abstract
| - Patrzą na ciebie okna domu twego, Patrzą jak oczy rozgorzałe w cieniu. Żółte promienie na sad od nich biega... Ledwie dostrzegasz w źrenic obramieniu Dwie pochylone sylwety kobiece: Ktoś w głębi domu gra... płonące świece... Gra. Słyszysz skrzypce? Muzyka tęskniąca Szlocha i z szmerem fontanny się łączy; Woń nocnych kwiatów falami roztrąca, A w twoją duszę dziwną słodycz sączy. Dobrze ci: smętna skrzypcowa muzyka Wiąże cię z życiem i w wieczność przenika. A oczy domu wciąż patrzą na ciebie: Życie się patrzy z tych wślepionych oczu! Czuwa - nie wrócisz! Wiatr sadem kolebie, Puszczyk niekiedy zahuka w pomroczu. I szum - jak gdyby spod gęstych konarów Wracał świat dziecka odżegnanych czarów. Słysz! struna pękła. Psa urwane wycie... Cicho... ktoś przeszedł. Okna z wolna gasną, Zasnęło czujne pogwałcone życie, Księżyc zalewa ogród falą jasną. Wróć! nie zaskrzypi próg... nie spotkasz ludzi... Skrzypce nie westchną... życie się nie zbudzi. Wróć! Widzisz stare, znajome pokoje! Zegar uderzył; raz! - i znów, jak w trumnie. Patrz - biurko - noce nieprzespane twoje... Nowe jest tylko, widzisz, na kolumnie Twoje popiersie rzeźbione w marmurze; Stoi w księżycu białe, zimne, duże... Twoja twarz. Stajesz i patrzysz w zadumie Długo na uśmiech marmurowej twarzy, Twój uśmiech. Wraca w dawnych wspomnień tłumie... Ostatni - pomnisz? A z nocnych witraży Pada na marmur miesięczna poświata, Że i on zda się być nie z tego świata. Patrzycie w siebie długo nieskończenie Z jednym, choć różnej tęsknoty uśmiechem... W powietrzu słychać prawie to spojrzenie... Słyszysz! krzyżuje się - przeczucie - z echem - Dwie złudy. W cichej miesięcznej jasności Patrzycie w siebie - w głąb nieskończoności. Image:PD-icon.svg Public domain
|