About: dbkwik:resource/Kyvzi2nA-ZQYUgI_rcr5Ng==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Jangada/I/17
rdfs:comment
  • — Benito, rzekł odprowadzając go na przód statku, chciałbym z tobą pomówić. Benito, tak zawsze wesoły i uśmiechnięty, sposępniał nagle. — Domyślam się że chcesz mówić o Torresie; i ja chciałem porozumieć się z tobą w tym przedmiocie. — Czy spostrzegłeś jak natrętnie narzuca się Matce twojej i siostrze? Niepodobna zezwolić aby ten jakiś, najniecniejszy może awanturnik, ośmielał się tak poufale rozmawiać z niemi, jakby go zaledwie upoważniać mogły stosunki najściślejsze przyjaźni. — Ty, Benito, uległeś obawie? — A więc jeźli tak, tym więcej trzeba pozbyć się go jak najprędzej. — Kajmany! kajmany!
Tytuł
  • |1
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
  • [[
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Część I
  • Rozdział
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
  • [[
adnotacje
  • Dawny|w latach 1881-1882
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Juliusz Verne
abstract
  • — Benito, rzekł odprowadzając go na przód statku, chciałbym z tobą pomówić. Benito, tak zawsze wesoły i uśmiechnięty, sposępniał nagle. — Domyślam się że chcesz mówić o Torresie; i ja chciałem porozumieć się z tobą w tym przedmiocie. — Czy spostrzegłeś jak natrętnie narzuca się Matce twojej i siostrze? Niepodobna zezwolić aby ten jakiś, najniecniejszy może awanturnik, ośmielał się tak poufale rozmawiać z niemi, jakby go zaledwie upoważniać mogły stosunki najściślejsze przyjaźni. — Podzielam w zupełności odrazę twoją do tej podejrzanej osobistości, i gdybym usłuchał jej głosu, dawno już uprosiłbym Ojca aby mi pozwolił wydalić go z jangady, ale obawiałem się... — Ty, Benito, uległeś obawie? — Słuchaj, przyjacielu, a zrozumiesz powody tej obawy. Śledziłeś bacznie postępowanie Torresa, ale nie dostrzegłeś jak człowiek ten przy każdej sposobności uporczywie wpatruje się w mego Ojca, jak gdyby powodowany jakąś wrogą, tajemniczą myślą. — Co mówisz, Benito; czy masz powód przypuszczać iż Torres ma złe zamiary względem twego Ojca? — Powodów nie mam żadnych, ale niepokoi mnie smutne jakieś przeczucie. Nie spuszczaj z oka Torresa, a przekonasz się jak złowrogi uśmiech występuje na jego usta ilekroć spojrzy na mojego Ojca. — A więc jeźli tak, tym więcej trzeba pozbyć się go jak najprędzej. — A może właśnie przeciwnie... odrzekł Benito... nie wiem co począć... miota mną jakaś niewytłomaczona obawa... Chciałbym wydalić Torresa, a powstrzymuje mnie myśl że może byłaby to zgubna nieprzezorność... — Skoro tak myślisz, więc czekajmy i czuwajmy, rzekł Manuel. Zresztą za jakie 20 dni dopłyniemy do Manao, gdzie Torres ma opuścić jangadę, tam już raz nazawsze pozbędziemy się wstrętnego tego człowieka. — Wszak pojmujesz mnie teraz, Manuelu? — Pojmuję najzupełniej, mój przyjacielu, chociaż niezupełnie podzielam twoje obawy, bo jakiż mógłby zachodzić stosunek między Ojcem twoim a tym awanturnikiem, którego pewnie nie widział nigdy? — Wiem że Ojciec nie znał Torresa, odrzekł Benito, ale... sam nie wiem czemu... jednakże zdaje mi się koniecznie że Torres zna mego Ojca... Co robił w pobliżu fazendy gdyśmy go spotkali w lesie Iquitos? Dlaczego wtedy nie chciał korzystać z ofiarowanej sobie gościnności, a następnie gwałtem prawie narzucił nam się na towarzysza podróży? Zdaje się że wiedział i oczekiwał przybycia naszego do Tabatingi; był że to prosty przypadek czy plan naprzód obmyślany?... Wszystko to przywodzi mi na myśl natarczywe i zarazem jakby uciekające jego spojrzenie... gubię się w domysłach i nieustannie wyrzucam sobie że ofiarowałem mu miejsce na naszym statku!... — Uspokój się, kochany Benito, może jeszcze... — Ach! Manuelu, rzekł unosząc się, Benito, dawno już wydaliłbym z jangady tego awanturnika przejmującego nas obu wstrętem i odrazą... ale jeźli rzeczywiście ma złe zamiary, obawiam się aby zbytnia ostrożność nie chybiła celu. Jakiś głos wewnętrzny mówi mi iż niebezpiecznie byłoby przedsiębrać coś względem tego chytrego człowieka, zanim fakt jakiś niezaprzeczony nada nam do tego prawo, a obowiązek nakaże... Póki jest na jangadzie, mamy go pod ręką, a czuwając nieprzestannie nad Ojcem moim, niepodobna abyśmy pomimo całej przewrotnej skrytości jego, nie zdołali nareszcie wykryć jego zamiary. Musimy więc uzbroić się w cierpliwość i czekać. Zbliżenie się Torresa przerwało rozmowę obu młodzieńców; popatrzył na nich z pod oka, nic nie mówiąc. Benito nie mylił się bynajmniej, mówiąc, że Torres nie spuszczał wzroku z jego Ojca, ilekroć zdawało mu się że nikt nie śledzi jego spojrzeń; nie mylił się także iż wtedy oczy jego straszny przybierały wyraz. Jakiż więc tajemniczy węzeł mógł bezwiednie łączyć z sobą tych dwóch ludzi, tak od siebie różnych? To pewna że odtąd bacznie śledzony, z jednej strony przez Benita i Manuela, z drugiej przez Fragosa i Linę, Torres nie mógłby nic przedsięwziąć przeciw Joamowi Garral, aby tego zaraz nie dostrzeżono. Czy Torres dostrzegł że jest celem tych podejrzeń? Niewiadomo, w każdym razie nie okazał tego i w niczem nie zmienił swego postępowania. Dnia 10 sierpnia o 5-ej wieczorem, zarzucono kotwicę przy wyspie Kokos, na której znajdowała się fabryka kauczuku zwana „seringuarium” od drzewa nazywanego tu „seringueira”, którego naukowa nazwa jest „siphonia elastica”. Podróżnicy twierdzą, że czy to skutkiem niedbalstwa czy złej eksploatacyi, liczba tych drzew zmniejszyła się bardzo w kotlinie Amazonki; ale istnieją jeszcze wielkie lasy seringuerii na wybrzeżach Madeiry, Purusu i innych dopływów tej rzeki. Dwudziestu Indyan zajętych było zbieraniem kauczuku; czynność ta odbywa się jednak głównie w czerwcu i lipcu. File:'Eight Hundred Leagues on the Amazon' by Léon Benett 40.jpg Przekonawszy się że przypływ rzeki zmoczył gałęzie drzew do wysokości blizko czterech stóp, a przez to uczynił je zdolnemi do zbioru, Indyanie zabrali się do roboty. Naciąwszy gałęzi, przywiązywali do nich małe naczynia, które po upływie dwudziestu czterech godzin napełniają się mleczną cieczą; można także zbierać ją za pomocą wydrążonego bambusu. Chcąc aby od tak zebranej cieczy nie odłączyły się cząsteczki żywiczne, poddają ją fumigacyi nad ogniem z orzechów palm assai. Wylawszy ciecz na rodzaj drewnianej patelni i poruszając nią po nad dymem, prawie natychmiastowo zaczyna się zgęszczać, przybiera szaro-żółtawą barwę i przechodzi w stan stały. Stopniowo tworzące się pokłady, zdejmują się z brytfanny, wystawia na słońce, i twardniejąc nabierają znanej ciemno-brunatnej barwy. Gdy to nastąpi, robota skończona. Korzystając z tej sposobności, Benito zakupił od Indyan całe posiadane przez nich zapasy kauczuku, który przechowywali w swych chatkach wzniesionych na słupach. Zapłacił im dobrze, byli więc bardzo zadowolnieni. W cztery dni później, 14 sierpnia, dopłynęli do ujść Purusu. Wody tego wielkiego dopływu do Amazonki są spławne; wielkie nawet statki mogą płynąć po nich na przestrzeni sześciuset mil. Do Amazonki wpada pięciu odnogami. Sternik Aranjo mógł teraz manewrować z łatwością; koryto rzeki było zupełnie wolne, pęd wody lekko unosił jangadę, i d. 18 sierpnia zatrzymano się na noc przed wsią Pesquero. Słońce znajdowało się już bardzo nizko nad horyzontem; noc miała nastąpić zaraz po dniu, jakby w teatrach gdzie sprowadzają ją w jednej chwili przez zapuszczenie zasłony. W tych szerokościach zmrok prawie nie istnieje. Joam Garral, żona jego, Lina i stara Cybella siedzieli przed mieszkaniem. Torres kręcił się czas jakiś koło Joama Garral i zdawało się że chce mówić z nim na osobności, ale widać onieśmieliło go przybycie Ojca Passanha, który przyszedł pogawędzić z rodziną; postawszy trochę, wrócił do swej izdebki. Indyanie i murzyni leżeli na pokładzie. Aranjo siedział na przodzie pokładu przypatrując się biegowi prądu. Manuel i Benito, oczekując wieczerzy, chodzili po pokładzie, niby rozmawiając obojętnie, ale w rzeczywistości bacznym wzrokiem wodzili dokoła. Nagle Manuel zatrzymał się, mówiąc: — Co za dziwny odór zkądś załata?... Czy czujesz? Zdaje się... — Że to odór rozgrzanego piżma, odrzekł Benito. Kajmany leżą pewnie uśpione na poblizkiej płaszczyźnie. — Jakież to mądre zrządzenie Opatrzności, że tak zdradzają swą obecność! — O! tak, są to zwierzęta bardzo niebezpieczne, odrzekł Benito. Zazwyczaj, gdy dzień zapada, kajmany, należące do familii jaszczurek, lubią rozciągać się wygodnie na wybrzeżach, dla przepędzenia nocy. Układają się przy otworze nor do których wsuwają się posuwając się w tył, i tam śpią z otwartą paszczą i prostopadle trzymaną wyższą szczęką, ilekroć nie czatują lub nie oczekują na zdobycz. Rzucić się na upatrzoną zdobycz, już to płynąc jedynie z pomocą ogona, już biegnąc po wybrzeżu z szybkością jakiej człowiek dorównać nie zdoła, jest dla nich igraszką. Wodno-ziemne te zwierzęta rodzą się, żyją i giną na tych rozległych wybrzeżach. Bywają przykłady że żyją nadzwyczaj długo. Stare bardzo, nieraz stuletnie, poznać można po zielonkawej pleśni pokrywającej ich skorupę i po rozsianych po niej brodawkach, ale najwięcej po zwiększającej się z latami dzikości. Miał więc słuszność Benito, mówiąc, że zwierzęta te są bardzo niebezpieczne i należy miéć się przed niemi na ostrożności. Wtem nagle od przodu statku rozległy się krzyki: — Kajmany! kajmany! Trzy wielkie kajmany, mające piętnaście do dwudziestu stóp długości, zdołały wedrzeć się na platformę jangady. — Chwytajmy broń, Manuelu! krzyknął Benito, dając znak jednocześnie Indyanom i murzynom aby uciekali na tył statku. — Nie ma chwili do stracenia, uciekajmy do mieszkań! krzyknął Manuel. Była to rzeczywiście najlepsza rada i natychmiast zastosowano się do niej. Rodzina Garrala i cała osada statku zamknęła się w swych pokoikach i izdebkach. Gdy już zamykano drzwi za sobą, Manuel zawołał z przerażeniem: — Gdzież jest Mina? — Nie ma jej tam! odpowiedziała Lina, zaglądając do pokoiku swej młodej pani. — Wielki Boże! gdzież ona? zawołała przerażona Matka. I wszyscy razem zaczęli wołać: — Mino! Mino! Żadnej odpowiedzi. — A więc została na przodzie statku! zawołał Benito, załamując ręce. — Mino! Mino! wołał Manuel. I nie myśląc o niebezpieczeństwie, Joam Garral, Benito, Manuel i Fragozo, pobiegli ku przodowi jangady, z bronią w ręku. Zaledwie przekroczyli drzwi mieszkania, dwóch kajmanów rzuciło się ku nim. Benito strzelił i trafił potwora, tuż pod okiem; ugodzony śmiertelnie, miotał się konwulsyjnie i padł na grzbiet. Ale nadbiegł drugi, rzucił się na Joama Garral i obaliwszy go jednem uderzeniem ogona, otworzył paszczę aby go chwycić. W tej chwili Torres wybiegł ze swej izdebki z siekierą w ręku, i tak celny cios wymierzył że ostrze utkwiło w szczęce potwora. Zaślepiony płynącą krwią, kajman rzucił się na bok, wpadł w wodę i znikł w falach rzeki. — Mino! Mino! wołał ciągle zrozpaczony Manuel, który pobiegł na przód jangady. Wtem Mina ukazała się nagle. Najpierw schroniła się do budki Aranja, a gdy trzeci kajman uderzeniem obalił budkę, ścigana przez niego uciekała ku tyłowi statku: zaledwie sześć stóp oddzielało ją od potworu. Wtem noga jej się powinęła, upadła. Benito dał znów ognia — ale kula ugodziła w skorupę kajmana, łuska rozprysnęła się w kawałki, zwierz pozostał nietknięty. File:'Eight Hundred Leagues on the Amazon' by Léon Benett 41.jpg Manuel rzucił się do narzeczonej aby ją unieść, a tem samem ocalić od nieuchronnej śmierci... ale kajman przewrócił go, Mina omdlała była zgubioną — kajman otwierał już paszczękę aby ją pochwycić, wtedy Fragoso rzucił się ku kajmanowi, wepchnął mu głęboko nóż w gardło; narażając się na utratę ręki, gdyby zwierz nagle zacisnął szczęki. Zdołał przecież prędko ją wyciągnąć, ale kajman nagłym rzutem pociągnął go za sobą do rzeki, której wody poczerwieniały na znacznej przestrzeni. — Fragoso! Fragoso! krzyknęła Lina, padając na kolana przy brzegu jangady. Ale Fragoso umiał pływać, za chwilę więc wypłynął cały i zdrów. Tak więc ocalił Minę odzyskującą przytomność z narażeniem własnego życia. Gdy wszyscy powodowani uczuciem wdzięczności, wyciągnęli do niego ręce, on najpierw pochwycił dłoń młodej mulatki, w oczach której łzy błyszczały jeszcze. Zatem Mina zawdzięczała życie Fragosowi, ale nie ulegało także zaprzeczeniu, że Torres ocalił Joama Garral. Widocznie więc awanturnik ten nie godził na jego życie. Cóż więc mógł miéć za zamiary? Manuel zwrócił na to uwagę przyjaciela. — Masz słuszność, odrzekł Benito, z tej strony więc zdaje się nie potrzebujemy się go obawiać, jednakże nie usuwa to jeszcze mojej obawy i podejrzenia. Można nie godzić na czyjeś życie, a mimo to być najstraszniejszym jego wrogiem. Joam Garral zbliżył się do Torresa. — Dziękuję ci, rzekł, podając mu rękę. Awanturnik cofnął się, nic nie odpowiedziawszy. — Torresie, rzekł Joam Garral, żałuję bardzo że zbliżamy się już do kresu twej podróży, rozłączymy się więc za dni kilka, a ja winienem ci... — Nic nie jesteś mi winien, Joamie Garral, odrzekł Torres; życie twoje obchodzi mnie więcej jak czyje bądź inne... Ale namyśliłem się... jeźli więc pozwolisz, zamiast wylądować w Manao... popłynę z wami do Belem. Czy zgadzasz się na to? — Najchętniej, odrzekł Garral. Usłyszawszy to żądanie, Benito chciał zaprotestować; ale Manuel znacząco ścisnął go za rękę; pomiarkował się i milczał.
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software