About: dbkwik:resource/C2KWXcXyRrxUBD79Wn8f0g==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Tajemniczy rybak/17
rdfs:comment
  • Dragosz, patrząc na niego, podziwiał jego siłę i wytrwałość; zdumiewał go ten człowiek, który ze swej okropnej rozpaczy czerpał nadludzkie siły. Chcąc nieszczęśliwemu oszczędzić wszystkiego, coby mu mogło przeszkadzać, Dragosz milczał wytrwale. To co konieczne, powiedział mu przed wyjazdem z Ruszczuku. Gdy łódź odepchnięta na środek rzeki, popłynęła żwawo, uniesiona wartkim prądem, Dragosz udzielił Ladce obszernych wyjaśnień, wyznał mu, kim jest rzeczywiście, objaśnił, że wyruszył w tę podróż, ścigając bandę zbójecką na Dunaju, której dowódcą jak mówiono, jest jakiś Ladko z Ruszczuka.
dcterms:subject
Tytuł
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Rozdział XVII
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
adnotacje
  • Dawny|1911 r
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Juliusz Verne
abstract
  • Dragosz, patrząc na niego, podziwiał jego siłę i wytrwałość; zdumiewał go ten człowiek, który ze swej okropnej rozpaczy czerpał nadludzkie siły. Chcąc nieszczęśliwemu oszczędzić wszystkiego, coby mu mogło przeszkadzać, Dragosz milczał wytrwale. To co konieczne, powiedział mu przed wyjazdem z Ruszczuku. Gdy łódź odepchnięta na środek rzeki, popłynęła żwawo, uniesiona wartkim prądem, Dragosz udzielił Ladce obszernych wyjaśnień, wyznał mu, kim jest rzeczywiście, objaśnił, że wyruszył w tę podróż, ścigając bandę zbójecką na Dunaju, której dowódcą jak mówiono, jest jakiś Ladko z Ruszczuka. Pilot słuchał jego opowiadania z roztargnieniem, niecierpliwy i rozgorączkowany. Co go to wszystko obchodziło? On miał jedną tylko myśl, jeden cel, jedno pragnienie: ocalić Naczę! Dopiero wtedy zaczął słuchać uważnie, gdy Dragosz opowiedział mu czego się dowiedział od Ticzy o porwaniu Naczy, która uwięziona na statku Strigi, płynie teraz ku morzu Czarnemu. Usłyszawszy nazwisko Strigi, Ladko syknął z wściekłości. – Więc to Striga! Ręka jego zacisnęła się na chwilę kurczowo. Nie pytał już o nic więcej. Tylko od tej chwili pędził z największym pośpiechem; nie spał – nie odpoczywał – nie przerywał wiosłowania, stojąc wyprostowany ze zmarszczonemi brwiami, z błędnemi oczami, całą duszą wpatrzony w cel podróży. Nie wątpił, że dokona tego co zamierzył. Co mu dawało tę pewność, nie mógłby tego wytłomaczyć, dość że był pewny, czuł, że od pierwszego wejrzenia pozna statek, na którym jest uwięziona Nacza – pozna go wśród tysiąca innych statków!… Teraz zrozumiał, dlaczego ten strażnik, który przynosił pożywienie, wydawał mu się nieobcy; dlaczego i te głosy dochodzące niewyraźnie, budziły w nim echa jakichś wspomnień. Ten strażnik, to był Ticza. Te głosy, to głos Strigi i Naczy. A ten krzyk usłyszany w nocy, to był krzyk Naczy, wzywający nadaremnie pomocy… Czemuż się wtedy nie zatrzymał! Ileż nieszczęść, ile niepokojów byłby sobie oszczędził. Nadzieja Ladki, że dopędzi statek Strigi nie była tak bezpodstawna, jakby się mogło zdawać. Statków tego typu, co statek Strigi, niewiele pływało po Dunaju. Liczba ich, począwszy od Orsowy zmniejszała się szybko, a ostatnie zostały w Sylistrji. W dole rzeki, od tego miasta, które łódź Ladki minęła we dwadzieścia cztery godziny po wyruszeniu, spotkali tylko dwa takie statki na rzece, na której zapanowały już wyłącznie parowce. Pod Ruszczukiem Dunaj jest już potężną rzeką, na lewym brzegu rozlewa się szerokiemi bagniskami, a łożysko jego ma wspaniałą szerokość. Poniżej, między Sylistrją a Braiłą, szerokość Dunaju dochodzi miejscami do dwudziestu pięciu kilometrów. Ta wodna przestrzeń czyni wrażenie morza, na którem nie brak ani burz, ani spienionych bałwanów. Łatwo więc pojąć, że płaskie statki, nieprzystosowane do gwałtownej fali, lękają się zapuszczać tak daleko. Szczęściem dla Ladki pogoda stale dopisywała. Płynąc na łodzi nieodpowiedniej do żeglugi po takich wodach, przy każdym silniejszym wietrze musiałby chronić się do brzegu i zarzucać kotwicę w zakrętach rzeki. Dragosz, który obok współczucia dla towarzysza podróży, miał jeszcze inne cele, zaniepokoił się widokiem pustyni, przez jaką płynęli. Może Ticza dał mu fałszywe wskazówki? Widząc, że wszystkie mniejsze statki zatrzymują się i pozostają, zaczynał obawiać się, że i Ladko będzie musiał uczynić to samo. Niepokój Dragosza rósł z każdą chwilą aż nareszcie postanowił zwierzyć się z nim Ladce. – Czy statek taki, jak Strigi, może dopłynąć po Dunaju do samego morza? – zapytał. – Może – odrzekł pilot. – Rzadko się to zdarza, ale jest możliwe. – Czyś prowadził kiedy sam takie statki w tamtą stronę? – Czasami prowadziłem. – W jakiż sposób wyładowują one swój ładunek? – Zanurzają kotwicę w jednej z zatok, poniżej ujść rzeki, a tam dopływają do nich parowce. – Mówisz ujść… Czy jest więcej niż jedno? – Są dwa główne – objaśnił Ladko. – Jedno północne pod Kilią, drugie południowe pod Suliną. To drugie jest większe. – Czy nie grozi nam pomyłka? – nalegał Dragosz. – Nie – odparł stanowczo pilot. – Ludzie którzy się kryją, nie płyną nigdy do Suliny. Popłyniemy więc odnogą północną do Kilii i tam ich spotkamy. Ta odpowiedź niezupełnie uspokoiła Dragosza. Bo może, gdy oni skręcą na jedną z odnóg, zbójecka banda przemknie się drugą. Ale czy można temu zapobiedz, bez rozciągnięcia nadzoru nad wszystkiemi ujściami rzeki? Trzeba liczyć na traf szczęśliwy. Ladko jak gdyby odgadł myśl Dragosza, dodał jeszcze uspokajające szczegóły. – Zresztą, za odnogą Dunaju pod Kilią jest wygodna zatoka, w której statek może wyładować swoje towary. Popłynąwszy odnogą do Suliny, musiałby wyładować ładunek w samym porcie, położonym na brzegu morza. Odnoga zaś Świętego Jerzego, która jest dalej, więcej na południe, choć najszersza, najmniej się nadaje do żeglugi. Dlatego nie obawiam się żadnej pomyłki w tym razie. Rankiem czternastego października, czwartego dnia od wyjazdu z Ruszczuku, łódź Ladki wpłynęła nakoniec w deltę Dunaju. Pozostawiwszy na prawo odnogę Suliny, zawróciła na północ i skierowała się prosto w odnogę Kilii. W południe żeglarze minęli Izmailię, ostatnie znaczniejsze miasto na tej drodze, nazajutrz rano powinni już wpłynąć na wody morza Czarnego. Czy jednak dopędzą przedtem statek Strigi? Można już było zwątpić. Odkąd opuścili główne łożysko rzeki, otoczyła ich zupełna pustka, Jak okiem sięgnąć, ani żagla, ani słupów dymu z parowca… Niepokój ogarnął Dragosza, Ladko, jeżeli nawet odczuwał niepokój, nie okazywał tego wcale. Pochylony, z wiosłem w dłoni, popychał niezmordowanie łódź, pilnując się najgłębszych miejsc odnogi, które dzięki tylko długiemu doświadczeniu, umiał odnaleźć między płaskiemi i bagnistemi brzegami. Tego samego dnia, około piątej popołudniu, ukazał się nareszcie jakiś statek stojący na kotwicy, o dwanaście kilometrów poniżej ufortyfikowanego miasta Kilii. Ladko rzucił wiosło, pochwycił lunetę i przyjrzał się bacznie statkowi. File:'The Danube Pilot' by George Roux 33.jpg – Ten sam! – zawołał stłumionym ze wzruszenia głosem, opuszczając lunetę. – Napewno? – Napewno! – potwierdził Ladko.– Poznałem Jankla Semo, doskonałego pilota z Ruszczuku, wspólnika zaprzedanego Stridze, który prowadzi jego statek. – Cóż teraz uczynimy? – zapytał Dragosz. Ladko nie zaraz odpowiedział. Zamyślił się, Dragosz po chwili dodał: – Musimy cofnąć się do Kilii, a w razie potrzeby do Izmailli. Tam znajdziemy pomoc. Pilot potrząsnął głową. – Wracać aż do Izmailii, pod wodę, a nawet choćby tylko do Kilii? Zabrałoby nam to zbyt wiele czasu! Statek oddaliłby się znacznie, a na morzu już go nie dogonimy. Nie! Zostańmy tu i zaczekajmy aż noc nadejdzie. Przyszła mi jedna myśl! Jeżeli się nie uda, popłyniemy za statkiem, a gdy stanie na kotwicy, zbadamy całe położenie i pojedziemy po pomoc do Suliny. O ósmej zrobiło się już zupełnie ciemno. Ladko zdawszy łódź na siłę prądu, podpłynął na dwieście metrów do statku i cichutko zarzucił kotwicę. Nie mówiąc nic Dragoszowi, który przyglądał się ze zdziwieniem, rozebrał się i wskoczył do wody. Prując silnem ramieniem fale, skierował się wprost do statku, który można było dojrzeć mimo nocy. Minąwszy go na taką odległość ażeby nie być spostrzeżonym, Ladko zawrócił i płynąc w przeciwnym kierunku, dopłynął do statku, uchwycił za ster na przodzie i nadsłuchiwał bacznie; mimo pluskania wody, usłyszał wyraźnie śpiew; nad jego głową, ktoś nucił półgłosem. Trzymając się rękami, a opierając nogami na oślizgłej ścianie statku, Ladko dźwignął się w górę i poznał Jankla Semo przy sterze. Na pokładzie panował spokój. W kajucie też było cicho. Zapewne spoczywał tam Iwan Striga. Pięciu ludzi z załogi leżało wyciągniętych na pokładzie. Rozmawiali. Głosy ich przyciszone zlewały się w jeden szmer niewyraźny; koło steru był sam tylko Jankiel Semo. Górując nad kajutą, siedział wysoko na sztabie steru i ukołysany ciszą nocy, nucił wesołą piosenkę. Nagle śpiew ucichł, żelazne dłonie ścisnęły gardło śpiewaka, który padł wpoprzek na rudel. Czy żył jeszcze? Ręce jego i nogi zwisły bezwładnie z obu stron, jak miękkie szmaty, rozwieszone na żelaznej sztabie rudla. Ladko zwolnił uścisk na gardle, pochwycił pilota za pas i zsunął się z nim po sterze cichutko w wodę. Nikt na statku nie spostrzegł napadu. Iwan Striga spał w kajucie. Na przednim pokładzie pięciu leżących ludzi rozmawiało spokojnie. Ladko płynął ku łodzi. Powrót był trudniejszy niż napad, bo musiał nietylko płynąć pod wodę, lecz jeszcze dźwigać bezwładnego Jankla Semo. Jankiel wyglądał bardziej na martwego, niż na żywego; chłód wody nie otrzeźwił go, wciąż leżał bez ruchu. Ladkę ogarnął strach, czy nie nadużył swej siły. Pięć minut wystarczyło mu na przepłynięcie do statku, powrót trwał przeszło półgodziny, na szczęście nie zabłądził mimo ciemności. – Pomóż mi! – zawołał do Dragosza, gdy nareszcie zdołał uchwycić się burtu łodzi. – Mamy już jednego… File:'The Danube Pilot' by George Roux 34.jpg Z pomocą ajenta, Jankiel Semo dostał się do łodzi i spoczął na jej dnie. – Nie żyje? – zapytał Ladko zatrwożony. Dragosz pochylił się nad jeńcem. – Żyje – odpowiedział – oddycha. Ladko odetchnął z uczuciem ulgi i ująwszy wiosło, zaczął płynąć pod wodę. – Skrępuj go pan i przywiąż mocno, jeżeli nie chcesz, żeby ci spłatał figla, kiedy cię wysadzę na ląd – powiedział Dragoszowi, nie przestając wiosłować. – Więc się rozłączymy? – zapytał Dragosz. – Tak – odparł Ladko. – Pan wysiądziesz na ląd, a ja popłynę z powrotem i stanę niedaleko statku. Jutro, postaram się wejść na pokład. – W biały dzień? – W biały dzień. Znalazłem sposób. I bądź pan spokojny, bo przez pewien czas przynajmniej, nie będzie mi groziło żadne niebezpieczeństwo. Później, blizko morza Czarnego, może być, że się położenie popsuje, ale wtedy liczę na pana i postaram się tak ociągać tę chwilę, ażeby ci zostawić czas do przyjścia mi z pomocą. – A cóż ja mogę uczynić? – Przyprowadzić tę pomoc. – Bądź pewny, że się wezmę gorliwie do tego – odrzekł z zapałem Dragosz. – Tylko czy mi się uda? – Nie wątpię, ale przewiduję, że to nie pójdzie bez trudności. Wiem, że w każdym razie zrobisz pan co będzie można. Nie zapominaj o tem, że jutro w południe statek podniesie kotwicę i jeżeli nic go nie zatrzyma w drodze – około czwartej wypłynie na pełne morze, obliczaj pan swoje czynności stosownie do tego. – Ale czemu rozłączasz się ze mną? – zapytał Dragosz bardzo zaniepokojony o towarzysza. Bo pan możesz się spóźnić, w takim razie Striga wygrałby na czasie i mógłby uciec. Nie można mu pozwolić wydostać się na morze. I nie wydostanie się nawet, choćbyś pan przybył zapóźno z pomocą… Ale w takim razie, być może, że… ja zginę… Mówił to tonem stanowczym, który nie dopuszcza oporu. Dragosz zrozumiał, że nic nie zdoła skłonić Ladki do zmiany postanowienia i nie nastawał już wcale. Łódź przybiła do brzegu, na którym złożono Jankla Semo, ciągle nieprzytomnego. Sergjusz Ladko wrócił do łodzi, wziął wiosło i odbiwszy od brzegu, wypłynął na środek rzeki. Łódź znikła w cieniach nocy.
is dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg== of
is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA== of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software