rdfs:comment
| - Ręce jak żuki węgli popieleją u okien. Wiatry czarną posokę i gwiazdy sypią w głąb. Wirują groźne koła. Iskier bicz archanielski stoi u drzwi i woła lawiną krętych trąb. Ludzie u szyb zastygli w grozie, ręce łamią, widzą planet noże, co prują nieboskłony. Rzeczy rój do góry unoszonych i drzewa lecące jak ptaki, widzą konie biegnące przez wydęte chmury i w oczy ołowiane, od snu nieprzytomne wołanie, głos żelazny bije: "Wróćcie do mnie". I nie widzą, że płomień zstępuje na głowy i włosy im porywa, przeaniela głosy, i czują, jak na dłoniach ciepłe krople rosy osiadają, nie wiedząc, że to pada krew.
|
abstract
| - Ręce jak żuki węgli popieleją u okien. Wiatry czarną posokę i gwiazdy sypią w głąb. Wirują groźne koła. Iskier bicz archanielski stoi u drzwi i woła lawiną krętych trąb. Ludzie u szyb zastygli w grozie, ręce łamią, widzą planet noże, co prują nieboskłony. Rzeczy rój do góry unoszonych i drzewa lecące jak ptaki, widzą konie biegnące przez wydęte chmury i w oczy ołowiane, od snu nieprzytomne wołanie, głos żelazny bije: "Wróćcie do mnie". I nie widzą, że płomień zstępuje na głowy i włosy im porywa, przeaniela głosy, i czują, jak na dłoniach ciepłe krople rosy osiadają, nie wiedząc, że to pada krew. A nam u hełmów róża i krzyż jak ognia ćwiek, co czoło przeobraża, nam, wyrzeźbionym w głazach, jak gorejący krzew. W kaskadach gwiazd żelaznych, w lejach, co w górę rwą, z kamieniem u tych rąk w niedostrzegalne gwiazdy. O, gdzie te noce krwawe, gdy drzewo nieba gra jak organ srebrnej lawy nieutulonym w snach? Świt nadchodzi, dzień biały, Nieutulonym w ziemi cieśle wznoszą dom mały w kołysce ciepłych cieni. I pył jak co dzień pada, i wiatr, i drzew muzyka, płacz i powszednia zdrada, strop nieba co zamyka. Przechodzą w pyle dróg ludzie, co zapomnieli tę noc. A nieprzytomne oczy ziemią spętane słychać, gdy prosi Bóg, woła: "Powróćcie do mnie, w me serce obiecane". Image:PD-icon.svg Public domain
|