abstract
| - O, duszo! Czemuś w ową noc, gdy w gruz runęły twe świątnice, Rozpaczą swych zgorzkniałych ust plunęła w zmierzchłych nieb ciemnice? Oślepły blade oczy gwiazd od jadów twej piołunnej śliny I przerażenia ślepy strach widnokrąg ziemi zaległ siny. O, w ową straszną, krwawą noc dzwony się obudziły senne, Gromowej nawałnicy sztorm lejąc w otchłanie sfer bezdenne. Z bezdni, gdzie głuchy leżał mrok, pomruk wydźwignął się ponury, Wyrosło tysiąc nagich rąk, chwyciły silnie dzwonów sznury I rozkiełznany, dziki szał prostuje, kurczy rąk nawałę, Co rwą i szarpią, jakby w strzęp rozrywać chciały światy całe! Szarpiących rąk szatański szał rozdziera pierś broczącą w męce! O, nieznużone w wieków wiek, tysiączne, nagie, silne ręce... Rozkołysane w grozy jęk, w ryk rozszalałe huczą dzwony! Złowieszczy lament dzikich trwóg! Obłęd rozpaczy rozjuszonej! Dławiący w głuszy czyha strach! Ogniste walą z chmur pioruny W miedziane szczyty wzniosłych wież! Pomrok zalały krwawe łuny! Bluźnierczej skargi bunt i gniew! Duszonych starców ciężkie skony! Rozkołysane w grozy jęk, w ryk rozszalałe huczą dzwony! Rozkołysane w grozy jęk, w ryk rozszalałe dzwony huczą! A każdy huk spiżowych płuc bucha brzemienny krwawą tuczą! Morze dymiącej, spiekłej krwi rozlewa w krąg odmęty błotne, Które sięgają już mych ust, jak węże śliskie i wilgotne! Huk każdy ciosem wali w skroń, zbolałą skroń rozmiażdżą, stłuczą! Rozkołysane w grozy jęk, w ryk rozszalałe dzwony huczą! O, dzwony, dzwony, dzwonów huk! Każdy powietrza nikły atom Zmienił się w wściekły, głośny dzwon i skargi swoje wieści światom. Każdy powietrza atom grzmi, burz rozpętanych szał rozlewa I wrzaskiem tysiąckrotnych ech ryki potworne znów odbrzmiewa! Z każdego dzwonu wali grom! Krew bucha z każdej dzwonu czary! Huk! Nieskończoność dzwonów! Jęk! W krąg bezkres dzwonów! Huk w bezmiary! Wszechświat się cały dzwonem stał, a jam jest sercem tego dzwonu! Olbrzymi dzwon brzeg oparł swój o widnokręgi nieboskłonu. Trącony w ruch, rozchwiany w pęd, rozmachem miota się i ciska, Buja nad chmury, spada w dół, szalona, straszna ma kołyska! Ja, serce dzwonu, pełen trwóg w spazmie przerażeń oszalałem I w stujęzyczny twardy spiż uderzam okrwawionym ciałem! Błyskawicowym lotem gnam. Pęd dech zapiera, świszcze, smaga! Pruję powietrze jakby grom, uderza w dzwon pierś moja naga... Głuszące ryki! Ostry ból! Rozbite ciało spiż rozdziera! Powrotnym lotem jak wichr gnam. Pęd świszcze, smaga, dech zapiera! Pruję powietrze jakby grom, uderzam w dzwon zbolałą skronią... Głuszące ryki, ostry ból! Rany krwi spiekłej krople ronią. Zbolałe ciało broczy krwią. Padają czarne krwi korale W skłębionych huków ciemny wir, w spiętrzone dzikich szałów fale, W pomroku straszny niecą blask, jakby miotane dla igraszek, Świeciły krwawe oczy w mgle ze starczych wyłupione czaszek. I pędzę, gnam i biję w dzwon, struchlały wśród tych ślepych wzroków, I dzwoni tysiąc nagich rąk, i nie ma dla nich pęt ni oków! Rozkołysane w grozy jęk, w ryk rozszalałe huczą dzwony! Złowieszczy lament dzikich trwóg! Obłęd rozpaczy rozjuszonej! Dławiący w duszy czyha strach! Ogniste walą z chmur pioruny W miedziane szczyty wzniosłych wież! Pomrok zalały krwawe łuny! Bluźnierczej skargi bunt i gniew! Duszonych starców ciężkie skony! Rozkołysane w grozy jęk, w ryk rozszalałe huczą dzwony!
|