abstract
| - — Dzień dobry — powitała wszystkich bardzo serdecznie Meredith. — Witaj, Wiktoria Marchloose — odpowiedziała jej niska i szczupła srebnowłosa dziewczynka o różowych włosach. Była ubrana w kraciaste żółte spodnie i zieloną bluzkę w czerwone kropki. — Zygfryd i Jurij Kopaszko, bracia — odezwali się niespodziewanie chłopcy odwracając wzrok ku dziewczynom. Byli dość podobni do siebie. Jeden miał czarną bluzę z literą "S" i niebieskie spodenki, był zielonowłosy i miał niebieskie ślepia. Drugi natomiast miał króko przystrzyżone błękitne włosy, gdzie nieowłosiona część czaszki układała się w artstyczne "J". Chłopak ten był ubrany w ciemnoszarą koszulę i kwieciste zielone spodnie. — Zygfryd jest w trzeciej klasie w Gryfindorze, a Jurij w piątej w Slytherinie — powiedziała szybko Wiktoria. — Jesteśmy tu od dziesięciu (10) dni — oświadczył Zygfryd z powagą. — Ollivander i Malkin zara tu będą — Jurij rzekł to z największą pogardą. — Czemu? — Meredith była już rozkojarzona z nadmiaru informacji. — McGonagall dba o nasze bezpieczeństwo — mruknęła Wiktoria. — Jakbyśmy mieli po trzy (3) lata... Zapadła cisza. Merry nie chciała wychodzić z sali, więc z nudów zaczęła rozmawiać z portretem Juana Corteza. Minuty wlokły się. Gdy tak czekali zjawił się skrzat domowy z dużą ilością czapek na głowie - przyniósł jedzenie. Gdy cała czwóka skończyła jeść, do sali weszły dwie wysokie osoby: siwowłosy mężczyzna o kręconych włosach i ruda kobieta z długimi włosami, sięgającymi aż kolan. — Jestem Ollivander, a to Madam Malkin — kobieta uśmiechnęła się. — Najpierw różdżka, jeśli nasza droga profesjonalistka od szat pozwoli... — Oczywiście! — kobieta miała niski, piskliwy głosik. — Po prostu panno... — Hudgens, proszę pana. — ... panno Hudgens proszę brać różdżkę do ręki i machnąć nią kilka razy. Ale ostrożnie — przestrzegł ją Ollivander. Po dwudziestu (20) minutach machania trzydziestoma (30) różdżkami Meredith była już zmęczona. — Jeszcze tylko tej panienka nie próbowała - dwanaście (12) cali, mimoza, kieł Bazyliszka z legendarnej Komnaty Tajemnic — podał jej różdżkę, a z tej wyskoczył bukiet różowych róż, które ostrożnie uplotły na głowie Meredith koronę. — Jeden z niewielu dziwnych przypadków jakich widziałem do tej pory... osiem (8) sykli i trzy (3) knuty... zostaną zabrane z Pańskiej... skrytki w Gringottsie... Po kolejnych 15 minutach Malkin skończyła swoją pracę kwitując: — Pięć (5) galeonów, dwanaście (12) sykli i dwadzieścia (20) knutów. Po chwili wyszli, a Wiktoria zawołała: — Meredith, choć tu! Dziewczynka podeszła i spytała o co chodzi. — Za portretem Gaukosa Słodkiego leży kartka z zaklęciem ofensywnym; słyszałam to od portretu rycerzyka na siódmym piętrze. — A po co nam to zaklęcie? — zapytała przerażona złotowłosa. — Jest to zaklęcie "Flipendo" - uczy się go dopiero w siódmej klasie, a my musimy je umieć już w pierwszej! — Ciekawe! — prychnęła rozzłoszczona Meredith. — Ale dobra... zrobimy to... — W Wielkim Lochu jest tajne przejście na szóśte piętro - to tam trzymają ten świstek. Tylko jest jeden problem: Zyggie pokazał mi ten skrót, ale nie powiedział jakie jest hasło, nic. — Chodźmy do tego Lochu — zaproponowała Meredith i poszły. Kategoria:Brudnopisy
|