abstract
| - Wszedł powoli do magazynu. Jego kroki były powolne i ciche, jak sprytnego drapieżnika chcącego zaatakować ofiarę od tyłu. Przystanął i zaczął się niespokojnie rozglądać. - Jeeena, gdzie jesteś, złotko? Chciałbym cię w końcu skosztowaaaać - zaczął mówić podekscytowany. Wyszedłem z ukrycia, trzymając pistolet wymierzony w mężczyznę. Nie próbowałem jakoś specjalnie być cicho, więc szybko spojrzał w moją stronę. - Kim jesteś? - spytał. - Gdzie są moje cukiereczki, które chciałem skonsumować? - Jedynym, co dziż skonsumujesz, będzie ołów, skur.wysynu. Zapłacisz za wszystkie zgwałcone i zamordowane dzieci. - Ja? Zapłacę? - zaczął się śmiać - Nie mam żadnych długów do płacenia! - wyciągnął nóż i zaczął biec w moją stronę. Nacisnąłem na spust. Kula przeszyła serce pedofila, a ten osunął się na ziemię. Po kilku sekundach zmarł. Wyciągnąłem z kieszeni telefon. Wybrałem ostatnie połączenie i zadzwoniłem. Po 3 sygnałach odezwał się głos mężczyzny. - Halo? - spytał. - To ja. Odwiozłeś dzieci do ich domów? - Tak, gotowe. - Dobrze. Spotkamy się w mieszkaniu. - Jasna sprawa. Trzymaj się. Aleksander Reed, 27-letni policjant pracował nad sprawą pedofila, który uprowadził około dwudziestki dzieci. Rodzice po kilku dniach znajdowali poćwiartowane zwłoki pociech. Nawet nie chciałem myśleć, co czuli. Jedyne, na co mogli liczyć, to fakt, że ten sku.rwiel nie skrzywdzi już nikogo oraz to, że połowę dzieci udało się uratować jeszcze przed gwałtem. Po miesiącu śledztwa w końcu znaleźliśmy kryjówkę zboczeńca. Podszedłem do zwłok. Wyciągnąłem z kieszeni dowód osobisty mężczyzny. Alan Roberts, 44 lata, z zawodu nauczyciel. Dziwne, pomyślałem. To nazwisko wydaje mi się znajome. No nic, trzeba się zbierać. Rzuciłem plastikową tabliczkę na zwłoki i wyszedłem z magazynu. 2 tygodnie później ja oraz Aleksander trafiliśmy na salę sądową. Nazwisko Roberts nie było mi znane bez powodu. Sędzia Maxymilian Roberts zaniepokojony brakiem telefonów od brata, postanowił go poszukać. Kiedy od krewnych nie dowiedział się niczego, postanowił sprawdzić miejsce, do którego kiedyś chodził z nim w dzieciństwie. Wiedział, że miejsce miało szczególne znaczenie dla Alana i jako jedyne mogło być ewentualną kryjówką, w której mógł przebywać. Znalazł tam jego zwłoki. Dziwnym trafem na salę nie została dopuszczona żadna z rodzin dzieci zarówno tych, które przeżyły, jak i śmiertelnych ofiar pedofila. Sprawa nie trwała długo i zakończyła się, jak się okazało, jednomyślnym wyrokiem dla nas dwóch. Na nic zdało się moje tłumaczenie, że Aleksandra nawet tam nie było. Mieliśmy wylądować w więzieniu RockHill, dożywotnio. Trzy dni po rozprawie jechaliśmy już karawanem do miejsca naszej przyszłej śmierci. - Przepraszam cię, Aleks. - powiedziałem. Poczułem, że łzy mi napływają do oczu. - Ray, nie martw się. - powiedział spokojnie. - we dwóch przejdziemy nawet przez takie bagno, przyjacielu. - uśmiechnął się. - poza tym, poświęciliśmy nasze dwa życia za dziesięć innych. A druga sprawa, zawsze możemy liczyć na cud. Również się uśmiechnąłem. - Masz rację, nie mamy się czego bać. Przypomniał mi się dzień, w którym poznałem Aleksandra. Miałem wtedy czternaście lat. Moja rodzina nie żyła, odkąd skończyłem dziesięć. Nie mieliśmy najlepszej sytuacji finansowej, więc musieliśmy mieszkać w ubogiej części dzielnicy. Mniej więcej w tym czasie na terenie tej części miasta zaczęła działać mafia narkotykowa. Zrobiło się tak groźnie, że nikt z urzędasów nie kwapił się, by myśleć o moim istnieniu i przenoszeniu do rodzin zastępczych. Do szkoły nigdy nie chodziłem, wszystko, co umiałem, pochodziło z przeczytanych książek, rozmów z różnymi ludźmi, bądź z własnego doświadczenia. Przez cztery lata jakoś sobie radziłem. I wtedy zaczęła się wojna mafii z policją. Na teren tak zwanego Dolnego Harlow wtargnęli uzbrojeni mundurowcy. Doszło do paskudnej rzezi. Postanowiłem walczyć po stronie stróżów prawa. Mimo, że im nic nie zawdzięczałem, to gangsterów nienawidziłem za wszystkie popełnione przez nich zbrodnie. Znalezionym niegdyś Desert Eaglem zastrzeliłem przywódcę gangu oraz ważniejszych jego członków. Dzięki temu zdezorientowałem przestępców i umożliwiłem policji wygranie tej małej wojny. Jako nagrodę za pomoc dostałem możliwość zamieszkania u funkcjonariusza Aleksandra Reeda, wtedy 25-letniego świeżaka w szeregach policji Harlow. To był moment, w którym wreszcie od kilku lat poczułem, że mam kogoś bliskiego. Kogoś, komu mogłem zaufać. Przed nami wyrastały mury RockHill. Wysiedliśmy z karawanu. - RockHill, witaj - powiedziałem. Kategoria:Opowiadania
|