About: dbkwik:resource/Rp7bZtDDqty_5J5Bj2uhRA==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Archipelag w płomieniach/08
rdfs:comment
  • O ile Hadżine zgodziła się na poślubienie Mikołaja Starkosa tylko na prośby ojca, to obecnie po jego śmierci można było do małżeństwa nie dopuścić. Ten tok myśli był zupełnie logiczny i prowadził w każdym razie do konkluzji, że szansę d’Albareta poprawiły się znacznie, podczas gdy szansę Starkosa uległy znacznemu pogorszeniu. Nie należy więc dziwić się, że następnego dnia na pokładzie sakolewy skierował Skopelo rozmowę na ten temat. – „Ah, więc Elizundo nie żyje? zagadnął kapitan Skopela. – Tak, nie żyje. – Nie, odrzekł Skopelo, z pewnością nie. Lekarze stwierdzili, że tknęła go apopleksja…
dcterms:subject
Tytuł
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Rozdział VIII
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
adnotacje
  • Dawny|1925 r
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Juliusz Verne
abstract
  • O ile Hadżine zgodziła się na poślubienie Mikołaja Starkosa tylko na prośby ojca, to obecnie po jego śmierci można było do małżeństwa nie dopuścić. Ten tok myśli był zupełnie logiczny i prowadził w każdym razie do konkluzji, że szansę d’Albareta poprawiły się znacznie, podczas gdy szansę Starkosa uległy znacznemu pogorszeniu. Nie należy więc dziwić się, że następnego dnia na pokładzie sakolewy skierował Skopelo rozmowę na ten temat. File:'The Archipelago on Fire' by Léon Benett 25.jpg Drugi oficer „Karysty” powróciwszy na pokład o godzinie dziesiątej zrana, przyniósł pierwszy tę nowinę, która poruszyła całe miasto. Wbrew przypuszczeniom, wiadomość ta nie wprawiła kapitana w gniew, którego należałoby się spodziewać już przy pierwszych słowach Skopela. Mikołaj Starkos umiał panować nad sobą i nie lubiał rzucać na wiatr słów w sprawach już bezpowrotnie przepadłych. – „Ah, więc Elizundo nie żyje? zagadnął kapitan Skopela. – Tak, nie żyje. – Czyżby odebrał sobie życie? mówił dalej Starkos nawpół do siebie, nawpół zaś do siwego oficera. – Nie, odrzekł Skopelo, z pewnością nie. Lekarze stwierdzili, że tknęła go apopleksja… – Która go zabiła natychmiast?… – Mniej więcej. Stracił natychmiast przytomność i zmarł niedługo polem, nie wyrzekłszy ani słowa. – Tem lepiej, że tak się stało. – Bezwzględnie, kapitanie, szczególnie teraz, gdy sprawa Arkadji została załatwiona… – Zupełnie, zapewnił Mikołaj Starkos. Weksle nasze są zeskontowane i możesz teraz zażądać wydania jeńców za brzęczącą monetę. – Do djabła, masz rację kapitanie! Jest już najwyższy czas. Lecz gdy jedna sprawa będzie załatwiona, co sianie się z drugą? – Z drugą…? odpowiedział Mikołaj Starkos spokojnie. Drugą sprawę doprowadzimy do końca zupełnie tak, jak było przewidziane. Nie widzę powodu, by zmienić w czemkolwiek nasze zamiary. Hadżine Elizundo będzie równie posłuszną swemu zmarłemu ojcu, jak była posłuszna żyjącemu. A powody tego posłuszeństwa są ciągłe te same. – Nie ma pan zatem zamiaru, kapitanie, zrezygnować z poślubienia Hadżine? – Zrezygnować! zawołał Mikołaj Starkos tonem, wyrażającym silną wolę złamania każdej przeszkody. Powiedz mi Skopelo, czy wierzysz, że znajdzie się na świecie człowiek, któryby zamknął ręce, wówczas gdy wystarczy otworzyć je, aby pochwycić z łatwością dwadzieścia miljonów? – Dwadzieścia miljonów! powtórzył Skopelo śmiejąc się. No tak, na taką mniej więcej sumę oceniałem majątek naszego poczciwego Elizunda. – Ładna okrągła sumka w dobrych i pewnych papierach wartościowych, ciągnął dalej Mikołaj Starkos, których zamiana na gotówkę może być dokonana każdej chwili. – Gdy tylko będzie pan w ich posiadaniu, gdyż narazie przypadnie ten mająteczek pięknej Hadżine. – A ta znowu przypadnie mnie. Bądź spokojny Skopelo. Jednem słowem tylko mogę zrujnować dobrą sławę bankiera. A córka jego będzie bardziej dbała, nawet po jego śmierci, o honor, aniżeli o majątek. Lecz ja nie mam potrzeby mówić. Córka odczuje ten sam nacisk moralny, który wywierałem na jej ojca i będzie w końcu szczęśliwą, gdy będzie mogła dać w posagu dwadzieścia miljonów Mikołajowi Starkosowi. A jeżeli ty w to wątpisz, to nie znasz jeszcze kapitana „Karysty”! Mikołaj Starkos mówił z taką pewnością siebie, że drugi jego oficer, który niechętnie wogóle poddawał się złudzeniom, uwierzył wreszcie, że wypadek wczorajszy nie zmieni w niczem biegu rzeczy, lecz pociągnie za sobą conajwyżej krótką zwłokę. Jak długą jednak będzie ta zwłoka, to jedno niepokoiło do pewnego stopnia Skopela i Starkosa, jakkolwiek ten ostatni niechętnie się do tego przyznawał. Nie omieszkał być obecnym na pogrzebie bogatego bankiera, który odbył się zresztą zupełnie skromnie, zgromadziwszy tylko nieznaczną garstkę najbardziej dotkniętych. Spotkał się na nim naturalnie z Henrykiem d’Albaret; wymienili jednak tylko wiele mówiące spojrzenia, pozatem nie doszło do żadnej scysji. Kapitan „Karysty” próbował nadaremnie przez pięć dni po śmierci Elizunda widzieć się z młodą dziewczyną. Drzwi domu żałoby były dla każdego zamknięte. Zdawało się, jakby równocześnie z bankierem umarł i dom bankowy. Również i Henryk d’Albaret nie miał więcej szczęścia od Starkosa. Nie mógł się porozumieć z nią ani osobiście, ani drogą listowną. Przypuszczał nawet, że może Hadżine opuściła Korfu pod opieką Xarisa, którego również nie mógł nigdzie zobaczyć. Daleki od odstąpienia od swych zamiarów, powtarzał sobie kapitan „Karysty” w swych najskrytszych myślach, że jest to tylko zwloką w urzeczywistnieniu tychże. Nie zaniedbał też zaznaczyć tego przy każdej sposobności i Skopelo robił też wszystko co możliwe, by rozszerzyć po mieście wiadomość, że zaślubiny Hadżine Elizundo z Mikołajem Starkosem odbędą się na pewno. Chodziło tylko o to, by przeczekać czas pierwszej żałoby i uporządkować interesy finansowe banku. Co do majątku pozostawionego przez bankiera, to wiedziano, że był olbrzymi. Plotki kursujące po mieście, zwiększyły pięciokrotnie rzeczywistą wartość majątku. Zapewniano się wzajemnie że Elizundo pozostawił nie mniej, jak sto miljonów. To ci dopiero spadkobierczyni ta Hadżine. Szczęśliwy ów Mikołaj Starkos, który ma otrzymać jej rękę. Było to tematem wszystkich rozmów nie tylko w Kortu samem lecz także na przedmieściach miasta jakoteż w najodleglejszych wioskach wyspy. Tłumy gapiów gromadziły się przed domem na Strada Reale. Ponieważ nie mieli nic lepszego do roboty, oglądali przynajmniej ten sławny dom, do którego wpłynęło tyle złota i w którym zapewne wiele zeń musiało pozostać, albowiem wydano go nie wiele. W rzeczywistości majątek był bardzo wielki. Wynosił on około dwudziestu miljonów i składał się, jak słusznie przypuszczali Mikołaj Starkos i Skopelo, z łatwych do zrealizowania papierów a tylko w małej części z realności. Przekonali się o tem w parę dni po śmierci bankiera Hadżine Elizundo i Xaris. Przy tej sposobności dowiedzieli się także, w jaki sposób ten majątek został zdobyty. Xaris orjentował się na tyle w stosunkach handlowych bankiera, że skoro mu dano do przejrzenia księgi i papiery zmarłego, spostrzegł natychmiast jakiego rodzaju były interesa bankiera. Elizundo miał zapewne zamiar zniszczyć te dowody, niestety śmierć zaskoczyła go i obecnie papiery istniały, mówiąc głośno i dobitnie. Hadżine i Xaris wiedzieli więc dobrze skąd pochodziły te miljony. Nie potrzebowali więc dowiadywać się dopiero od osoby trzeciej, jakim wstrętnym sposobem zostały zgromadzone, i jakim nakładem pracy i trosk zdobył bankier majątek. Mikołaj Starkos opierał całą swą władzę właśnie na tem, że znał tajemnicę Elizunda. Był jego wspólnikiem i mógł jednem słowem pozbawić go czci. Gdyby mu się zaś później spodobało zniknąć zupełnie z horyzontu, nie odnalazłby nikt nawet jego śladów. Zabranie córki ojcu miało być zapłatą za milczenie. „Nędznik!… Łotr! zawołał Xaris. – „Milcz” odpowiedziała Hadżine. Xaris umilkł, gdyż wiedział dobrze, że słowa jego mogłyby dotrzeć dalej, aniżeli tylko do Mikołaja Starkosa. Zaostrzone stosunki jednak wymagały najspieszniejszego rozwiązania i rzeczą Hadżine było rozwiązanie to jak najrychlej do skutku doprowadzić. Szóstego dnia po śmierci bankiera został Mikołaj Starkos przez oczekującego nań na molo Xarisa uproszony do jaknajszybszego zjawienia się w domu bankiera. Nie można powiedzieć, by zaproszenie to było wypowiedziane w tonie życzliwym; przeciwnie Xaris wyrzucił z siebie tych parę słów tonem nie zapowiadającym nic dobrego. Kapitan nie był jednak człowiekiem zważającym na drobnostki i podążył za Xarisem w stronę kantoru, do którego wprowadzono go bezzwłocznie. Gdy sąsiedzi ujrzeli Mikołaja Starkosa, wchodzącego do zamkniętego dotychczas domu, nie wątpili już, że los mu się uśmiecha. Mikołaj Starkos zastał Hadżine w gabinecie ojca, siedzącą przed biurkiem, zarzuconem stosami papierów, dokumentów i ksiąg handlowych. Kapitan domyślił się, że młoda dziewczyna wglądnęła już w interesa domu. Był tylko ciekaw, czy odkryła stosunki łączące jej ojca z rozbójnikami morskimi. Gdy kapitan wszedł do pokoju, Hadżine podniosła się, oszczędzając sobie tem samem zaproszenia kapitana do zajęcia miejsca, poczem dała znak Xarisowi, by się oddalił. Nosiła ciężką żałobę. Jej poważne rysy jak i zmęczone nocnem czuwaniem oczy zdradzały osłabienie, dalekie jednak od duchowego wyczerpania. Nawet przy rozmowie, która się zawiązała, nie opuszczał jej właściwy jej spokój. „Oto jestem Hadżine Elizundo – rozpoczął kapitan – na pani rozkazy… Z jakiego powodu zawezwała mnie pani? – Z dwu powodów – Mikołaju Starkosie – odrzekła młoda dziewczyna, dążąc prosto do celu. Przedewszystkiem chciałam panu powiedzieć, że planowane połączenie, do którego jak panu zapewne wiadomo chciał mnie mój ojciec zmusić, należy uważać za rozwiązane. – A ja – brzmiała zimna odpowiedź Starkosa, zauważam tylko, że Hadżine Elizundo, mówiąc w ten sposób, nie pomyślała o skutkach, które jej słowa za sobą mogą pociągnąć. – Pomyślałam o tem dobrze i zobaczy pan sam, że postanowienie moje jest nieodwołalne skoro powiem panu, że wiem wszystko, co odnosi się do interesów prowadzonych przez bank Elizunda z panem lub panu podobnymi ludźmi!” Rzecz jasna, że kapitan „Karysty” wysłuchał tej odpowiedzi krótkiej lecz dobitnej z niezadowoleniem. Przypuszczał wprawdzie, że Hadżine zechce go się pozbyć w sposób krótki i węzłowaty, lecz żywił nadzieję, że złamie jej opór, mówiąc jej o tem kim był jej ojciec i jakie go z nim, Mikołajem Starkosem łączyły stosunki. A teraz wiedziała ona wszystko. Tym sposobem wymykała mu się z dłoni broń, może najlepsza. Mimo wszystko nie czuł się jeszcze zwyciężonym i ciągnął swym ironicznym tonem dalej? „Więc pani zna interesa Elizunda i mimo to wzbrania się pani? – Trwam przy tem Mikołaju Starkosie i będę trwała przy tem zawsze, albowiem uważam to za najświętszy mój obowiązek! – Przypuszczam jednak, że kapitan Henryk d’Albaret… File:'The Archipelago on Fire' by Léon Benett 26.jpg – Niech pan nie wspomina tego nazwiska! przerwała Hadżine żywo. Za chwilę opanowała się i dodała chcąc uniknąć nowego podrażnienia: – Wie pan przecież, że Henryk d’Albaret nie zgodzi się nigdy na poślubienie córki bankiera Elizunda. – Można tak przypuszczać! – Tak, lecz jego odmowa byłaby bardzo zaszczytną! – A to dlaczego? – Gdyż człowiek taki jak on nie poślubia dziedziczki majątku bankiera piratów. Nie, człowiek z honorem nie przyjmie majątku zdobytego tą drogą. – Zdaje mi się, wtrącił Mikołaj Starkos, że mówimy o rzeczach, które nie mają najmniejszego związku z właściwą sprawą. – Ta sprawa jest załatwiona! – Pozwoli mi pani zauważyć, że człowiekiem, któremu Hadżine Elizundo ma oddać swą rękę jest kapitan Starkos a nie Henryk d’Albaret. Przez śmierć ojca pani poglądy jej na tą sprawę, nie uległy chyba zmianie. – Byłam posłuszna memu ojcu – rzekła Hadżine, nie wiedząc nawet, z jakich powodów przeznacza mnie na ofiarę. Teraz wiem, że posłuszeństwem mojem miałam uratować jego cześć i nazwisko. – A więc, skoro jest to pani wiadomem… przerwał Mikołaj Starkos. – Jest mi wiadomem, nie dała mu dokończyć Hadżine – że był pan tym współwinnym, który nakłonił go do zbrodniczych interesów i który umożliwił zdobycie tylu miljonów nieposzlakowanemu dotychczas bankierowi. Wiem, że groził mu pan skandalem, gdyby nie oddał panu swej córki. Zaiste, czy przypuszczał pan kiedyś Mikołaju Starkosie, że mogłabym się kiedykolwiek z innych powodów zgodzić na małżeństwo z panem, jak tylko przez posłuszeństwo dla ojca? – Wszystko się zgadza, Hadżine Elizundo, i nie mam nic do dodania. Jeżeli jednak ceniła pani tak wysoko honor swego ojca za jego życia, to nie może pani inaczej postąpić i po jego śmierci. Na wypadek zaś, gdyby pani obstawała przy cofnięciu danego mi słowa to wówczas… – Powie pan wszystko! wykrzyknęła Hadżine tonem takiej odrazy i lekceważenia, że Starkos, jakkolwiek był człowiekiem bezwstydnym, to jednak zarumienił się. – Tak!… Wszystko! powtórzył. – Nie uczyni pan tego! – A to z jakiego powodu? – Ponieważ tem samem oskarży pan i siebie samego! – Siebie oskarżę? Hadżine Elizundo! Czy może pani nawet przypuścić, że owych interesów dokonywano pod mojem nazwiskiem? Wmawia pani sobie może, że Mikołaj Starkos krąży sam po archipelagu i handluje jeńcami wojennymi? Skoro będę mówił, to nie zaszkodzę sobie nic a nic, a jeżeli mnie pani do tego zmusi, to będę właśnie mówił!” Młoda dziewczyna patrzyła kapitanowi prosto w twarz. Oczy jej wyrażające całą odwagę kobiety mającej spokojne sumienie nie ulękły się groźnego wzroku Starkosa. „Mikołaju Starkosie – ciągnęła dalej – istnieje jedno słowo, którem rozbroiłabym pana natychmiast, ponieważ nie nastaje pan na to małżeństwo ani z sympatji ani z miłości. Panu chodzi tylko o zdobycie majątku mego ojca! Tak, pan żąda tylko owych miljonów!… Więc dobrze, oto są, weź je pan, idź w swoją drogę, i nie pokazuj mi się więcej na oczy. Ja jednak tego nie powiem, Mikołaju Starkosie!… Miljony, które odziedziczyłem, nie staną się pańską własnością! Zatrzymam je i zużytkuję tak, jak mi się spodoba… Nie dostanie pan ich nigdy! A teraz wynoś się pan! Opuść pan ten dom… Idź pan! Hadżine wyciągnęła ramiona i podniosła głowę. Zdawało się, że przeklina Starkosa podobnie jak to niedawno temu uczyniła Andronika na progu swego domu. Wtedy uszedł Starkos przed rozgniewaną matką, obecnie jednak pozostał zdecydowany na wszystko. „Hadżine Elizundo, rzekł z groźbą w głosie, tak, muszę zdobyć pani miljony, w taki lub owaki sposób… I zdobędę je napewno! – Nigdy, zniszczę je raczej, lub rzucę je w nurty zatoki! – Będę je miał, gdyż taka jest moja wola!” Mikołaj Starkos chwycił młodą dziewczynę za ramię. Gniew odebrał mu panowanie nad sobą. Spojrzenie jego zmętniało. Był w stanie zamordować ją. Hadżine Elizundo uczuła to w jednej chwili. Umrzeć! Co zależało jej teraz na tem! Śmierć nie przestraszała jej. Zakreśliła sobie jednak całkiem inne plany na przyszłość… Musiała żyć. – Xaris! zawołała. Drzwi otworzyły się. Na progu ukazał się Xaris. – Xarisie! Wyprowadź tego człowieka! File:'The Archipelago on Fire' by Léon Benett 27.jpg Mikołaj Starkos nie miał nawet czasu, by uczynić jakiekolwiek poruszenie. Uczuł się porwanym przez dwoje żelaznych ramion, tak, że stracił oddech. Chciał mówić, krzyczeć, nie mógł wydobyć głosu ani też uwolnić się ze straszliwego uścisku. Nawpół uduszony, śmiertelnie blady, znalazł się kapitan na ziemi przed drzwiami domu. Doleciały go jeszcze słowa Xarisa: – Nic zabiłem cię, gdyż ona mi tego nie rozkazała, jeżeli mi to jednak rozkaże, uczynię to bez wahania!” Drzwi domu zamknęły się. O tej porze były ulice już prawie puste. Nikt też nie zauważył, że kapitana wyrzucono z domu bankiera. Widziano go jednak wchodzącego tam. To wystarczało. Gdy zatem Henryk d’Albaret dowiedział się, że jego rywal został przyjęty, sądził podobnie jak i reszta mieszkańców miasta, że Mikołaj Starkos występuje wobec młodej dziewczyny w dalszym ciągu w roli narzeczonego. Był to straszny cios dla niego. Mikołaj Starkos gościem w domu, do którego on sam miał wstęp surowo zakazany. O mało co nie klął Hadżine, a któż na jego miejscu postąpiłby inaczej? Opanował się jednak, miłość odniosła zwycięstwo nad gniewem i jakkolwiek pozory przemawiały przeciw dziewczynie, powtarzał sobie: – „Nie, nie… To jest niemożliwe! Z tym człowiekiem… To być nie może! to po-twarz!…” Mimo swych gróźb uznał Mikołaj Starkos za stosowne milczeć narazie. Nie chciał jeszcze zdradzić tajemnicy, ciążącej na życiu bankiera Elizunda. Pozostawiało mu to przecież swobodę działania i mógł uczynić to w lec lv”, gdy położenie tego będzie wymagało. Nie ukrywał przed Skopelem tego co zaszło w domu Hadżine Elizundo. Ten radził mu milczeć i czekać aż wypadki ułożą się dla nich korzystniej. Kapitana niepokoił tylko ten szczegół, że Hadżine nie chciała okupić jego milczenia. Jaki był tego powód? Tego narazie nie wiedział. Następnego dnia aż do 12-go listopada, nie opuszczał kapitan Starkos swego okrętu. Myślał i rozważał nad sposobami, mogącemi go najszybciej doprowadzić do celu. Pozatem liczył na swoje szczęście, które dopomagało mu tak często podczas jego zbójeckiej karjery, tym razem przeliczył się jednak. Henryk d’Albaret żył także w zupełnem odosobnieniu. Nie uważał za wskazane ponowić próby zobaczenia się z młodą dziewczyną, jednak nie zrezygnował jeszcze zupełnie. Dwunastego wieczorem, doręczono mu w jego hotelu list. Przeczucie powiedziało mu, że pochodzi on od Hadżine Elizundo. Rozdarł kopertę i rzucił okiem na podpis, w rzeczywistości nie mylił się. List zawierał tylko parę zdań skreślonych ręką młodej dziewczyny, i brzmiał jak następuje: Po otrzymaniu tego listu, udał się Henryk bezzwłocznie do znanego domu przy Strada Reale… Dom był zamknięty, opuszczony i pusty. Widocznie Hadżine opuściła go wraz z wiernym Xarisem, by już nigdy doń nie powrócić.
is dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg== of
is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA== of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software