abstract
| - Nie troszcząc się o nic, co się dokoła niego działo, rozsprzedał stary zegarmistrz resztę swego mienia, wyszukując wszystko, co jeszcze miało jakąś wartość. Jednego dnia rano Gérande wszedłszy do warstatu, nie znalazła tam ojca. Przerażona do najwyższego stopnia wyglądała go ciągle z największym niepokojem, spodziewając się, że zapewne zaraz powróci, ale godziny upływały a mistrz Zachariusz się nie zjawiał. Aubert pospieszył do miasta, aby zasięgnąć wiadomości i przyniósł tę smutną nowinę, że starzec miasto opuścił. Usłyszawszy o tem, postanowiła Gérande bądź co bądź go odszukać. Atoli jedna trudność leżała im na przeszkodzie: nie wiedziano, dokąd udał się mistrz Zachariusz. W tem przyszła szczęśliwa myśl Aubertowi. Wiedział on, że od pewnego czasu ciągle tylko o żelaznym zegarze, znajdującym się w zamku Andernatt, mawiał starzec; zapewne więc musiał wyruszyć dla jego odszukania. Aubert udzielił tej myśli Gérande. Postanowiono szukać wyjaśnienia w tym względzie w księdze mistrza Zachariusza. Udali się przeto do pracowni i znaleźli księgę otwartą, leżącą na stole. Powiedzieliśmy już, że notował on tam wszystkie sporządzone przez siebie i sprzedane zegary, a te, które teraz odebrał, starannie przekreślał. Tylko jedna nota nie była przemazana, a brzmiała mniej więcej w tych słowach: „Sprzedany panu Pittonaccio żelazny zegar ścienny, o poruszalnych figurach; umieszczony w jego zamku, Andernatt“. Był to ów sławny zegar, o którym Scholastyka z takiemi wyrażała się pochwałami. — Tam z pewnością musi być ojciec! — zawołała z radością Gérande. — Spieszmy tam, może go jeszcze uratujemy! — rzekł Aubert. — Nie dla tego świata, ale może dla drugiego — szepnęła młoda dziewczyna. — Wybierajmy się więc w imię Boże, Gérande! Zamek Andernatt leży w wąwozach Dents du midi, o dwadzieścia mil oddalony od Genowy. Jeszcze tego samego dnia wyruszyli w drogę Aubert, Gérande i Scholastyka. Postępowali brzegiem jeziora genewskiego, minęli Bessinge i Ermance, gdzie znajduje się ów sławny zamek Mayor, i nigdzie się nie zatrzymując, tej samej jeszcze nocy zrobili pięć godzin drogi. Z wielkim trudem przebyli dalej w bród rzekę Dranse, a we wszystkich tych miejscowościach, przez które przechodzili, wypytywań się troskliwie, czy nie szedł tędy mistrz Zachariusz. Wkrótce też się przekonali, że nie myliło ich przeczucie; starzec istotnie ta drogą postępował. Nazajutrz, ku wieczorowi, minęli Thonon i osiągnęli Evian, skąd wspaniały widok rozciąga się na szczyty gór szwajcarskich w obrębie mil dwunastu. Ale obaj kochankowie nie byli dziś wcale usposobieni do podziwiania cudnego widoku. Szli tylko ciągle naprzód, ile im sił starczyło. Aubert, silniejszy od swych towarzyszek, wspierał je to jedną, to drugą, sam zaś tylko nadzwyczajna siłą woli utrzymywał się na nogach. Idąc gościńcem, prowadzącym przez wąską wyżynę, wysoko ponad brzegiem jeziora, rozmawiali przytem o swych troskach i nadziejach. Przybywszy do Bouvert, gdzie Rodan wlewa się do jeziora, opuścili brzeg tegoż i zwrócili się w inną stronę. W górzystych okolicach Vionnaz, Cheffel, Collombay, wzrosło jeszcze ich znużenie. Nogi odmawiały im posłuszeństwa, a stopy kaleczyły się na ostrych kamykach, pokrywających wąską ścieżkę, którą postępowali. Nigdzie ani śladu mistrza Zachariusza! Pomimo niewymownego znużenia, nie szukali jednak kochankowie spoczynku w leżących tu samotnie chatach — nie zatrzymali się też w zamku Monthey, który Małgorzacie sabaudzkiej nadany został na apanażę. Wreszcie na samym schyłku dnia dostali się na pustą okolicę Notre-Dame du Sex, która leży na wysokości sześciuset stóp nad Rodanem w pobliżu Dents du midi. Noc już zapadła, a biedacy nie mogli kroku dalej postąpić, znalazłszy wiec samotny domek pustelnika, postanowili tu nieco odpocząć. Pustelnik przyjął ich gościnnie, ale nie umiał im nic powiedzieć o mistrzu Zachariuszu, tak, że biedna Gérande zwątpiła już zupełnie o tem, iż uda im się odnaleść ojca w tej puszczy. Na dworze panowała nieprzenikniona ciemność, wicher huczał i świstał ponuro, a niekiedy rozlegał się straszny grzmot, pochodzący od lawin, które ze szczytów dzikich skał staczały się w doliny. Powiesiwszy swoje przemokłe płaszcze w kącie dla wysuszenia, usiedli Aubert i Gérande przy ognisku, ażeby się nieco ogrzać. Przed drzwiami chaty dawało się chwilami słyszeć żałosne wycie psa, które mieszało się z wyciem burzy. Wkrótce opowiedzieli pustelnikowi powód swego zmartwienia. — Duma przywiodła dobrego anioła do upadku — rzekł on na to. — Jestto straszny występek, moje dzieci, o który często rozbijają się losy ludzi, tem straszniejszy, że go żadna siła powstrzymać nie zdoła... Wszyscy czworo uklękli. Nagle pies gwałtownie zaszczekał, a równocześnie ktoś mocno do drzwi zastukał. — Otwórzcie w imieniu diabła!... Pod silnemi uderzeniami otworzyły się drzwi gwałtownie i jakiś człowiek z rozwianym włosem, pomieszanym wzrokiem i w podartem odzieniu wpadł do izby. — Mój ojciec! — krzyknęła Gérande przerażona. W istocie, byłto mistrz Zachariusz. — Gdzie jestem? — zawołał — w wieczności!... czas skończył się... godziny nie biją więcej..., wskazówki stanęły!... — Ojcze! drogi ojcze! — zawołała młoda dziewczyna tak porywającym głosem, że starzec zdawał się być nim napowrót przywołanym na świat prawdziwy. — Ty tu, moja Gérande? — wykrzyknął — i ty Aubercie!... Moje kochane dzieci, czy dostaniecie wy ślub w naszym starym kościele!... — Ojcze! — błagało dziewczę — zostań tu, wróć z nami do domu... — Nie porzucaj swych dzieci — dodał Aubert. — Dla czegóż powrócić mam do tych miejsc, gdzie nie ma już dla mnie życia, gdzie zagrzebana jest część mojej własnej istoty? — Twoja dusza nie umarła, nieszczęśliwy człowieku — rzekł pustelnik poważnie — ona żyje! — Moja dusza!... Tak... żyje!... Sprężyny jej znajdują się w dobrym stanie... czuję, jak bije równo... — Twoja dusza nie jest materjalna — jest nieśmiertelna! — Tak, nieśmiertelna, jak moja sława!... Ale znajduje się teraz zamknięta w zamku Andernatt i chcę ją właśnie odzyskać. Pustelnik przeżegnał się, Scholastyka umierała prawie ze strachu, Aubert objął Gérande ramionami. — W zamku Andernatt mieszka bezbożnik — dodał pustelnik — który nigdy się nawet nie żegna. — O ojcze, nie idź tam! — błagała Gérande. — Chcę mojej duszy!... Moja dusza do mnie należy!... — Zatrzymajcie go, zatrzymajcie mego ojca! — zawołała Gérande. Ale już zerwał się starzec z miejsca i znikł w ciemnościach nocy. — Mnie! Moja duszę!... — wołał jeszcze zdaleka. Młoda dziewczyna, Scholastyka i Aubert rzucili się za nim, biegnąc po bezdrożnych ścieżkach, po których pędził stary zegarmistrz jak orkan, gnany gorączka i jakąś siłą nadludzką. Ścieg padał gęsto wielkiemi płatami, a górskie potoki wystąpiły z brzegów i hucząc toczyły swe wzburzone wody. Przechodząc obok kaplicy, zbudowanej przy drodze, przeżegnali się Scholastyka, Gérande i Aubert, ale mistrz Zachariusz głowy nie odkrył. Nakoniec w tej pustyni ukazała się zdala miejscowość Evionnaz, ale starzec obszedł ją dokoła i bez wytchnienia biegł dalej, aż dostał się w wąwozy Dents du midi, okolone dzikimi skałami, których niebotyczne szczyty zdawały się sięgać niebios. Nagle w ciemności ukazały się posępne stare ruiny, jakby z ziemi wyrosły. File:Master Zacharius by Théophile Schuler 08.jpg — Wreszcie!... zawołał mistrz Zachariusz i biegł dalej z podwójną szybkością. Podówczas leżał zamek Andernatt prawie w gruzach. Stare pochylone mury, wznoszące się wśród zwalisk i kamieni, wysoka poszczerbiona wieża, grożąca lada chwila upadkiem, oto widok tych ponurych ruin, wśród których zachowało się jeszcze tylko kilka pustych komnat na pół rozwalonych i zasypanych gruzami i rumowiskiem. Wąska, ciasna brama, stojąca pośród zwalisk i szczątków murów, prowadziła do zamku Andernatt. Zapewne w zamku tym mieszkał niegdyś jakiś margrabia, pół-rozbójnik, pół-rycerz, później miejsce jego zajęli bandyci, trudniący się rozbojem, którzy na tem samem miejscu zostali powieszeni. Dzisiaj, jak wieść chodziła, rumy te były w posiadaniu szatana, który w burzliwych nocach zimowych zjawiał się tutaj i wyprawiał swe harce ponad głęboką, czarną przepaścią. Starego zegarmistrza posępny ten i złowrogi widok wcale nie zatrwożył; odważnie wszedł przez bramę na ponury dziedziniec zamkowy. Nikt nie bronił mu wstępu, postępował więc dalej i zapuścił się w jakiś długi, straszny korytarz o sklepionej powale. Aubert, Gérande i Scholastyka nie spuszczali go jednak z oczu i bez wytchnienia biegli za nim. Zdawało się, jakby jakaś niewidzialna ręka prowadziła mistrza Zachariusza. Na końcu korytarza znalazł stare spróchniałe drzwi i wyłamał je siłą. Kilka zbudzonych nietoperzów wzleciało do góry i ukośne kręgi zatoczyły ponad jego głową. Znajdował się teraz w ogromnej sali, dosyć dobrze jeszcze zachowanej. Ściany zdobne malowidłami i rzeźbami otaczały ją dokoła, a na nich zdawały się poruszać Larwy, Gule (potwory ludożercze) i Taraski (smoki poczwarne). Długie, wąskie okna, podobne do strzelnic, drżały pod naciskiem orkanu. Stanąwszy na środku sali, mistrz Zachariusz krzyknął radośnie. Przed nim wisiał zegar, ten zegar, w którym całe jego istnienie się zamykało. Było to rzeczywiście wspaniałe dzieło i wyobrażało stary kościół romański o słupach żelaznych i wysokiej wieży, z której codziennie odzywał się dzwonek, odgrywając antyfonę dnia, mszę, nieszpory, completorium i salve. Ponad drzwiami tego kościoła, które się w czasie służby bożej otwierały, znajdowała się rzeźbiona rozeta, stanowiąca tarczę. Pomiędzy tą rozetą a drzwiami ukazywała się zaś każdej pory dnia odpowiednia przypowieść, jak to jużeśmy od Scholastyki słyszeli. Przypowieści te niegdyś mistrz Zachariusz z wielkiem staraniem wybrał i duchem chrześcijańskim ułożył, tak że w porządku następywały po sobie godziny modlitwy, pracy, posiłku i wypoczynku i każdy trzymając się tych przepisów, niewątpliwie byłby prawdziwie szczęśliwym. Upojony radością, chciał mistrz Zachariusz objąć zegar rękami, gdy nagle usłyszał po za sobą śmiech szyderczy. Drgnął i oglądnąwszy się, poznał owego dziwacznego karła, którego znał tak dobrze. Gérande przytuliła się trwożliwie do narzeczonego. — Dzień dobry, mistrzu Zachariuszu... — odezwał się pierwszy mały starzec. — Kto pan jesteś?... — Pittonaccio, do usług! Spodziewam się, że przybyłeś tu po to, aby mi swą córkę dać za żonę. Przypomniałeś sobie przecież moje słowa! Gérande nie pójdzie za Auberta! Na te słowa oburzony rzucił się młody czeladnik na Pittonaccia, ale ten jak cień, wyśliznął się z rąk jego. — Dobranoc! — rzekł Pittonaccio szyderczo i znikł. — Uciekajmy ztąd, uciekajmy! — zawołała z przestrachem młoda dziewczyna. W tej chwili mistrz Zachariusz zerwawszy się z miejsca, popędził przez rozpadłe schody za widmem Pittonaccia i znikł wkrótce w ciemności. Pełni zwątpienia, nie wiedząc co robić, pozostali Aubert, Scholastyka i Gérande w obszernej sali. Stara kobieta uklękła na ziemi i zaczęła się modlić, młode dziewczę usiadło na wielkim kamieniu zupełnie z sił wyczerpane, a Aubert stanął obok niej i strzegł jej. Głęboka cisza panowała dokoła, tylko małe robaczki pracując w spróchniałem drzewie, pukaniem swem zakłócały ogólny spokój... Wreszcie zaświtało — pierwszy brzask dnia wtargnął oknem do środka i słabo oświetlił salę. Skoro zrobił się dzień — wyszli kochankowie z komnaty i postanowili odszukać starego zegarmistrza. Ale daremnie błąkali się po pustych kurytarzach i krużgankach, daremnie wołali go po imieniu, nie widzieli ani żywej duszy i tylko echo im odpowiadało. Raz znajdowali się pod ziemią, w ciemnych piwnicach, to znowu wdrapywali się wysoko na wieżę, zkąd piękny widok na okoliczne lasy, skały i wzgórza się rozciągał. W końcu, po długich błąkaniach, zaszli przypadkowo znowu do sali, w której tę straszną noc przepędzili. Ale nie była ona teraz pusta — mistrz Zachariusz znalazł już bowiem Pittonaccia i siedząc przy marmurowym stoliku, prowadził z nim ożywioną rozmowę. Zobaczywszy wchodzącą swą córkę, powstał starzec, który dotychczas nieruchomo jak posag siedział, i wziąwszy Gérande za rękę, przyprowadził ją przed Pittonaccia. File:Master Zacharius by Théophile Schuler 09.jpg — Oto moja córka — rzekł — a to twój pan i przyszły małżonek. Młoda dziewczyna wzdrygnęła się. — Nigdy nie będzie ona należeć do niego — zawołał Aubert porywczo — bo jest moją narzeczoną. — Nigdy! przenigdy! — powtórzyła ze wstrętem Gérande. Pittonaccio zaśmiał się szyderczo. — Chcecie więc mojej śmierci? — zawołał mistrz Zachariusz. — Ten zegar jedynym jest jeszcze, który nie stanął — w nim zamknięte jest moje życie — a ten człowiek powiedział: „Daj mi córkę, a zegar będzie twój!“ Jeżeli mu ciebie nie oddam, moja córko, to go zburzy, a przez to mnie zabije... Przyszedłszy po chwili do przytomności wyszeptała Gérande: — Mój ojcze! — Gdybyś ty wiedziała, moje dziecię, ile ja cierpię w oddalenia od tego głównego czynnika mego życia... — Jak łatwo mógłby się on w mej nieobecności popsuć, jego sprężyny się zużyć, a kółka pomięszać! Ale skoro już raz będę go miał przy sobie, to nigdy go więcej nie porzucę i tak go będę pielęgnował, aby nigdy nie stanął, a ja, najsławniejszy na świecie zegarmistrz, żył wiecznie. — Patrz Gérande, jak pięknie posuwają się wskazówki na tarczy... Cyt! Właśnie uderzy piąta — słuchaj i uważaj na piękną przypowieść, która się naszym oczom ukaże... W istocie uderzyła po chwili piąta, a w miedzianych ramach, ponad drzwiami kościoła, ukazały się następujące słowa: Aubert i Gérande spojrzeli zdziwieni na siebie. Nie były to wcale owe pobożne przypowieści, które niegdyś ułożył mistrz Zachariusz; widocznie zaraził już ten zegar oddech szatana. Starca jednak wcale to nie dziwiło; owszem, z największa radością zawołał: — Słyszysz, moja Gérande? — Ja żyję, ja jeszcze żyję!... Nowe życie we mnie wstępuje... krew raźniej krąży w mych żyłach!... Nieprawdaż, moje dziecię, ty nie chcesz śmierci twego ojca, ty oddasz rękę temu człowiekowi, ażebym ja był nieśmiertelny i wreszcie, potęgę Boga osiągnął... Na te bluźniercze słowa przeżegnała się Scholastyka, podczas gdy Pittonaccio roześmiał się z zupełnem zadowoleniom. — Z tym człowiekiem, Gérande, będziesz szczęśliwa — zabrał znowu głos starzec — nada ci on najzupełniejszą dokładność, każda twoja czynność jak najskrupulatniej będzie odmierzana! O, Gérande, ja tobie dałem życie, teraz ty nawzajem daj życie twemu ojcu! — Gérande — wyrzekł Aubert — tyś moja, och! ty moją zostaniesz... — On jest mym ojcem!... zawołała młoda dziewczyna i upadła zemdlona na ziemię. — Weź ją sobie, Pittonaccio — rzekł mistrz Zachariusz — i dopełnij obietnicy. — Oto klucz od zegara — odparł potworek i podał starcowi narzędzie, podobne do zwiniętej żmiji... Mistrz Zachariusz pochwycił je skwapliwie, pobiegł ku zegarowi i począł go nakręcać. Sprężyna zaskrzypiała niemile, ale stary zegarmistrz nie zważając na to kręcił dalej i dalej; zdawało się prawie, że ruch ten nie jest od niego zawisły, że ręka jego machinalnie kluczem obraca. Kręcił ciągle, coraz szybciej i szybciej, aż wreszcie wycieńczony, prawie bez duszy osunął się na ziemię. — Teraz na cały wiek go nakręciłem — zawołał. Aubert tymczasem opuścił salę i sam nie wiedząc co się z nim dzieje, błąkał się po okolicy, aż wreszcie znalazł domek ubogiego pustelnika i zaklinał go, ażeby z nim poszedł do zamku Andernatt. W końcu dał się staruszek nakłonić i udał się drogą ku zamkowi. Gérande niema, nie zdolna słowa wymówić, siedziała w sali — nie płakała nawet, łzy bowiem wyschły w jej oczach. Mistrz Zachariusz, stojąc na miejscu, przysłuchiwał się z zadowoleniom regularnemu tykotaniu zegarka. Tymczasem wybiła dziesiąta, a w ramach miedzianych ku wielkiemu zmartwieniu i przerażeniu Scholastyki, następujące ukazały się słowa : Starca cieszyło bardzo to zdanie, przypatrywał mu się z wielkiem upodobaniem, prawie z zachwytem. Akt małżeństwa podpisać miano o północy, ale Gérande, biedna ofiara, nie czuła nic, nie słyszała, ani nie widziała nic, co się w koło niej działo. Głęboka cisza panowała do koła i tylko czasem przerywały ją słowa i okrzyki mistrza Zachariusza, lub śmiech szyderczy Pittonaccia. Uderzyła jedenasta godzina, przyczem następując słowa się ukazały: — Tak, tak — wołał stary zegarmistrz w uniesieniu — nic nie ma na świecie wyższego nad wiedzę.... Wskazówki posuwały się z sykiem węża na żelaznej tarczy, a godziny biły w przyspieszonych uderzeniach. Mistrz Zachariusz zamilkł. Upadł na ziemię a z piersi jego wydobywał się chrapliwy oddech. — Życie... wiedza... szeptał. Scena otrzymała dwóch nowych świadków. Byli to Aubert i pustelnik. Zobaczyli mistrza Zachariusza leżącego na ziemi, a obok niego Gérande modlącą się gorąco do Boga. W tem dał się słyszeć lekki szmer, poprzedzający zwykle każdą uderzyć mającą godzinę. Mistrz Zachariusz zerwał się. — Północ! — zawołał. Pustelnik wyciągnął rękę ku zegarowi i dwunasta nie uderzyła. Mistrz Zachariusz krzyknął tak strasznie i przeraźliwie, że musiał być w piekle usłyszanym. W miedzianych ramach ukazały się słowa: File:Master Zacharius by Théophile Schuler 10.jpg Kto stara się być równym Bogu, jest przeklęty na wieki. Zegar pękł z hukiem grzmotu, a sprężyna upadła na ziemię i w dziwnych, fantastycznych drganiach poczęła biegać po sali. Starzec rzucił się za nią i starał się ja pochwycić, wołając strasznym głosem: — Moja dusza! Moja dusza! Coraz szybciej skakała naprzód sprężyna... Starzec nie mógł jej żadną miarą pochwycić. Nakoniec rzucił się na nią Pittonaccio, pochwycił ją i znikł, wyrzekłszy straszne przekleństwo. Mistrz Zachariusz upadł na wznak bez życia.... Stary zegarmistrz leży pogrzebany około zamku Andernatt. — Aubert i Gérande żyli jeszcze długo szczęśliwie i modlili się za biedną duszę, która przez pychę na takie bezdroża została sprowadzona.
|