About: dbkwik:resource/VTIjubTD9u7kEvS-ZoqQvg==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Straszny wynalazca/08
rdfs:comment
  • Jacht płynie z równą szybkością. Hrabia d’Artigas i inżynier Serkö trzymają się w tyle statku, kapitan Spade – na przodzie. Otóż, pytam się, czy ominiemy tę wysepkę odosobnioną, kierując się w dalszym ciągu na wschód? Nie przypuszczam tego, ponieważ o tej właśnie godzinie Ebba zawitać miała do portu. W tej chwili wszyscy marynarze są na pokładzie, gotowi do roboty, starszy marynarz zaś wydaje zlecenia do postoju. Za parę godzin będę wiedział, co sądzić o tem. Będzie to pierwsza odpowiedź na szereg pytań, które sobie zadaję, odkąd jacht wypłynął na pełne morze. – Wsiadajmy. – Wsiadać? – pytam.
dcterms:subject
Tytuł
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Rozdział VIII
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
adnotacje
  • Dawny|1922 r
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Juliusz Verne
abstract
  • Jacht płynie z równą szybkością. Hrabia d’Artigas i inżynier Serkö trzymają się w tyle statku, kapitan Spade – na przodzie. Otóż, pytam się, czy ominiemy tę wysepkę odosobnioną, kierując się w dalszym ciągu na wschód? Nie przypuszczam tego, ponieważ o tej właśnie godzinie Ebba zawitać miała do portu. W tej chwili wszyscy marynarze są na pokładzie, gotowi do roboty, starszy marynarz zaś wydaje zlecenia do postoju. Za parę godzin będę wiedział, co sądzić o tem. Będzie to pierwsza odpowiedź na szereg pytań, które sobie zadaję, odkąd jacht wypłynął na pełne morze. A jednak wydaje mi się nieprawdopodobne, ażeby jacht zdążał do portu, położonego na jednej z wysp Bermudzkich, należących do Anglii, chyba że hrabia d’Artigas porwał Tomasza Roch w porozumieniu z Wielką Brytanją, czego również nie mogę przypuszczać. Wszakże w tej chwili nie mogę wątpić o jednej rzeczy, to jest, że hrabia d’Artigas przygląda mi się bacznie i to z osobliwym uporem. Pomimo że nie wie, iż jestem Simonem Hart, niemniej musi go zaciekawiać, co też myślę o całem tem zdarzeniu. Nic w tem dziwnego. Czyż skromny dozorca Gaydon miałby się mniej niepokoić o swój los, niż pierwszy lepszy gentleman, choćby miał nim być właściciel tego osobliwego jachtu? To też zaczyna mnie niepokoić to uporczywe wpatrywanie się hrabiego. Gdyby mógł był odgadnąć, co się w tej chwili dzieje ze mną, nie jest wykluczone, że kazałby mnie wrzucić do morza… Roztropność nakazuje mi wielką ostrożność. W istocie bowiem, nie dając żadnego powodu do podejrzenia, nawet tak subtelnemu umysłowi jak inżynier Serkö, uchyliłem rąbek tajemnicy. Przyszłość ukazała mi się w nieco jaśniejszem świetle. Wraz ze zbliżaniem się Ebby do tej wyspy, a raczej wysepki, coraz wyraźniej uwydatniała się ona na jasnem tle nieba. Słońce, które chyli się ku zachodowi, obejmuje ją całą potokiem swych promieni. Wysepka ta stoi samotna, przynajmniej ani na północy ani na południu nie widzę żadnej innej wyspy. W miarę jak odległość się zmniejsza, rozszerza się jej kąt widzenia, podczas gdy horyzont niknie za nią… File:'Facing the Flag' by Léon Benett 21.jpg Wysepka ta o ciekawej budowie przypomina przewróconą filiżankę, z której dna wydobywa się dym. Jej szczyt, lub co kto woli, dno filiżanki, wznosi się zapewne na jakie sto metrów nad poziomem morza, zbocza zaś, zupełnie spadziste, pozbawione są wszelkiej roślinności, jak też skały jej podnóża, o które rozbijają się ustawicznie fale oceanu. Osobliwością tej wysepki, znakomicie ułatwiającą żeglarzom, wracającym z zachodu, jej rozpoznanie, jest odłam skały, który wystaje nad morzem i tworzy jak gdyby arkadę naturalną, podobną do uszka od filiżanki i usprawiedliwiającą w zupełności nazwę Back-Cup. Pod tą arkadą przechodzą promienie słońca i fale, które wirując rozbryzgują się na wszystkie strony. Wysepkę tę poznałem odrazu. Wyprzedza ona archipelag Bermudzki. Jest to ta sama „przewrócona filiżanka”, którą miałem sposobność zwiedzić kilka lał temu… Nie! nie mylę się!… W tym czasie wylądowałem na niej od wschodniej strony i chodziłem po jej wapiennych skałach… Tak… to jest Back-Cup… Gdybym się był nie opanował, byłbym się zdradził okrzykiem zdziwienia… i zadowolenia, co mogłoby zaniepokoić, zresztą słusznie, hrabiego d’Artigas. Oto w jakich okolicznościach zwiedziłem Back-Cup, znajdując się na wyspach Bermudzkich. Archipelag Bermudzki, położony blisko o tysiąc kilometrów od stanu Karoliny Północnej, składa się z kilku setek wysp i wysepek. W środkowej jego części krzyżują się sześćdziesiąty czwarty południk i trzydziesty drugi równoleżnik. Od roku 1609, to jest od chwili, gdy statek Anglika Lomera rozbił się w tych okolicach i wyrzucony został na jedną z tych wysp, Bermudy należą do Królestwa Zjednoczonego, skutkiem czego liczba ich ludności zwiększyła się o dziesięć tysięcy mieszkańców. Jeżeli Anglja zawładnęła tym archipelagiem, można nawet powiedzieć, przywłaszczyła go sobie, to nie dla jego plantacyj bawełny, kawy, indygo i arrow-root. Archipelag ten stanowi przedewszystkiem znakomicie wskazany postój morski w tej części oceanu, w bliskości Stanów Zjednoczonych. Zawładnęła nim samowolnie, bez protestu innych państw, i obecnie rządzi w nim gubernator angielski wraz z radą i zgromadzeniem narodowem. Najważniejszemi wyspami tego archipelagu są: Saint-David, Sommerset, Hamilton oraz Saiht-Georges, która posiada wolny port, a główne jej miasto, tej samej co ona nazwy, jest również stołecznem miastem całego archipelagu… Najrozleglejsza z wysp nie ma więcej nad dwadzieścia kilometrów długości i cztery szerokości. Jeżeli wyłączymy kilka średniej wielkości, pozostanie grupa wysepek i raf na płaszczyźnie dwunastu mil kwadratowych. Klimat wysp Bermudzkich jest bardzo zdrowotny. Podlegają jednak silnym burzom zimowym Atlantyku, utrudniającym żeglarzom przystęp do nich. Na wyspach tych odczuwać się daje przedewszystkiem brak rzek i potoków. Wzamian padają tu częste deszcze, tak iż mieszkańcy mogli zapobiec brakowi wody, budując olbrzymie cysterny, które podczas ulew napełniają się obficie. Cysterny te budzą słuszny podziw i są szczytnem świadectwem przedsiębiorczości ludzkiej. One to zniewoliły mnie do ówczesnej podróży, pobudzając moją ciekawość dla sposobu ich wykonania. Byłem wtedy inżynierem w New-Jersey przy pewnem towarzystwie, od którego otrzymałem urlop kilkotygodniowy. Wyjechałem na Bermudy. Otóż podczas mej bytności na wyspie Hamilton, w porcie Southampton, zdarzył się wypadek godny uwagi geologów… Pewnego dnia do Southampton zajechała flotylla, złożona z rybaków, mężczyzn, kobiet i dzieci. Od lat pięćdziesięciu rodziny te zamieszkiwały wschodnią część wybrzeża Back-Cup w domkach z drzewa lub z kamienia, zajmując się rybołówstwem, przeważnie potfiszów, gatunku wielorybów, w które obfitują okolice wysp Bermudzkich w ciągu marca i kwietnia. Dotąd życie tych rybaków nie było zakłócone żadnym nadzwyczajnym wypadkiem, dość ciężkie zaś warunki ich egzystencji łagodzone były bliskością wysp Hamilton i Saint-Georges, dokąd, na swych mocno zbudowanych jednożaglowych barkach, dostarczali ryb, otrzymując wzamian przedmioty niezbędne do użytku domowego. Zdziwienie ogarnęło wszystkich na wieść o ich przybyciu, a jeszcze bardziej o ich postanowieniu niepowracania na wyspę… Dowiedziano się niebawem, iż powodem tej ucieczki był fakt następujący: na dwa miesiące przed swym wyjazdem rybacy zostali najpierw zaskoczeni, później zaś zaniepokojeni głuchym łoskotem, dochodzącym z wewnątrz wyspy. Równocześnie z wierzchołka wysepki – powiedzmy z dna przewróconej filiżanki – zaczął unosić się dym i płomienie. Ze zaś zbocza tej wysepki są niezmiernie strome, nie można więc było przekonać się o jej pochodzeniu wulkanicznem i że jej szczyt był dawnym kraterem. Obecnie nie było wątpliwości, że dawny wulkan groził wybuchem. W przeciągu tych dwu miesięcy łoskot stawał się coraz silniejszy, a nawet dawały się odczuwać wstrząśnienia, przyczem zjawiały się długie wytryski płomieni na wierzchołku, nocą zaś, jak gdyby potężne wystrzały świadczyły o jakimś przewrocie w jej podmorskiem podłożu i grożącym wybuchu. Rodziny te, narażone na nieuniknioną katastrofę, a niezabezpieczone w tej stronie wybrzeża przed ujściem lawy, ratowały się ucieczką, zabierając cały dobytek na swe barki rybackie. Na wyspach Bermudzkich dowiedziano się z pewnem przerażeniem o tym nowym wulkanie od wieków wygasłym, a obecnie zaczynającym działać na nowo na zachodnim krańcu archipelagu. Z trwogą jednak zawitała równocześnie ciekawość. Przytem należało zbadać zjawisko i stwierdzić, czy rybacy nie przesadzają jego doniosłości. Back-Cup, która wystaje cała na zachód, od archipelagu, łączy się z nim nierównym szeregiem małych wysepek i raf niedostępnych od wschodniej strony. Nie widać jej ani od St. Georges, ani od Hamilton, gdyż wysokość wierzchołka nie przekracza stu metrów. Jednożaglowiec zawiózł mnie i kilku badaczy do tej wysepki, gdzie wznosiły się opuszczone przez rybaków domki. Łoskot trwał, a snop dymów wydobywał się z krateru. Wątpić nie mogliśmy, że dawny wulkan Back-Cup zaczął działać pod wpływem ogni podziemnych. Należało się obawiać wybuchu i jego następstw. Napróżno staraliśmy się dotrzeć do otworu wulkanu. Dostanie się doń przez te zbocza urwiste, gładkie, śliskie, zarysowywające się pod kątem siedmdziesięciu pięciu lub ośmdziesięciu stopni, było niemożliwe. Nie spotykałem nigdzie podobnie skalistej skorupy, na której rosły tylko zrzadka kępki dzikiej lucerny w miejscach, gdzie znajdowało się trochę ziemi. Po kilkakrotnych bezowocnych usiłowaniach, ażeby obejść całą wysepkę, musieliśmy poprzestać na wschodniej części, reszta bowiem zawalona była kamieniami od północy, południa i zachodu. Opuszczaliśmy wysepkę z przeświadczeniem, że skazana jest na rychłą zagładę. W takich okolicznościach zwiedziłem Back-Cup; nie można się dziwić, że obecnie, ujrzawszy jej kształt osobliwy, poznałem ją odrazu. Powtarzam, że hrabia d’Artigas nie byłby zadowolony, gdyby wiedział, że dozorca Gaydon poznał tę wysepkę, o ile Ebbamiała się tu zatrzymać, co wydawało się niepodobieństwem wobec braku portu. W miarę jak statek nasz zbliża się, obserwuję Back-Cup. Od chwili opuszczenia jej przez rybaków żaden Bermudczyk nie chciał do niej powrócić, i rybołówstwo zostało tu zaniechane całkowicie, nie rozumiem więc, dlaczego Ebba obrałaby sobie tu miejsce postoju. Zresztą być może, iż hrabia d’Artigas i jego towarzysze nie mają w całe zamiaru wylądować na wybrzeżu Back-Cup? Gdyby nawet statek zatrzymał się chwilowo w jakiejś małej ostoi pomiędzy skałami, czyż można przypuszczać, że ten bogaty jachtman chciałby osiąść na tem pustkowiu, narażonem na straszne burze zachodniej części oceanu Atlantyckiego? Co przystało biednym rybakom, nie przystoi hrabiemu d’Artigas, inżynierowi Serkö, kapitanowi Spade i jego towarzyszom. Już tylko pól mili dzieli nas od wybrzeża. Jakże niepodobną jest ta wysepka do innych wysp archipelagu, pokrytych bujną zielonością! Zaledwie w kilku wyłomach rośnie parę krzaków jałowca i kilka karłowatych cedrów, stanowiących główne bogactwo wysp Bermudzkich. Podłoże zaś skaliste tej wysepki pokryte jest coraz to nową warstwą morszczyzny, przyniesionej tu przez fale, jak również roślinami włóknistemi w rodzaju porostów, nazwanych „sargasses” od części oceanu Atlantyckiego tej nazwy między wyspami Kanaryjskiemi i wyspami Zielonemi Przylądku. Jedynymi mieszkańcami tej wysepki są ptaki, mianowicie gile, „mota cyllas cyalis” o niebieskawem opierzeniu, i tysiące mew i sępów morskich, przelatujących szybko nad dymiącym kraterem. O paręset sążni od wybrzeża jacht zwalnia biegu, wreszcie staje u wejścia przesmyku między dwiema rafami. Ciekawy jestem, czy Ebba odważy się go przepłynąć… To niemożliwe. Przypuszczam tylko, że po kilkugodzinnym postoju, i to nie wiem w jakim celu, wyruszymy dalej na wschód. Nie widzę wszakże przygotowań do postoju. Kotwice zwieszają się na przodzie statku, łańcuchy niewydobyte, łodzie spoczywają na swych miejscach. W tej chwili hrabia d’Artigas, inżynier Serkö i kapitan Spade udają się na przód statku, i widzę coś niezwykłego. Stojąc przy lewej burcie, prawie naprzeciwko średniego masztu, dostrzegam małą pływającą boję, którą jeden z marynarzy wciąga na przód statku. Prawie równocześnie woda, dotąd zupełnie czysta, ściemnia się, a z głębi wydobywa się jakaś masa czarna. Czyżby jaki olbrzymi potfisz chciał zaczerpnąć powietrza na powierzchni morza? Byłażby Ebba zagrożona strasznem uderzeniem ogona tego potężnego zwierzęcia?… Zrozumiałem wreszcie… Wiem już teraz, jakiej maszynie zawdzięcza Ebba swoją nadzwyczajną szybkość bez żagli i śruby… Oto ukazuje się ten niestrudzony mechanizm, który ciągnął jacht od wybrzeża amerykańskiego do Bermudzkiego archipelagu… Jest tam przy Ebbie… Jest to łódź podwodna, poruszana śrubą przy pomocy baterji akumulatorów lub potężnych ogniw. Na wyższej części tej łodzi podwodnej w kształcie żelaznego wrzeciona znajduje się platforma z wejściem do wnętrza. Na przodzie tej platformy wystaje peryskop, rodzaj szafki, której ściany zaopatrzone są w okienka w kształcie owalnym. Przez te okienka wydobywa się światło elektryczne, oświetlające warstwy podwodne. Obecnie, zrzuciwszy ciężar wody, łódź znajduje się na powierzchni. Po otwarciu wieka, zakrywającego wejście do wnętrza, świeże powietrze przenika ją całą. Można nawet przypuszczać, że co noc wypływa na morze, ciągnąc jacht, jakkolwiek pozostaje na powierzchni. Nasuwa się jeszcze jedna zagadka. Jeżeli elektryczność porusza tę łódź, to gdzieś musi być wytwarzana. Ale gdzie? Nie przypuszczam, ażeby w Back-Cup znajdowała się elektrownia. A przytem, dlaczego jacht ucieka się do pomocy tego podwodnego holownika?… Dlaczego sam nie jest zaopatrzony w motor, jak to zwykle bywa w tego rodzaju spacerowych statkach? Nie pora wszakże oddawać się tym rozmyślaniom, a raczej szukać rozwiązania zagadki nie do rozwiązania. File:'Facing the Flag' by Léon Benett 22.jpg Łódź stoi wzdłuż Ebby. Na platformę wyszło kilku ludzi. Jest to załoga łodzi podwodnej, z którą porozumiewał się kapitan Spade przy pomocy sygnalizacji elektrycznej, urządzonej na przodzie statku i połączonej drutem z łodzią. Inżynier Serkö zbliża się do mnie i rzuca mi tylko jedno słowo: – Wsiadajmy. – Wsiadać? – pytam. – Tak… do łodzi… prędko! Cóż mam. robić? Stosuję się do rozkazu i przesadzam burtę. W tej chwili Tomasz Roch wchodzi na pokład w towarzystwie marynarza. Wydaje się spokojny, obojętny i nie sprzeciwia się przeprowadzce na łódź. Hrabia d’Artigas i inżynier Serkö zmierzają również ku łodzi. Kapitan Spade zaś i załoga pozostają na jachcie, tylko czterech marynarzy wsiada do małej łódki, dopiero co spuszczonej ze statku. Zabierają z sobą grubą linę, przeznaczoną zapewne do holowania Ebby poprzez rafy. W takim razie musi znajdować się wśród skał ostoja, w której chroni się jacht hrabiego d’Artigas przed zbyt silnie wzburzonem morzem. Byłożby to miejsce jego postoju? File:'Facing the Flag' by Léon Benett 23.jpg Istotnie przywiązano linę do Ebby. W miarę oddalania się marynarzy lina wypręża się i wkrótce zostaje umocowana do obrączek żelaznych, znajdujących się w skale na odległości kilkudziesięciu sążni. Wtedy załoga, ciągnąc linę, holuje statek. Po upływie pięciu minut Ebba znikła za skałami, tak iż nie można było spostrzec wierzchołków masztów nawet z morza. Któżby się był domyślił na wyspach Bermudzkich, że na tej odludnej wysepce znajduje się tajemnicza ostoja… lub ktoby był przypuścił w Ameryce, że ten bogaty jachtman, tak znany we wszystkich portach zachodu, jest zwykłym gościem samotnego Back-Cup? W dwadzieścia minut później łódka wraca do łodzi podwodnej wraz z czterema marynarzami. Widoczne było, iż łódź oczekiwała ich powrotu, ażeby udać się… dokąd?… Wszedłszy na platformę, zaczynamy płynąć przy pomocy obracającej się zwolna śruby na powierzchni morza w kierunku południowym Back-Cup, omijając rafy. O kilkaset sążni od nas widać drugi przesmyk, prowadzący do wysepki; tędy dostajemy się do wybrzeża. Przedewszystkiem wciągnięto łódkę na wąski pas piasku, gdzie była zabezpieczona od fali i skąd łatwo było ją wyciągnąć, o ileby Ebba potrzebowała wypłynąć na morze. Dwaj marynarze, oddani tej czynności, wrócili na platformę, inżynier Serkö zaś skinął na mnie, ażebym zszedł do wnętrza. Schodzę żelaznemi schodami, prowadzącemi do sali środkowej, zaprzątniętej różnego rodzaju pakunkami i pakami, dla których zapewne nie było miejsca na spodzie statku. Wprowadzono mnie do bocznej kajuty, drzwi za mną zamknięto, pozostawiwszy mnie w ciemności. Kajutę poznałem zaraz przy wejściu. Była tą samą, w której przepędziłem te nieskończenie długie godziny po porwaniu nas z Healthful-House… Oczywista, że z Tomaszem Roch postąpiono w ten sam sposób. Wreszcie słychać odgłos zamykającego się wieka i łódź pogrąża się w wodę. Odczuwam ruch zstępny, spowodowany napełnianiem się wodą skrzyń łodzi, poczem – ruch płynącego statku. Po upływie trzech minut zatrzymujemy się; mam wrażenie, że powracamy na powierzchnię… Nowy odgłos podnoszącego się wieka. Równocześnie otwierają się drzwi mojej kajuty. W kilku skokach jestem na platformie. Rozglądam się… Łódź dotarła do wnętrza Back-Cup. Tam przebywa hrabia d’Artigas z towarzyszami – jak gdyby poza nawiasem ludzkości!
is dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg== of
is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA== of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software