About: dbkwik:resource/U7j3Ri6Ok4Wjueq0OM0FUQ==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Ordynat Michorowski/14
rdfs:comment
  • – Jesteś podobną do Luci! Nie chcę cię taką; bądź sobą! Dziewczynie łzy gorzkie bezwiednie spadły z oczu. Zanim je otarła, on je zobaczył. Wzruszył się. Wyciągnął do niej ręce. – Ale ja cię kocham... Stefciu moja... Tylko... czemuś ty taka do Luci podobna?... Gdy w pewnej chwili Waldemar pieścił jej włosy i spytał, czemu się nie czesze jak dawniej, Lucia natychmiast ułożyła włosy tak, jak nosiła Stefcia. Ale to wszystko mogło tylko pogorszyć przebudzenie. Nastąpiło ono wkrótce. – Lucia! - krzyknął z niewiarą w głosie. Zerwała się, chcąc uciekać, jak na zbrodni złapana. Lecz opamiętała się. Stanęła.
dcterms:subject
Tytuł
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • XIV
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Helena Mniszkówna
abstract
  • – Jesteś podobną do Luci! Nie chcę cię taką; bądź sobą! Dziewczynie łzy gorzkie bezwiednie spadły z oczu. Zanim je otarła, on je zobaczył. Wzruszył się. Wyciągnął do niej ręce. – Ale ja cię kocham... Stefciu moja... Tylko... czemuś ty taka do Luci podobna?... Resztki maligny walczyły w nim z przytomnością, wywołując wizje męczące, opóźniając rekonwalescencję. Lucia prawie go nie odstępowała, ale jednocześnie pragnęła zupełnej przytomności Waldemara, a zarazem jej się obawiała. Chory zżył się z gorączkową pewnością, że jest z narzeczoną; rzeczywistość mogła mu zaszkodzić. Lucia siedziała tuż przy nim tylko w czasie jego snu; gdy się budził, trzymała się z daleka. Kiedy ją wołał imieniem Stefci, zakrywała twarz rękoma i klękając przy łóżku, odpowiadała mu szeptem, bojąc się własnego głosu. Gdy w pewnej chwili Waldemar pieścił jej włosy i spytał, czemu się nie czesze jak dawniej, Lucia natychmiast ułożyła włosy tak, jak nosiła Stefcia. Ale to wszystko mogło tylko pogorszyć przebudzenie. Nastąpiło ono wkrótce. Waldemar spał - snem ciężkim, odradzającym organizm, Lucia trzymała jego dłoń. Zmęczona była czuwaniem, wyczerpana doszczętnie. Ale nie pozwoliła sobie nawet na zdrzemnięcie. Przygasły swój wzrok z mizernej, wychudłej twarzy Waldemara skierowała na okno, zalane szarym dniem, i zamyśliła się smutnie. Niebezpieczeństwo minęło. Radość niesłychana wypełniła jej serce, ale jednak kłuło w nim boleśnie, kłuło. Teraz jest z nim, pieszczona przez niego nieświadomie; ale potem... musi odejść, może odtrącona? Znowu męka, znowu żal! To nic - byle on był zdrów. Byle on... Ręka chorego zadrżała w jej dłoni. Lucia uczuła na sobie jego oczy. Z przestrachem odwróciła głowę i spojrzała w jego źrenice szeroko rozwarte, błyszczące, przytomne i... zdumione. – Lucia! - krzyknął z niewiarą w głosie. Zerwała się, chcąc uciekać, jak na zbrodni złapana. Lecz opamiętała się. Stanęła. – Luciu!? Co tu robisz? – Jestem przy tobie, Waldy - szepnęła z niemym przerażeniem. – Gdzie? – W Biało-Czerkasach. Byłeś chory. – Byłem chory!... Aha! A powiedz mi... kto tu jest więcej... – Są doktorzy... Jest Jurek Brochwicz... – A jeszcze?... – Jest łowczy i rządca z Głębowicz. Waldemar rozejrzał się niecierpliwie po pokoju. Gniew osiadł mu pomiędzy brwiami. – Ale... ale... kto tu jest... kto tu był... więcej?... Mów!... – Nikt, Waldy. Lucia zrozumiała, kogo on szuka, i spazm zaciął jej usta. On rzucił się nerwowo. – Jak to nikt?... Mów! Była ona... Zachłysnął się. – Kto jeszcze jest z kobiet?... Ty jedna?... – Ja jedna, Waldy. Wpił w nią oczy tragiczne, niewierzące. Rozpacz w nich mignęła, nawet raptowny błysk wściekłości. Rękę Luci zgniótł, jakby nienawistnie i cisnął przez zęby. – Ty jedna?... Lucia? W okrzyku tym był zawód, była apatia i śmiertelna rezygnacja. A dla Luci upokorzeniem, raniący policzek. Łzy zalały jej twarz, padły na ręce i kołdrę Waldemara. Chciała odejść, ale przemogła obrazę duszy, stała cierpliwie ze spuszczonymi powiekami, jak martwa. On puścił ją. Patrzył na łzy, znowu na nią, jeszcze raz nieufnie spojrzał dokoła, po czym zamknął oczy i pochylił głowę w bok. – Będę spał, zostawcie mnie. Ten szmer jego ust Lucia więcej odczuła, niż słyszała. Odeszła cicho, jak cień, blada, znękana, a przed nią padały duże krople łez zaprawionych trucizną. Gdy znikła, Waldemar otworzył oczy. – To była... Lucia... ale... dlaczego ona tu przyjechała? - pomyślał. – Dlaczego?
is dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg== of
is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA== of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software