rdfs:comment
| - W szarej godzinie, zasnutej mrokiem, Cień do mnie cichym zbliżył się krokiem I szeptał takie dziwy tajemne, Jakich nie znają otchłanie ciemne. Tajniki światów, głębie me własne Już mi się z wolna stawały jasne, Wytłumaczone cichą rozmową; Już chwycić miałem nić nieujętą, Gdy cień znikł jakąś mocą zaklętą, A w mej komnacie, w mrok nad mą głową Nie domówiono skryło się słowo… Było to we śnie – Może nie we śnie… Było to we śnie – Może nic we śnie… Było to we śnie – Może nie we śnie…
|
abstract
| - W szarej godzinie, zasnutej mrokiem, Cień do mnie cichym zbliżył się krokiem I szeptał takie dziwy tajemne, Jakich nie znają otchłanie ciemne. Tajniki światów, głębie me własne Już mi się z wolna stawały jasne, Wytłumaczone cichą rozmową; Już chwycić miałem nić nieujętą, Gdy cień znikł jakąś mocą zaklętą, A w mej komnacie, w mrok nad mą głową Nie domówiono skryło się słowo… Było to we śnie – Może nie we śnie… Gdzieś w zamek lśniący złota ozdobą, Cień jakiś blady wiódł mię za sobą I przez krużganki, ukryte w cieniu, Z latarką w ręku wodził w milczeniu. Kolejno cudne oświecał sale, Przepychem skarbów skrzące wspaniale… Lecz w progu izby, gdzie śpi królewna, Zagasła nasza złota latarnia I noc me oko mrokiem ogarnia… Choć za mną sala światłem rozlewna, W mrok wciąż ma dusza wraca niepewna… Było to we śnie – Może nic we śnie… W szarą godzinę myśli me senne, Marzące rzucam w zmierzchy bezdenne. I gdzieś daleko nad wodne głębie Jak zamyślone lecą gołębie, Lecą pędzone wichrem tęsknoty I odnajdują zamek mój złoty… Mijają okna światłem złocone, Aż przy ostatnim, ciemnym, odpoczną I długo patrzą w komnatę mroczną, By znów odlecieć w mroków oponę, Odnaleźć słowo nie domówiono… Było to we śnie – Może nie we śnie…
|