rdfs:comment
| - — O kim ty mówisz? — zapytało zdziwione dziewczę, które ani jednego słowa z mowy pani Bessy nie było słyszało. — O tym, o kim panienka nie powinnabyś myśleć — chociażby dlatego, żeby tem nie poniżyć swego rodu. — O kimże ja myślę — powiedz, moja droga... — Pewno o panu Arystobulusie Ursiklosie, który lepiejby zrobił gdyby się wyniósł na drugą stronę Tweedu. Czyż istnieli kiedykolwiek Campbellowie, którzyby starali się o względy jakichś tam Ursiklosów — Nie, miss Campbell odpowiedziała Bess, nie widziałam go, pewno zaraz wyjechał, chociaż, zdaje się, Patrydż go widział. — Kiedy?
|
abstract
| - — O kim ty mówisz? — zapytało zdziwione dziewczę, które ani jednego słowa z mowy pani Bessy nie było słyszało. — O tym, o kim panienka nie powinnabyś myśleć — chociażby dlatego, żeby tem nie poniżyć swego rodu. — O kimże ja myślę — powiedz, moja droga... — Pewno o panu Arystobulusie Ursiklosie, który lepiejby zrobił gdyby się wyniósł na drugą stronę Tweedu. Czyż istnieli kiedykolwiek Campbellowie, którzyby starali się o względy jakichś tam Ursiklosów Elżbieta udająca nieświadomość odgadywała, że jej wychowanica odczuwa dla projektowanego swego narzeczonego coś gorszego niż obojętność. Oprócz tego być może, w duszy pani Bessy rodziło się jakieś ciemne przypuszczenie, wywołane tem, że Helena nie dawno pytała jej czy nie widziała w Obanie młodego człowieka, któremu statek Glengarry w samą porę udzielił pomocy. Wtedy miała z nią taka rozmowę: — Nie, miss Campbell odpowiedziała Bess, nie widziałam go, pewno zaraz wyjechał, chociaż, zdaje się, Patrydż go widział. — Kiedy? — Wczoraj, na drodze do Dalmaly; szedł on zkądciś, niosąc na plecach torbę jak jaki podróżujący artysta. Ach, ten młodzieniec jest bardzo niemądry: puszczać się na wiry Corryvrekan! To kiepska zapowiedź na przyszłość. Parostatki nie zawsze będą do jego rozporządzenia żeby go ratować i z pewnością prędzej lub później marnie zginie. — Tak sądzisz! Przecież okazał on wielką odwagę i zimną krew pomimo swego szaleństwa. — Bardzo być może, że rzeczywiście ma odwagę — odrzekła Bessa — ale ten pan pewno nie wie, że panience zawdzięcza swoje ocalenie; w przeciwnym razie, nazajutrz po przybyciu do Obanu byłby przyszedł żeby ci podziękować. — Mnie dziękować! — krzyknęła miss Campbell. A to za co? Zrobiłam dla niego tylko to, cobym zrobiła dla każdego innego i co każdy zrobiłby na mojem miejscu. — Czy go panienka pozna przy spotkaniu? zapytała Bessa patrząc na młodą dziewczynę. — Poznam go — odpowiedziała prostodusznie. Muszę ci się przyznać, Bess, że spokojną odwagę jaką okazał, serdeczne słowa jakie wypowiedział do ocalonego współtowarzysza, majtka, wywarły na mnie głębokie wrażenie. — Do kogo on jest podobny, nie mogę sobie przypomnąć — mówiła Bess — lecz w każdym razie nie do pana Arystobulusa Ursiklosa; czyż nie tak? — Zamiast odpowiedzieć, miss Campbell tylko uśmiechnęła się i, powstawszy ze swego miejsca rzuciła ostatnie spojrzenie w dal, poczem wraz z panią Bessą poszła do domu.
|