rdfs:comment
| - — Mniejsza o to, już po wszystkiem — rzekł kapitan Corsican, lepiej prędzéj skończyć. — Czy mam prosić doktora Pitferge'a aby był obecny przy pojedynku jako lekarz? — Dobrze, poproś pan. Corsican poszedł do Fabijana. W tej chwili dało się słyszeć uderzenie dzwonu. Zapytałem sternika, co znaczyło to niezwykłe dzwonienie. Odpowiedział mi, że dzwonią pochowanie majtka, co umarł w nocy. Rzeczywiście ten smutny obrzęd miał się dopełnić. Pogoda dotąd tak piękna zaczęła się zmieniać. Wielkie chmury zbierały się na południe. Na odgłos dzwonu, podróżni zaczęli się tłumnie zgromadzać na prawym boku okrętu. Oficerowie, majtkowie, palacze, którzy nie byli na służbie, przyszli na pokład.
|
abstract
| - — Mniejsza o to, już po wszystkiem — rzekł kapitan Corsican, lepiej prędzéj skończyć. — Czy mam prosić doktora Pitferge'a aby był obecny przy pojedynku jako lekarz? — Dobrze, poproś pan. Corsican poszedł do Fabijana. W tej chwili dało się słyszeć uderzenie dzwonu. Zapytałem sternika, co znaczyło to niezwykłe dzwonienie. Odpowiedział mi, że dzwonią pochowanie majtka, co umarł w nocy. Rzeczywiście ten smutny obrzęd miał się dopełnić. Pogoda dotąd tak piękna zaczęła się zmieniać. Wielkie chmury zbierały się na południe. Na odgłos dzwonu, podróżni zaczęli się tłumnie zgromadzać na prawym boku okrętu. Oficerowie, majtkowie, palacze, którzy nie byli na służbie, przyszli na pokład. File:'A Floating City' by Jules Férat 23.jpg O godzinie drugiej, grono marynarzy wyszło z pokoju chorych, i minęło machinę rudla. Ciało umarłego majtka, zaszyte w płótno, z kulą uwiązaną do nóg, niosło na desce czterech ludzi. Ten umarły przykryty był flagą brytańską. Za niosącemi szli przyjaciele umarłego, postępowali zwolna wśród otaczających, którzy się ustępowali, aby ich przepuścić. Przyszedłszy na tył koła prawego boku, orszak się zatrzymał; ciało postawiono na placyku którym kończą się schody na wysokości pokładu. Na przodzie tego szpaleru patrzących stał kapitan Anderson w paradnym ubraniu i jego główniejsi oficerowie. Kapitan trzymał w ręku książkę do nabożeństwa. Zdjął kapelusz i przez kilka minut wśród głębokiéj ciszy, któréj nawet fale nie przerywały, czytał głosem donośnym modlitwę za umarłych. W tej atmosferze ciężkiéj, pochmurnej, cichej, bez najmniejszego wiatru każde słowo można było słyszeć wyraźnie. Kilku podróżnych powtarzało za nim cichym głosem. Za danym przez kapitana znakiem, ciało wzniesiono do góry, i spuszczono do morza. Chwilkę płynęło po wierzchu, wyprostowało się, później znikło w kręgu piany. W tym samym czasie majtek ze straży zawołał: — Ziemia!
|