| rdfs:comment
| - W tłum, co przez życie smutny i znużony kroczy, W tłum obcy mi poszedłem przepełny tęsknoty, Nie bacząc, kędy twarda droga moja zboczy. I szukałem swej duszy, nieznanej istoty, By spojrzeć jej w głębokie, tajemnicze oczy, Dla chwiejnych zwątpień znaleźć pewności znak złoty I nową zdobyć iskrę dla tego, co zgasło, Choć nie wiedziałem, jakie zatrzyma ja hasło.
|
| abstract
| - W tłum, co przez życie smutny i znużony kroczy, W tłum obcy mi poszedłem przepełny tęsknoty, Nie bacząc, kędy twarda droga moja zboczy. I szukałem swej duszy, nieznanej istoty, By spojrzeć jej w głębokie, tajemnicze oczy, Dla chwiejnych zwątpień znaleźć pewności znak złoty I nową zdobyć iskrę dla tego, co zgasło, Choć nie wiedziałem, jakie zatrzyma ja hasło. A miast niej przyszły z tłumu smutki, co mię dręczą, Smutki, co przyleciały skądś, nie z mojej duszy. Przyszły jak osy ciche i kłują, i męczą, Przyszły wśród ciemnej, nocnej, obumarłej głuszy, Gdzieś z chat zwalonych, skrytych w mroków tkań pajęczą I biczują mię gniewnie srogimi katuszy, Niosą okrutne strasznych cierpień nieukoje Mary smutku bolesne, cierpkie, a nie moje. Przyszły tułacze widma do mej piersi w gości; Skryłem je w tchnień mych cieple, jak w wiosennej chmurze, I ukochawszy smutki za czar ich piękności, Posągi wystawiłem im na Cierpień Górze. Największy posąg wzniosłem smutkowi miłości Mojej, którą wykułem w snów białym marmurze, I odtąd, umaiwszy je w róż wonne kwiecie, Żyłem wśród nich zamknięty, lecz nie w swoim świecie. Bo brakło mi mej duszy, siostry i władczyni, I do niej wyciągają się tęskne ramiona; A nie znam drogi do jej wyniosłej świątyni, Gdzie króluje lazurem ciszy otoczona I czeka, aż zbłąkany wśród szarej pustyni Przyjdę do niej ukoić serce u jej łona I ujrzę skarb, co w głębin mych skryty ciemnice, A dla którego dzisiaj ślepe me źrenice. Nie znam drogi. Lecz wiem, że jest gdzieś, choć nieblisko, Losem dana piastunka, co mi towarzyszy Na wszystkich drogach życia. Była nad kołyską Przy mnie i odtąd zawsze widzi mię i słyszy, Choć mieszka gdzieś, gdzie borów głuche uroczysko Drzemie pośród pomroków sennej, chłodnej ciszy. Zna rozdroże, gdziem niegdyś wziął rozbrat z mą duszą. Dziś do duszy mej dłonie jej zawieść mnie muszą. Wiem: przyjdzie sama po mnie. Może w zmierzchu chwili, Kiedy sen na mnie spadnie, gdy jak dziecko zasnę; Może w bezsennej nocy, gdy ból się przesili, Gdy w beznadziejnym łkaniu skrwawię piersi własne; Może gdy serce kielich rozpaczy wychyli I w wściekłym szale gniewnie gromy ciśnie jasne W wszystkie posągi białe i we wszystkie mary, Co zasłaniają drogę ku niej za bezmiary. I choć jam dziś nędzniejszy nad wszystkich nędzarzy, Czekam w tęsknocie serca i w czoła pokorze. Wszystko, co we mnie ciche i dobre, co marzy O pięknie, co wpatrzone w głąb, jak w ciemne morze, Gromadzę, aby duszy, gdy dla mych ołtarzy Zstąpi święta, dar złożyć na jej przyjście boże. Zbieram skarby, choć biedne, aby przed obliczem Mojego bóstwa stanąć godnie, a nie z niczem.
|