Bić się w piersi i wołać że nasza jest wina? Ależ świat nas oszukał a Bóg nas czy słucha? Komu zdamy rachunek ze złotych okruchów któremi nakarmiono marnotrawnych synów? Złe wzięliśmy dziedzictwo, złe zbieramy plony wiosłujemy bezradnie pod niebem spienionem. Świat i miłość kupione za kradzione złoto pożądań nie nasycą i pęt nie rozplotą. Tak boleśnie jest wznosić słabe i związane ręce któremi biodra pieściliśmy dziewczyn i ustami przypadać do pobladłej rany: do stygmatów Chrystusa Który w dom nasz nie wszedł. Image:PD-icon.svg Public domain
Bić się w piersi i wołać że nasza jest wina? Ależ świat nas oszukał a Bóg nas czy słucha? Komu zdamy rachunek ze złotych okruchów któremi nakarmiono marnotrawnych synów? Złe wzięliśmy dziedzictwo, złe zbieramy plony wiosłujemy bezradnie pod niebem spienionem. Świat i miłość kupione za kradzione złoto pożądań nie nasycą i pęt nie rozplotą. Tak boleśnie jest wznosić słabe i związane ręce któremi biodra pieściliśmy dziewczyn i ustami przypadać do pobladłej rany: do stygmatów Chrystusa Który w dom nasz nie wszedł. Żegnajcie przyjaciele idący prostemi liljowemi drogami do zacisznych dworów. Pachną nad wami lipy a smuga wieczoru wieje wam w zdrowe płuca ostrym smakiem ziemi. Tkliwe i dobre żony czekają przy oknach wyglądając strudzonych lecz jakże szczęśliwych! Psy wierne wznoszą głowy na głos waszych kroków i biegną na spotkanie przez szare pokrzywy. Słońce — mądry gospodarz — w czarnej lasów studni gasi naręcza ognia życiodajnej mocy. Zasypiacie spokojnie pod namiotem nocy właśnie wtedy gdy nam jest najtrudniej. Gdy zdzieramy bandaże z ran niezabliźnionych i krzyczymy krzyczymy skamlącym skowytem; zanim wpłynie do okien ranek okrwawiony by nowy dzień obwieścić szczęśliwym i sytym. Image:PD-icon.svg Public domain