rdfs:comment
| - Na padole tym niejeden prawy cuchnie obywatel, a książęce za to zbiry ambrą pachną i lawendą. Dusze spotkasz tam dziewicze, co zielonem trącą mydłem; zbrodnia zaś różanym nieraz spłókiwała się olejkiem. Nie krzyw tedy czytelniku nosem - jeśli nie Arabii pachnidełka, Atta Trolla przypomina ci pieczara, i w niewonnej zabaw zemną, mętnej, dusznej atmosferze, gdzie nasz heros, jak z obłoku, tak przemawia do synalka: Dziecię moje, o najmłodsza lędźwi moich latorośli! Pójdź, do szczeki życiodawcy uszko przytul - ssij przestrogi. Ludzkich strzeż mi się dociekań, bo na ciele szwank poniesiesz i na duszy. Któryż człowiek dziś porządnym jest człowiekiem? Nawet Niemcy, lepsi ongi, Tuiskon'a nawet wnuki, z pierwowieków nam swojacy, zwyrodnieli dziś jak drudzy. Bezwyznańce, bezbożniki, ateizmu kaznodzi
|
abstract
| - Na padole tym niejeden prawy cuchnie obywatel, a książęce za to zbiry ambrą pachną i lawendą. Dusze spotkasz tam dziewicze, co zielonem trącą mydłem; zbrodnia zaś różanym nieraz spłókiwała się olejkiem. Nie krzyw tedy czytelniku nosem - jeśli nie Arabii pachnidełka, Atta Trolla przypomina ci pieczara, i w niewonnej zabaw zemną, mętnej, dusznej atmosferze, gdzie nasz heros, jak z obłoku, tak przemawia do synalka: Dziecię moje, o najmłodsza lędźwi moich latorośli! Pójdź, do szczeki życiodawcy uszko przytul - ssij przestrogi. Ludzkich strzeż mi się dociekań, bo na ciele szwank poniesiesz i na duszy. Któryż człowiek dziś porządnym jest człowiekiem? Nawet Niemcy, lepsi ongi, Tuiskon'a nawet wnuki, z pierwowieków nam swojacy, zwyrodnieli dziś jak drudzy. Bezwyznańce, bezbożniki, ateizmu kaznodzieje! Bacznie stroń od Feuerbach'a, dziecię me - strzeż się Bauer'a! Niedowiarstwa mi się strzeż; mysiem nie bądź poganinem, co respektu dziś odmawia Stwórcy. Tak, wszechświata Stwórcy! Słońce, księżyc, na niebiesiech - i te gwiazdy ogoniaste, czy też zwykłe, bez ogonów - tej Wszechmocy są odblaskiem. A poniżej ziemia, morze, chwały Bożej są oddźwiękiem; Wszechmoc onę i majestat wszelka sławi kreatura. Nikła nawet, srebrna weszka na pątnika siwej brodzie, współ w pielgrzymce udział biorąc, Odwiecznego nuci chwałę! Hen, w gwieździstym tam namiocie, na mocarza złotym stolcu światem rządząc, kolosalny niedźwiedź siedzi tam polarny. Śnieżno-lśniące i bez skazy futro ma, a djamentowa głowę zdobi mu korona, przez wsze błyszcząc firmamenty, Harmonijne to oblicze niemym tchnie myślenia czynem. Berłem skinie - a do koła rozśpiewane dźwięczą sfery. Tuż u stóp, z palmami w łapach, świętych siedzi huf maruchów, co na ziemi cierpiąc kornie przez męczeństwa przeszli piekło. Raz w raz porwie się ten, ów, świętym ni to natchnion duchem, i pospołu w uroczysty tan się puszcza, tan nad tany! Tan nad tany! Laski promień czyni talent czemś zbytecznem; dusza, w błogiem upojeniu, rada wydrzeć się ze skóry. Szczęścia tego i zbawienia zaznam-że, niegodny Troll? Ziemski udręczenia padół zmienię-ż na rozkoszy Eden? Kiedyż, ach, ja sam w tej glorji, w gwiazd złocistym tym namiocie, niebem pjan, przed Fana tronem z palmą zatańcuję w łapie!
|