abstract
| - Witam w kolejnym odcinku mojego programu. Kontrowersyjne gry wideo pojawiały jak grzyby po deszczu w chwili, gdy tylko pierwsze poważniejsze konsole oferujące elektroniczną rozgrywkę zaczęły okupować półki sklepowe. Uciekając się do tematów tabu, bądź niczym nieskrępowanej brutalności, twórcy zarówno nakręcali sobie sprzedaż, jak i nagonkę w mediach, które to od początków istnienia branży gier wideo, zaczęły traktować ją jako istne narzędzie szatana niszczące umysły młodego pokolenia. I tak jedni w swoich dziełach wkluczają szczyptę kontrowersji, robiąc to bardziej dyskretnie i z wyczuciem, skłaniając nas nawet do refleksji, a drudzy wprost wyjmują fujarę i leją w naszą mordę złotym strumieniem, nie dostarczając nam niczego prócz krwi lejącej się strumieniami. Jednakże są także autorzy kreujący produkcje, które prócz oddawania moczu na twarz grającego także na nią plują, obrzucają ekskrementami, rozbijają na niej butelki a także napierdalają skrzydłami rozgrzanego opiekacza. I produktem z tej trzeciej kategorii zajmiemy się w dzisiejszym odcinku. Tak więc trzymajcie się mocno, zapnijcie pasy, przygotujcie masę torebek na wymioty i obwiążcie się kilkakrotnie dwustronną taśmą montażową, bo to co zaraz uświadczycie, to nie będą przelewki! I to w żadnym wypadku! Zapraszam do oglądania! Gra Ethnic Cleansing, wypełzła z piekielnych czeluści dnia 21. stycznia roku pańskiego 2002, za pośrednictwem niejakiego Resistance Records, które to w swoim dorobku miało nie tyle gry komputerowe, co albumy muzyczne zespołów neonazistowskich, specjalizujących się w nurcie White Power. Jeśli jednak to nie było wystarczająco pokurwione, osobniki które zapewne w swoich piwnicach klepały kod tego szkaradzieństwa, i które to w rok później wyskrobały kolejną odsłonę tej chujangi, tym razem zatytułowaną Prawo Białego, należały do antysemickiej organizacji o nazwie Sojusz Narodowy w Stanach Zjednoczonych, która to prócz tworzenia muzyki nacjonalistycznej, najwyraźniej zajmowała się wypluwaniem na rynek rasistowskich kloców growopodobnych. Selekcja grupowa stała się więc niedługo po premierze obiektem drwin i swoistym wrogiem publicznym w mediach wszelakich, a sam Sean Walker, czyli przewodniczący National Alliance, wyjaśnił odpowiadając na ataki, że całym zamiarem było stworzenie programu prowokującego, który by promował wśród graczy segregację rasową. A żeby tego było mało, Ruch Oporu wydał tę zniewagę w dzień celebrujący narodziny Martina Luthera Kinga za niecałe $15. Czeka nas więc prawdziwa przeprawa przez fekalia, ale zanim do tego przejdziemy, sprawdźmy, jak przyjęła się ta gra wśród krytyków w sieci. Co może być zaskakujące (bądź nie), jedynymi ludźmi na ziemi, którym udało się o zdrowych zmysłach przetworzyć tę komputerową papkę i przelać swoje myśli na papier, byli ci z rosyjskiego serwisu Absolute Games, którzy zwieńczyli swój tekst oceną 1%. To chyba mówi więcej niż słowa. A zatem, nie traćmy już więcej czasu i przejdźmy do meritum. Tak jest, oto ekran główny Ethnic Cleansing. Nie przecierajcie oczu ze zdumienia i nie regulujcie odbiorników, to co właśnie widzicie istnieje i zostało zaimplementowane do gry komputerowej jako główne menu. Od ponad sześciu lat prowadzę już ten program. Przeżyłem kwadratowe kaczki zamieszkujące akweny wodne gier Team6, obleśne mordy Wietnamczyków z War Soldiers, zdeformowaną facjatę Osamy Bin Ladena w World War III, a nawet strzelanie nasieniem w Chińczyków, pochłanianie strzykawek i zabijanie kipiącej krwią głowy Tong Shau Pinga. Ale na coś takiego, po prostu nie byłem gotów! Jestem całkowicie zdruzgotany. I mówię to śmiertelnie kurwa poważnie! Nigdy czegoś takiego nie widziałem na oczy. Po zobaczeniu tego widoku, który będzie nękać naszą duszę do końca egzystencji, czujemy się tak, jakbyśmy weszli do umysłu neonazisty, który chwilę wcześniej wysadził parę synagog, spalił paru czarnoskórych oraz dokonał aktu dekapitacji na grupie pałętających się Żydów. Mamy metaliczny napis Opór, w tle zawalony budynek i nagrobek, na którym widnieje napis Zabić Białasów, a tuż pod nim mamy wymierzającego w naszą stronę pukawkę blondasa oraz łuski rozsypujące się na dole. W sekundzie miałem majtasy obsrane na wylot. Wobec samych opcji, które prezentują się biednie jak bezzębny, łysy i nagi bezdomny, można by było przejść obojętnie... gdyby nie jeden, malutki szczegół, który jeszcze bardziej pokazuje, że ta gra nie ma z normalnością absolutnie nic kurwa wspólnego. Głosu Żydom użyczył Bob Hawthorne, a Murzynom? Najwyraźniej sami czarni nagrani w ich naturalnym środowisku. Zanim jednak dane nam będzie ujrzeć w akcji to mistrzostwo w historii gier komputerowych, czeka nas jeszcze wstawka filmowa tłumacząca nam wyssaną z chuja intrygę wokół której kręci się ten znamienity tytuł. Otóż dowiadujemy się z niej, że dane nam będzie kierować poczynaniami pewnego skinheada, z wyszytą czerwoną swastyką na czarnej kurtce, który to postanawia wtargnąć do miasta pełnego nierządów i anarchii, podczas niedawnego wybuchu wojny rasowej. By przywrócić je do stanu używalności, naszym zadaniem będzie wytępienie zalegających w betonowej dżungli gangów murzynów, metysów, żydowskich panów oraz innych kolorowych podludzi, którzy to gwałcą i mordują wszystko co się rusza. Sięgając po spluwę wyprujemy flaki nie tylko napotkanym pstrokatym spotykanym na ulicy i podziemnej kolei, oraz liderom szajek przestępczych, ale także szyszce, a dokładniej rzecz mówiąc ważnemu pionkowi w polityce. Skąd w ogóle oni się tu wzięli, jaki mają w tym interes i na czym polega ten cały spisek? Chuj wie. Ważne jest natomiast to, że musimy pozbawić żywota każdego kto się tylko nawinie pod lufę. A to wszystko to dopiero preludium. Przedsmak rzadkiej, zatęchłej, gangrenowatej biegunki trędowatego, wypływającej strugą ze szpar monitora. Wszystko zmienia się diametralnie, wręcz o 180 stopni, w momencie gdy przeczekamy kilka sekund ekranu ładowania. Dokładnie tak. To co widzicie to Ethnik Cleansing w całej swej okazałości. Oto świat, w którym codziennością są plakaty z zaginionymi blondwłosymi aniołkami informujący o braku przyszłości dla białych dziatek, oraz te nakłaniające do rewolucji. Gdzie betonowe belki podtrzymują samochody bez kół, w każdej szanującej się uliczce znajduje się kineskop, na którym to odtwarzane są przemowy, a bliźsi krewni wąskonosych o ciemniejszej karnacji, pląsającym krokiem ładują w nasze dupska ołów bełkoczącz sobie po małpiemu pod nosem. Czyste przełożenie umysłu hitlerowca w skali 1:1. Tak czy inaczej, w pierwszym etapie, który to rozgrywa się w jakimś opuszczonym getcie, przy którym szare PRL-owskie blokowiska wyglądają jak Taj Mahal, prócz świętego obowiązku zgładzenia jednostek nie należących do jedynej słusznej rasy, naszym priorytetem jest odnalezienie niejakiego Big Nigga, który to jako przywódca stada murzyniątek, postanawia sam bez obstawy zaminować dostęp do kolei miejskiej, oraz zabunkrować się z resztką dynamitu ze swoim niezastąpionym rozpylaczem. Gdy już nam powiedzie się to jakże nieliche zadanie, siekniemy mu parę, albo nawet parędziesiąt kul w dziąsło, i pociągniemy za wajchę obracającą w pył cały wysiłek zbieraczy bawełny, udajemy się do kolejnego poziomu, a dokładniej do podziemi. Schodząc na dół z kolei, trafiamy na wiele innych wybryków natury. Prócz znanych nam czarnoskórych, którzy tym razem okupują hurtowo przydrożne wychodki, zetkniemy się także z pociągami usmarowanymi jakimiś ekskrementami, oraz wreszcie z rabinami zaopatrzonymi w pistolety maszynowe uzi, którzy to jak nakazuje stereotyp, są odziani w czarne łachy i kapeluszyska, oraz noszą dorodne pejsy. Jednak prawdziwą gratkę dostajemy na sam koniec, bowiem gdy dotrzemy do samego krańca tej planszy, i metalowa brama stanie przed nami otworem, trafiamy do żydowskiej świątyni gdzie zmierzymy się z szefem wszystkich szefów, samym skurwysynem, oraz istnym guru wśród wszystkich Izraelitów, czyli Arielem Szaronem, który to jednak widząc swoją karykaturę w tej chujni postanowił niedługo później kopnąć w kalendarz. Należałoby także napomknąć o tym, że nasz premier nie pierdoli się w tańcu, i gdy tylko staniemy z nim w twarzą w twarz, wyciąga z zanadrza wyrzutnię rakiet, i zaczyna nią pociesznie w nas pruć (czy jak kto woli napierdalać). Pociskami tak śmiercionośnymi, że nawet chowając się w piwnicy, otoczeni powidłami, słoikami kiszonych oraz zamknięci w pralce z nierdzewnej stali niczym w oczekiwaniu na dywanowy nalot, nie zdołamy się odeprzeć atakom wkurwionego ojca chrzestnego Izraelczyków. Gdy już uda nam się wpakować w niego wystarczającą ilość magazynków i sam Ariel rozpłynie się w powietrzu dławiąc się jak podczas kąpieli w gnojówce, dach otworzy się na nieboskłon, a Gwiazdy Dawida osuną się na ziemie i znikną pod podłożem. Zakończenie godne pochwały samego Hideo Kojimy. Czas jednak przejść do samej śmietanki, czyli mięsa armatniego, które tutaj stanowi wręcz centralną część tej szmiry. Wśród naszych przeciwników mamy między innymi, afrykańskich kutafonów o aparycji szympansów po lobotomii lodowym szpikulcem, ubranych w nigerskie koszulki, którzy to gdy stoją w bezczynności, najwyraźniej tak dla chwili relaksu, głaskają sobie wyimaginowanego koguta. Latynosów w sombrero, obwiązanych w tęczowe zasłonki i drżących jak Wańka Wstańka, którzy błąkają się wokoło najwyraźniej w poszukiwaniu najbliżej położonej ściany, w którą mogliby się wpierdolić. Hebrajczyków, kręcących bączki w miejscu po śmierci, którzy to otrzymali zapewne z rąk Jahwe zdolność nagłej teleportacji. Oraz panów w garniturach, którzy będąc odwróceni tyłem, są w stanie precyzyjnie przestrzelić komukolwiek potylicę, przez mikroskopijnej wielkości szparkę między schodkami. Mimo iż Ci ostatni wykazują trochę większy poziom wnikliwości, przeprawa z resztą przychlastów polega właściwie tylko na kołysaniu się na boki i niespuszczaniu palca ze spustu aż do ukończenia danej misji. Wszyscy bez wyjątku po zdaniu sobie sprawy z naszej obecności, zaczynają telepać się jakby wcześniej wciągnęli parę worków mefedronu, i wręcz oczekiwać na spuszczanie z rozgrzanej rury śruciny, by zrobić z nich sito. Każda walka z tymi pokrakami jest równie interesująca i nieprzewidywalna jak psia Kamasutra. I jeśli nie zostaliście zniesmaczeni faktem strzelania do ciemnoskórych obdarzonych głosem naczelnych bądź innych jegomości, to na pewno niesmak pozostawi u was strzelanie z dostępnego oręża. A dokładniej z jednego, pistoletu maszynowego, który to raczej przypomina skrzywioną butelkę taniego wina marki Patyk, 3-letnie mamucie łajno, bądź inne nadmuchane helem skrzyżowanie śrutówki z karabinem, aniżeli jakąkolwiek istniejącą pukawkę na planecie Ziemia. Nie dość, że strzelanie naszą bronią totalnej destrukcji, jest równie przyjemne co wpierdalanie zgniłych wymiocin posypanych trocinami i kocim żwirkiem, a wystrzeliwane pociski zamieniają się w chmurę popiołu przy zetknięciu z solidnym materiałem, to jeszcze odrzut, jakim zostało to cacko zaopatrzone jest porównywalny do pistoletu na żołędzie. Owszem, czasem od nadmiaru wypluwanego śrutu nasze parabellum w animacji zacznie się odrobinę chwiać, ale i tak nie przełoży się to na faktyczną rozgrywkę. A skoro już mowa o nabojach, możemy obsrać się na miętowo, a i tak do starcia z głównym mafiosem nie zużyjemy nawet 1/20 ofiarowanej przez kochanych projektantów amunicji. Projekt poziomów jaki został przygotowany przez producentów tego chłamu, to obraz nędzy i rozpaczy. O ile w takim World War III, plansze przypominały raczej odrzucone tetronimy zalane pokaźną ilością wybielacza, tak tutaj dostajemy lokacje tak amatorskie i liche, że lepsze można by było wyklepać ślepo waląc fają o klawiaturę. Etapy wielkościowo są podobne do pensji stażysty, wszystkie stopnie, a nawet niektóre panele podłogowe z którymi będziemy mieć styczność, są wykonane z cienkiego aluminium, a heksagonalna siatka, tak dla wesołego chuja, została położona przed schodami. W getcie dla czarnych, prócz blokowisk wykonanych z kartonowych pudeł oraz skorodowanych ulicznych lamp, na które wbrew pozorom nawet biały może wskoczyć, mamy także takie atrakcje jak na przykład, wysuszoną kamienną fontannę z lekkim nalotem wymiocin, boisko do koszykówki otoczone drutem kolczastym, oraz tajne składowisko broni z teleodbiornikiem za drewnianą deską. A z kolei w dalszej miejscówce, prócz samych pociągów zasuwających z prędkością światła, mamy płomienie buchające w toaletach, salę spotkań i tablice, obrazującą ekspansję Żydów po kuli ziemskiej w ciągu dziesięciu lat. Architekt płakał rzewnymi łzami jak konstruował. Jeśli chodzi o kwestię oprawy audiowizualnej. Na trójnóg Posejdona, co to ma kurwa być do jasnej cholery? Tekstury przypominają te wyjęte z kubła pomyj, bronie wyglądają jak posklejane super klejem klocki, twarze modeli wyglądają jak wyżłobione złamaną wykałaczką ziemniaki, łepetyna naszego łysola jak zmiażdżona opiekaczem do gofrów, animacje tworzył najpewniej opóźniony delfin na podstawie ruchów paralityka z jaskrą, efekty specjalne w tym ogień oraz chmury śrutu wprawiłyby w znużenie nawet neandertalczyka, a rysowane czarne dziadostwo mające blokować dalszą widoczność i udawać mgłę, pojawia się pięć kroków od naszego protagonisty. Niewiele lepiej jest w temacie otoczki dźwiękowej. Poza szlagierem głoszącym przekaz: Tylko biała rasa, reszta ssie kutasa, puszczanym w tle między levelami, oraz odgłosach samego dzierżonego gnata, które brzmią jak petarda przyciśnięta czyimiś pośladami na rozgrzanej blasze Poloneza, mamy oczywiście *GALAKTYCZNIE* złą grę aktorską naszych adwersarzy. I właściwie mógłbym coś wtrącić mimochodem o jakości samych nagrań, ich rasistowskim nasyceniu i innych tego typu dyrdymałach, ale tak naprawdę to nie wymaga żadnego komentarza. Po prostu to mówi samo za siebie. Tylko tego posłuchajcie. *demonstracja audio* Jednak chyba największym grzechem tego barachła nie jest jego czysto dyskryminacyjny charakter, kulejąca oprawa, czy wołająca o pomstę do nieba sztuczna inteligencja, lecz warstwa techniczna. O ile uda nam się przejść pomyślnie przystań murzynków bambo, tak w dalszej części program postanawia lecieć na łeb na szyję, wypierdolić się na plecy, złamać sobie kark i zgnieść kręgosłup na miazgę. Bowiem wtedy to szatańskie nasienie postanawia raz po raz, w kompletnie nieprzewidywalnych momentach się zawiesić. Źle stąpniemy na jakiejś posadzce? Witaj na pulpicie. Kucniesz w nieodpowiednim miejscu? Witaj na pulpicie. Giniesz wystrzeliwując się w górę niczym Superman próbujący okrążyć kulę ziemską? Witaj na pulpicie. Nawet zabijając głównego antagonistę, możesz skończyć swoją rozgrywkę na Windowsowym błędzie. A żeby tego było mało, tym razem możliwości bezpowrotnego zacięcia się w małej przegrodzie jest co nie miara. Wchodzisz do łazienek bliżej lewej strony gdy czarnuchy nagle z buta otwierają wrota? Klinujesz się w klaustrofobicznym pomieszczeniu nie do przeskoczenia i pozostaje Ci tylko zresetować produkcję, gdyż przyciski odpowiadające za zapis i wczytanie stanu gry, tak naprawdę nie działają. No po prostu cudownie! Podsumowując, Ethnic Cleansing to wręcz podręcznikowy przykład zjebanej gry, nie mającej zupełnie nic do zaoferowania, prócz samej kontrowersji. Dwie lokacje, która można przemknąć w niecały kwadrans, bezmózdzy konkurenci, fatalny projekt poziomów, grafika wbijająca śrubokręt w oczodół, kakofoniczne audio oraz koszmarna stabilność sprawiają, że po przegranej rundce lepiej jest oddać komputer do kremacji. Właściwie, to jedna z niewielu gier których spiracenie przynosi więcej pożytku światu niż szkody, bowiem wszelkie, chociażby najmniejsze przychody jakie twórcy otrzymają z tego gówna, trafiają wprost do kieszeni organizacji nazistowskich. Rozumiem, że ekipa moderska za darmo może dostarczyć o wiele bardziej obrazoburcze i pełne antysemityzmu twory, ale fakt, że ktoś faktycznie dystrybuował tę siermięgę za pieniądze i z tych pieniędzy wyprodukował kolejny tego typu szmelc, jest dla mnie niepojmowalny. Wolałbym już wyjeść serek z napletka hermafrodyty z rzeżączką, lub by dzikie małpy wykastrowały mnie papierem ściernym niż kolejny raz przejść przez to bagno. I tym optymistycznym akcentem przejdźmy do ocen.
|