Deszcz wiosenny kuleje w powietrzu i spryskana obłoków łąka, a my jeszcze ściśnięte pięści jak karabin dźwigamy po bokach. I gdy wiatru zawiły flet stado rybne w rzece roztrąci, jak do strzału składamy brew wciąż zdziwieni, nierozumiejący. A gdy chmura wypukłym hełmem błyśnie w słońcu i koloru grot niby tęcza przystanie znienacka, wtedy w piersi jak w nawie kościelnej ciężkie serce jak brzemię plecaka schyla ciało i myli nasz krok. Image:PD-icon.svg Public domain
Deszcz wiosenny kuleje w powietrzu i spryskana obłoków łąka, a my jeszcze ściśnięte pięści jak karabin dźwigamy po bokach. I gdy wiatru zawiły flet stado rybne w rzece roztrąci, jak do strzału składamy brew wciąż zdziwieni, nierozumiejący. A gdy chmura wypukłym hełmem błyśnie w słońcu i koloru grot niby tęcza przystanie znienacka, wtedy w piersi jak w nawie kościelnej ciężkie serce jak brzemię plecaka schyla ciało i myli nasz krok. Znowu głos przywołuje i słonecznik instrument skręca nad pejzażem wtulonym w niebo, a my ręką jak żuraw nad studnią pochyloną nad mroczną pinią powiadamy: nie można, nie trzeba. Z domów białych, zakrzepłych jak z lodu kwiat olbrzymi jak z dymu się wspina pod zielony obłoków pierścień - a my czoło poryte przez młodość odwracamy, gdzie bliska ojczyzna grom wygasły jak krzyż czarny niesie. Image:PD-icon.svg Public domain