| abstract
| - Wiecie, mój mili, że nikt nigdy nie posiadał władzy absolutnej. Nawet imperator przez większość swojego życia odpowiadał przed Senatem, a kiedy rada została rozwiązana, z jego działalności rozliczali go gubernatorzy, moffowie i wielcy moffowie. Tak było także w przypadku Dino Szczepana. Ten muskularny diplodok odpowiadał bezpośrednio przed Darthem Dinozaurem, gadem z rasy stegozaurów. Powiadano, że był on kiedyś potężnym lordem Sithów; miał na to wskazywać pierwszy człon jego imienia. Teraz Dino widział już swojego pana i wiedział, że za kilka minut będzie musiał stanąć do raportu. Czuł się bardzo niekomfortowo, mimo że przecież udało mu się zabić sołtysa Kitemarusa Mathhaka. Mężczyzna bał się, że Darthowi Dinozaurowi mógł nie spodobać się efekt jego wysiłku. – Już jesteś – zaczął Sith. – I jak poszło z obławą ratusza, hę? Dino Szczepan popatrzył w podłogę. – Nie milcz, kiedy masz się odzywać, drogi chłopcze – powiedział jego przełożony. – Spokojnie, zrób głęboki wdech i zdaj mi do jasnej ciasnej ten durny raport! Stegozaur wcale nie uspokoił diplodoka. Ten jednak wiedział, że prędzej czy później i tak będzie mu dane porozmawiać ze swoim szefem. – Więc... jakby to panu ładnie... – wymamrotał. – Nie, mój drogi. Nie zaczynamy zdania od „więc” – jego wypowiedź skomentował coraz bardziej poirytowany Sith. Szczepan wciąż się denerwował. – Znaczy się... dobrze... od czego tu zacząć... – przełknął ślinę. – Udało mi się naleźć sołtysa. To był niejaki Kitemarus Mathhak, przedstawiciel rasy Jawów. Właśnie wychodził ze swojej sypialni z jedną z miejscowych panien... – Jakich panien? – ponownie przerwał mu Darth. – Chcę wiedzieć o niej wszystko. – To była niejaka Leia Kenobi. Mieszka w okolicy od urodzenia. – I mówisz, że poderwała sołtysa... – Niejednego sołtysa poderwała – Szczepan rozluźnił się i zachichotał – w każdym razie podeszliśmy do tego Kitemarusa i... – Nie interesuje mnie to, co się zdarzyło potem. Jestem dumny, że daliście sobie radę, synu. Po piętnastu minutach prawie całe miasteczko stało w płomieniach. Rancory, sarlacci i lizard kingi biegały luzem po chodnikach, taranując bezbronnych mieszkańców. Dino Szczepan dołączył do swojej armii, niszcząc wszystko, co stanęło na jego drodze. Ludzkimi pszczołami nadal dowodziła Klementyna. Ona z kolei starała się ratować wszystko, co zniszczyły dinozaury. W walce pomagał jej syn, Bucio z Kywalker. Pewnie zastanawia Was, dlaczego ów młodzieniec nie posiadał nazwiska. Otóż żadna z Ludzkich Pszczół jak dotąd nie łączyła się w pary z ludźmi i innymi rasami humanoidalnymi. Tworząc odrębną grupę społeczną, jako najstarszy lud na planecie nazywani byli rodowitymi kywalkerianami, a mieszkańcy innych światów określali je po prostu mianem „tych z Kywalker”. – Mamo! – krzyknął Bucio. – Mój sklep z butami jest w płomieniach. Udam się tam i uratuję to, co zostało z jego asortymentu. – Nie! – zaprzeczyła Klementyna – udaj się w kierunku miejscowego więzienia. Musisz pomóc przebywającym tam ludziom. – Więźniom? – zdziwił się jej syn. Kobieta powiedziała wtedy, że każde życie jest tak samo ważne, obojętnie, czy ma się do czynienia z bandytą, czy uczciwym człowiekiem. Bucio zastanawiał się wtedy, skąd jego matka znała takie mądrości. Kiedy jednak kobieta odstąpiła go na chwilę, chłopak postanowił wykonać jej polecenie. Pospiesznie udał się pod budynek więzienia, jednak szybko spostrzegł, że nikogo tam nie było. Wzniósł się w powietrze, a nie zobaczywszy niczego, uznał, że najlepiej będzie dołączyć do pozostałych. Kiedy już odlatywał, na jego drodze stanął nie kto inny jak Dino Szczepan. Ludzka Pszczoła od razu poznała, że miała do czynienia z generałem. Z nieznanych przyczyn bowiem armia kywalkerian i dinozaurów korzystała z tych samych odznaczeń wojskowych. Walka trwała długo. Diplodok używał swoich ostrych jak brzytwa zębów oraz miotał swoim ogonem. Bucio mógł jedynie robić uniki i wymachiwać żądłem. Nagle, kiedy oberwał ogonem od Dina, rąbnął głową w ścianę i zemdlał. Kiedy się obudził, poczuł smród wydobywający się z jego odwłoku. Spojrzawszy na niego, zobaczył tylko krew wyciekającą miejsca, z którego wcześniej wystawało jego żądło. – Ach! – powiedział – niepotrzebnie jadłem dzisiaj ten kapuśniaczek... Chłopak znajdował się na polu walki, toteż nie mógł sobie pozwolić na zwłokę. Próbował się podnieść, jednak upadł. Spróbował więc ponownie – zakończyło się to tym samym efektem. – Syneczku! – Bucio usłyszał z oddali znany mu głos. – Syneczku! Widzę, że udało ci się przeżyć, jesteś cały i zdrowy! Wiesz, żądło, które odleciało od twojego odwłoku z prędkością światła przeszyło szyję Dino Szczepana i zabiło go! Swoją drogą, towarzyszył temu jakiś dziwny dźwięk, no nie wiem, jakby ktoś pruł stary sweter... Bucio jednak nie wydawał się być zadowolony. – Ach, to fajnie, mamo, ale mnie się wydawało, że Ludzkie Pszczoły nie mogą żyć bez żądła. Chłopak popatrzył jeszcze raz na ziemię i padł trupem niczym Shmi Skywalker podczas ostatniego spotkania z Anakinem. Zdaje się, że już Wam kiedyś o tym opowiadałem. W każdym razie jeszcze tego dnia dinozaury zarządziły przerwę w walce. Powiedziały, że powrócą następnego dnia i dodały, iż lepiej dla kywalkerian, aby sami opuścili swoją małą ojczyznę. Klementyna była roztrzęsiona. Jako generał teraz ona była osobą pełniącą obowiązki sołtysa. Co mogła zrobić? Lud był bezsilny. Ale czy aby na pewno kapitulacja była wtedy jedynym wyjściem? Myśląc tak, kobieta udała się w samotną podróż po ruinach miasta. Co jakiś czas zatrzymywała się widząc niedopałki drewna i siana. Maszerując, kopała odłamki cegły. W pewnym momencie ponownie się zatrzymała. Wydawało się jej, że ktoś właśnie za nią stał. Kiedy odwróciła się, jej oczom ukazał się nie kto inny jak Darth Dinozaur. Klementyna była oszołomiona. Jeden gad mógł pokonać bowiem kilka Ludzkich Pszczół jednym ruchem pazura. Teraz doskonale zdawała sobie sprawę, że była bezbronna. Wiedziała, że nikt jej nie pomoże, gdyż znajdowała się daleko od ratusza, w którego pozostałościach zorganizowano pomoc dla ocalałych. – Przyszedłeś mnie zabić? – wykrzyczała. – Chcesz się mnie pozbyć, chcesz mnie zabić i formalnie rządzić w Kywalker, prawda? Tego właśnie chcesz? Dinozaur począł zbliżać się do kobiety, stawiając ja w coraz mniej komfortowej sytuacji. Pszczoła nie wiedziała, czy powinna się bronić, czy może lepiej byłoby nawiązać mowę pokojową i ostatecznie podpisać akt kapitulacji, zabierając mieszkańców na jakąś inną planetę z dala od wojny. Jak już jesteśmy przy innych planetach, szczerze powiedziawszy Klementyna najchętniej udałaby się na Coruscant. Kitemarus Mathhak, jako sołtys miejscowości gminnej, miał na Dantooine największą władzę i bardzo zależało mu na przyłączeniu swojej planety do Republiki. Zagwarantowałoby to jej mieszkańcom spokój i sprawiedliwość. Jedynym powodem, dla którego kanclerz Valorum zwlekał z podpisaniem porozumienia, były właśnie dinozaury. Gatunek ten uchodził za jeden z najniebezpieczniejszych w galaktyce, zaraz po Ewokach. Senat nie chciał narażać się na wojnę domową, którą właśnie one mogłyby wywołać. Darth Dinozaur zatrzymał się. Miał teraz Klementynę na wyciągnięcie ręki. „Czemu mnie nie atakuje?” – zastanawiała się kobieta. Sith miał co do tego powody. – No już! – wyszeptała bez wahania. – Zrób, co chcesz zrobić. Stegozaur nie zdawał się być jednak skorym do ataku. – Wiesz co? – powiedział – pszczółko ty moja, mnie to ty nawet się troszkę podobasz. Będziemy chodzić? Klementyna zaniemówiła. – Ja... ja ciebie nie rozumiem – wymamrotała. – Najpierw zlecasz swoim ludziom zabicie Kitemarusa, potem twój postronny zabija mojego syna, a teraz ty chcesz ze mną chodzić? – Tak, dokładnie tego chcę. Dinozaur objął kobietę. Ich pocałunek nie trwał długo, jednak był najszczęśliwszą chwilą w życiu obojga.
|