abstract
| - Przechadzając się ulicami Sigil nagle poczułeś, że męczy cię straszliwa suchość w gardle. Tak - czymś przydałoby się je zwilżyć. Wstąpiłeś pewnym krokiem do knajpy o wdzięcznej nazwie Obieżysferska Speluna. Od razu uświadomiłeś sobie jak tu duszno, a ciężki dym w powietrzu ograniczył widoczność. Przepchnąłeś się do baru (po drodze wpadając na jakieś dziwne, łuskowate stworzenie ze skrzydłami, które zaklęło w skrzekliwym, obco brzmiącym dialekcie) i zamówiłeś sobie piwo. Usiadłeś ciężko przy wolnym stoliku... Wolnym? "Witaj trepie! Że co? Myślisz, że taki kret jak ty może podróżować po sferach? Bez przewodnika?", wykrzyczała maleńka istotka, przypominająca człowieka. Nie zauważyłeś jej wcześniej, gdyż dopiero teraz wdrapała się na stół. Jej dziwne ubranie było nadpalone w paru miejscach. Do malutkiego paska przytroczony miała mieczyk wielkości szpilki. Stworzenie spojrzało się na ciebie z szelmowską miną, po czym przemówiło, zanim zdążyłeś dojść do słowa. "Tia, więc chcemy podróżować po sferach? Skąd to wiem? Masz to wypisane na twarzy! Też taki kiedyś byłem. Znaczy się młody, bo wzrostem raczej ci nie dorównywałem. Tego... Co to ja? A. Pozwolisz, że ci opowiem..." Poczułeś jak coś cię porywa i już po chwili zatopiłeś się w świecie wyobraźni...
|