyła w nadprzestrzeń. - Swego czasu zastanawiałem się, co takiego ona robi... O ile jeszcze żyje... - usłyszała. - O kim mówisz? - zadała pytanie przyjacielowi. - O twojej pracodawczyni: Vinri’sanri’sabosen. - Znaliście się? - Była jedną z Jedi Nowego Zakonu. Przeżyła, bo już do niego nie należy. - Odeszła? - Wygnano ją. Polityka to brudna gra, w którą Jedi nie powinien grać. Isanri jednak najwyraźniej się to podobało...
|