About: dbkwik:resource/SJyH52cQbvMw5VO1HPapeA==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Jangada/I/13
rdfs:comment
  • Był to mężczyzna mający około 35-ciu lat i miał na sobie elegancki ubiór podróżny. Tylko bujna czarna broda i długie włosy, których widać dawno już nie dotknęły nożyczki, domagały się koniecznie usług fryzyera. — Dzieńdobry, przyjacielu, rzekł, uderzając lekko Fragosa po ramieniu. Usłyszawszy te kilka słów, wymówionych z czystym brazylijskim akcentem, a nie w mieszanem narzeczu krajowców, Fragoso, nie przerywając swej czynności, zapytał: — Jesteś pan moim ziomkiem? — Tak jest, i potrzebuję twoich usług. — Cóż pan rozkaże? — Ostrzyż mi włosy i brodę, odpowiedział. — Z okolic Iquitos. — Za kogo?
Tytuł
  • |1
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
  • [[
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Część I
  • Rozdział
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
  • [[
adnotacje
  • Dawny|w latach 1881-1882
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Juliusz Verne
abstract
  • Był to mężczyzna mający około 35-ciu lat i miał na sobie elegancki ubiór podróżny. Tylko bujna czarna broda i długie włosy, których widać dawno już nie dotknęły nożyczki, domagały się koniecznie usług fryzyera. — Dzieńdobry, przyjacielu, rzekł, uderzając lekko Fragosa po ramieniu. Usłyszawszy te kilka słów, wymówionych z czystym brazylijskim akcentem, a nie w mieszanem narzeczu krajowców, Fragoso, nie przerywając swej czynności, zapytał: — Jesteś pan moim ziomkiem? — Tak jest, i potrzebuję twoich usług. File:'Eight Hundred Leagues on the Amazon' by Léon Benett 32.jpg — Jestem na rozkazy, tylko skończę fryzować tę śliczną damę. Jakkolwiek, jako najpóźniej przybyły, nie miał do tego prawa, jednakże zajął zaraz miejsce na stołku, a obecni nie sprzeciwili się temu, choć przez to spóźniła się ich kolej. Fragoso odłożył żelazko a wziął nożyczki, pytając: — Cóż pan rozkaże? — Ostrzyż mi włosy i brodę, odpowiedział. — Do usług pańskich! odrzekł, wsuwając grzebień w gęstą czuprynę przybyłego, poczem zaraz nożyczki rozpoczęły swoją działalność. — Czy zdaleka pan przybywa? zapytał, nie umiejąc nic robić milcząc. — Z okolic Iquitos. — A! i ja toż samo, zawołał Fragoso. Dopłynąłem Amazonką z Iquitos do Tabatingi. Czy wolno zapytać pana o nazwisko? — Czemu nie, odpowiedział; nazywam się Torres. Gdy już ostrzygł włosy nieznajomego „według ostatniej mody”, zabrał się do jego brody; wtedy spojrzawszy na twarz jego, zatrzymał się, mówiąc: — Panie Torres, zdaje mi się że poznaję pana... żeśmy się już gdzieś widzieli? — Chyba się mylisz, odrzekł żywo Torres. — Być może, odpowiedział Fragoso nie przerywając roboty. Po chwili Torres znowu rozpoczął rozmowę. — Jakim sposobem dostałeś się tu z Iquitos? zapytał. — Na pokładzie statku wiozącego ogromny transport drzewa, na który przyjął mnie pewien bardzo zacny fazender, żeglujący po Amazonce z całą swą rodziną. — A! doprawdy masz szczęście, przyjacielu, żeby ten twój fazender chciał i mnie także przyjąć. — Więc i pan chcesz dopłynąć do Para? — Nie, tylko do Manao. — Mój gospodarz jest bardzo szlachetny i uczynny, pewnie nie odmówi tej przysługi. — Tak myślisz? zapytał Torres. — Prawie pewny tego jestem. — A jakże się nazywa ten twój fazender? zapytał jakby od niechcenia. — Joam Garral, odrzekł Fragoso — a w duchu myślał sobie: najniezawodniej widziałem gdzieś tego człowieka. Torres widocznie nie chciał przerwać rozmowy, którą prowadził nie bez celu. — A więc mówisz że Joam Garral zgodziłby się przyjąć mnie jako pasażera? — Powtarzam, że bynajmniej nie wątpię o tem. Pan Garral najniezawodniej nie odmówi ziomkowi tego co uczynił dla takiego jak ja biedaka. — Czy sam tylko płynie tym statkiem? — Nie, podróż tę odbywa z całą swoją rodziną, składającą się z bardzo dobrych i zacnych osób, a prócz tego zabrał pewną część służby z Iquitos, złożonej z Indyan i murzynów. — Czy fazender ten jest bogaty? — I bardzo nawet bogaty, odrzekł Fragoso; już sam tylko ładunek drzewa i towarów złożonych na jangadzie, stanowiłby znaczny majątek. — Tak więc Joam Garral wraz z całą rodziną przebył już granicę brazylijską? zapytał znów Torres. — Tak, jest z nim żona, syn, córka i narzeczony panny Miny. — A! więc on ma córkę? zawołał Torres. — Tak, właśnie wydaje ją za mąż. — Za kogo? — Za bardzo zacnego młodzieńca, doktora pułku stojącego w Belem; ślub nastąpi gdy staną u kresu podróży. — Tak więc odbywają jakby podróż zaręczynową, rzekł z jakimś niedobrym uśmiechem Torres. — Zaręczynową, weselną i handlową zarazem, odrzekł Fragoso. Pani Jakita i jej córka nigdy jeszcze nie były w Brazylii, a Joam Garral po raz pierwszy przekracza jej granicę od czasu zamieszkania w fermie, jeszcze za życia zmarłego Magalhaësa. — Czy liczną zabrali z sobą służbę? — Tak, prócz Indyan i murzynów jest na statku stara Cybela, od lat 50 zostająca w usługach rodziny, oraz ładna mulatka, panna Lina, raczej towarzyszka niż służąca swej młodej pani, panny Miny. Ah! co to za złote serce!... a jakie oczy!... W tej chwili Torres wstał, ustępując miejsca czekającemu cierpliwie Indyaninowi. — Ile się należy? zapytał. — Nic; nie może być mowy o zapłacie między ziomkami spotykającymi się na granicy, odpowiedział Fragoso. — Ależ, chciałbym przecie... — No! więc dobrze, porachujemy się na jangadzie. — Ależ nie wiem czy pan Garral mi pozwoli... Drzwi się nagle otworzyły i ukazali się w nich Manuel i Benito, którzy wyszedłszy po obiedzie do miasta, przyszli popatrzeć na Fragosa fryzującego dzikich. Zwróciwszy się ku nim, Torres zawołał nagle: — Ależ ja znam, czyli raczej poznaję tych młodych panów. — Poznaje pan ich? zapytał zdziwiony Fragoso. — Nie inaczej; miesiąc temu, w lesie Iquitos, panowie wybawili mnie z wielkiego kłopotu. — Jest to właśnie pan Benito Garral i pan Manuel Valdez, rzekł Fragoso. — Wiem, bo wtedy powiedzieli mi swoje nazwiska, ale nigdy nie spodziewałem się tu ich spotkać. To powiedziawszy, Torres zbliżył się do młodzieńców, którzy wcale go nie poznali — Czy nie przypominacie mnie sobie panowie? zapytał. — Jeźli mnie pamięć nie myli, spotkaliśmy go w lesie Iquitos, uganiającego się za guaribą. — Tak, panie, a obecnie od sześciu już tygodni podróżowałem i jednocześnie z panami przebyłem granicę brazylijską. — Milo nam spotkać pana; nie zapomniałeś zapewne iż wtedy zapraszałem go do fazendy mojego ojca? — Pamiętam to doskonale, odrzekł Torres. — Źle zrobiłeś nie przyjmując mego zaproszenia. Mógłbyś był wypocząć w fazendzie do czasu naszego odpłynięcia, a potem odbyć podróż do granicy razem z nami: byłbyś uniknął nużącej wędrówki piechotą. — Masz wielką słuszność, odrzekł Torres. — Pan Torres nie zostaje tu, rzekł Fragoso, udaje się do Manao. — A więc jeźli chcesz, przyjdź na pokład jangady, gdzie najlepiej zostaniesz przyjęty, i pewny jestem iż Ojciec mój z przyjemnością ofiaruje mu na niej miejsce. — Chętnie skorzystam z łaskawego zaproszenia i najuprzejmiej dziękuję, odrzekł Torres. Manuel nie brał wcale udziału w tej rozmowie; podczas gdy Benito uprzejmie rozmawiał i zapraszał Torresa, on przypatrywał mu się bacznie, gdyż fizyognomia jego jakoś mu się nie podobała. Oczy jego unikały wzroku i nie zatrzymując się nigdzie przelotne tylko rzucały spojrzenia, co zdradzało że jest fałszywy i obłudny; jednak Manuel nie objawiał jak niemiłe Torres wywierał na niego wrażenie, nie chcąc szkodzić ziomkowi potrzebującemu pomocy. — A więc, skoro panowie tak łaskawi, pozwólcie abym wam towarzyszył na statek, rzekł Torres. — Proszę z nami, rzekł Benito. W kwadrans później Torres był już na pokładzie jangady. Benito przedstawił go Ojcu, nadmieniając w jakich okolicznościach spotkali się raz pierwszy, i prosząc aby pozwolił mu dopłynąć na jangadzie do Manao. — Szczęśliwy jestem że mogę panu oddać tę małą przysługę, rzekł Joam Garral. — Najuprzejmiej dziękuję, odpowiedział Torres wyciągając rękę, jednakże cofnął ją niebawem. — Odpłyniemy jutro przed świtem, dodał Joam Garral, możesz więc pan zająć przeznaczone sobie miejsce i znieść swoje rzeczy. — Nie mam z sobą żadnych pakunków, prócz tego co na sobie, odrzekł. — Dobrze, uważaj się tu jak u siebie. Tegoż wieczora Torres zajął małą izdebkę obok Fragosa, który dopiero o ósmej wieczorem powrócił na pokład jangady, i zaraz zaczął opowiadać młodej mulatce swoje powodzenie, dodając z pewnem zadowolnieniem, że sława jego jako niezrównanego fryzyera, coraz większego nabiera blasku w kotlinie wyższej Amazonki.
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software