About: dbkwik:resource/VtSsqHv2RzP0RuW40cJxHA==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Mistrz Zacharjasz/1
rdfs:comment
  • Rodan, wychodzący z jeziora, przepływa i rozcina na dwie części miasto, w samym środku którego tworząc niewielką wysepkę. Takie położenie topograficzne spotykamy dość często w wielkich punktach zbornych handlu i przemysłu. Pierwszych mieszkańców znęciła zapewne łatwość komunikacji, jaką im dać mogła rzeka, „ta droga, co sama bieży,“ jak wyraża się Pascal. Zanim jeszcze zaczęto wznosić porządne budynki na tej wysepce, podobnej do statku holenderskiego, uwięzionego na środku rzeki, masa domków piętrzących się na otaczającej pochyłości góry i rozrzuconych bezładnie, tworzyła obraz pełen dziwnego uroku. Z powodu braku przestrzeni wielka liczba tych domków zbudowana była na palach. Dębowe te słupy, wbite w bystre fale rzeki, zczerniałe i nadpsute przez wodę, zdawały się być łapami jakiegoś olbr
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
  • [[
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
  • [[
adnotacje
  • Dawny|1890 r
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
abstract
  • Rodan, wychodzący z jeziora, przepływa i rozcina na dwie części miasto, w samym środku którego tworząc niewielką wysepkę. Takie położenie topograficzne spotykamy dość często w wielkich punktach zbornych handlu i przemysłu. Pierwszych mieszkańców znęciła zapewne łatwość komunikacji, jaką im dać mogła rzeka, „ta droga, co sama bieży,“ jak wyraża się Pascal. Zanim jeszcze zaczęto wznosić porządne budynki na tej wysepce, podobnej do statku holenderskiego, uwięzionego na środku rzeki, masa domków piętrzących się na otaczającej pochyłości góry i rozrzuconych bezładnie, tworzyła obraz pełen dziwnego uroku. Z powodu braku przestrzeni wielka liczba tych domków zbudowana była na palach. Dębowe te słupy, wbite w bystre fale rzeki, zczerniałe i nadpsute przez wodę, zdawały się być łapami jakiegoś olbrzymiego kraba i przedstawiały widok nadzwyczaj fantastyczny. Kilka pożółkłych starych sieci, rozciągniętych niby pajęczyna między temi odwiecznemi palami, poruszało się w cieniu, jakby liście tego lasu dębowego, a rzeka, spotykając w nim zaporę, pieniła się z głośnym rykiem. Jeden z tych domów zwracał na siebie szczególną uwagę swą starożytną powierzchownością. Mieszkańcami jego byli: stary zegarmistrz Zacharjasz, córka Jego Żyranda, Aubert Thün, czeladnik, i stara sługa Scholastyka. Cóż to za człowiek był ów Zacharjasz? Wieku jego z twarzy niktby nie wyczytał. Najstarsi mieszkańcy nie umieli powiedzieć, kiedy go pierwszy raz ujrzeli. Widywano jego śpiczastą głowę o śnieżnej białości włosach, gdy krokiem niepewnym przesuwał się przez ulice. Chwiejny chód jego przywodził na pamięć ruchy wahadła zegarowego. Twarz wysuszona, niemal trupia, zczerniała, ciemną swą barwą przypominała stare obrazy Leonarda da Vinci. Żyranda zajmowała najpiękniejszy pokój starego domu, z którego okna wzrok jej melancholicznie błądził po śnieżnych wierzchołkach gór jurajskich; ale pokój sypialny i pracownia starca mieściły się prawie jakby w piwnicy, położonej nad samą wodą tak, że podłoga spoczywała na palach. Od niepamiętnych czasów mistrz Zacharjasz opuszczał swój pokój tylko w godzinach posiłku, lub gdy udawał się dla regulowania zegarów miejskich. Resztę czasu przepędzał przy warsztacie, pokrytym niezliczoną ilością narzędzi zegarmistrzoskich, po większej części wynalazku własnego. Był on rzeczywiście bardzo zdolnym, a zegary jego posiadały wielką sławę w całej Francji i w Niemczech. Najlepsi zegarmistrze genewscy przyznawali mu wyższość nad sobą, a miasto szczyciło się nim jako wynalazcą regulatora. I słusznie, od tego wynalazku bowiem datuje rzeczywiste zegarmistrzostwo. Zwykle, po długiej i nieustannej pracy, Zacharjasz składał powoli narzędzia, delikatne, dopasowane sztuki przykrywał małemi kloszami, opuszczał tokarskie koło, poczem odkrywszy otwór w podłodze swej pracowni, całemi godzinami wpatrywał się nachylony w szumiące fale Rodanu. Pewnego wieczoru zimowego stara Scholastyka zastawiła kolację, do której, wedle dawnego zwyczaju, zasiadła wraz z młodym czeladnikiem. Ale chociaż potrawy przygotowane były starannie i podane w pięknych białych i błękitnych naczyniach, mistrz Zacharjasz jeść nie mógł. Nie odpowiadał na łagodne słowa Żyrandy, niepokojącej się milczeniem ojca, nie zwracał nawet uwagi na paplaninę Scholastyki i dochodzący do uszu szum fal rzecznych. Po tej milczącej kolacji, stary zegarmistrz wstał od stołu i nie uściskawszy córki i nie złożywszy codziennego życzenia „dobrej nocy,“ wyszedł przez wąskie drzwi do swej kryjówki. Żyranda, Aubert i Scholastyka pozostawszy sami, czas jakiś milczeli. Wieczoru tego gęste chmury przeciągały nad Alpami i lada chwila groziły deszczem, chłodna temperatura napełniała duszę smutkiem, a złowrogi świst południowego wiatru, przedzierał się do wnętrza domu. — Czy panienka nie spostrzega — odezwała się nareszcie Scholastyka — że nasz pan od dni kilku jest dziwnie zamyślony. — Ojciec mój musi mieć jakiś powód smutku, którego się nie domyślam — odrzekła Żyranda z wyraźnym niepokojem w głosie. — Niech panna się tak nie martwi — dodał Aubert. — Wszak panna zna dziwne zwyczaje ojca. Któż potrafi z twarzy jego wyczytać tajne myśli? Może spotkała go jaka przykrość, ale jutro zapomni o niej i żałować będzie, że zasmucił swą córkę. Aubert, jedyny robotnik, którego mistrz Zacharjasz dopuścił do swych prac sekretnych, oceniał bowiem jego inteligencję, dyskrecję i prawość duszy, przywiązał się do Żyrandy i zdolny był poświęcić się dla niej aż do bohaterstwa. Żyranda miała lat ośmnaście. Owal jej twarzy przypominał oblicza obrazów madonny, wywieszanych przez pobożnych mieszkańców Bretanji na rogach ulic, miast starych. We wzroku jej przebijała się prostota niewysłowiona. Nie lubiła wszelkiej jaskrawości i nosiła suknie barwy ciemnej. W Genewie, która wolną jeszcze była wtedy od oschłości kalwińskiej, Żyranda prowadziła życie ciche i mistyczne, odmawiając rankami i wieczorami z książki oprawnej w stalowe ramki modlitwy łacińskie. Wiedziała ona, jak głębokiem uczuciem przejęty był dla niej młody robotnik. I rzeczywiście, dla niego cały świat zawierał się w tym starym domu zegarmistrza, w którym też cały czas pozostały mu od pracy, przepędzał obok młodej dziewczyny. Scholastyka widziała to dobrze, lecz milczała, bo choć była gadatliwą, wołała mówić o wadach wieku i kłopotach gospodarskich. Nie powstrzymywano też jej wcale. Podobną ona była do owych tabakierek grających, fabrykowanych w Genewie, które raz nakręcone, musiały wygrać wszystkie swe arje do końca. Widząc Żyrandę pogrążoną w milczeniu, Scholastyka podniosła się z krzesła, oprawiła świecę w lichtarz, zapaliła ją i postawiła przed woskową statuetką Matki Boskiej, ustawioną w kamiennej niszy. Według zwyczaju, przed tą opiekunką domowego ogniska mieszkańcy domu klękali wieczorami i modlili się o noc spokojną i łaskę nad sobą. Ale mimo znaku tego Żyranda nie ruszyła się z miejsca. — No, droga panno — rzekła Scholastyka — kolacja skończona i czas iść na spoczynek. Niech panna nie psuje sobie oczu, lepiej położyć się i trochę pomarzyć. Żyjemy w tak przeklętym czasie, że kto wie, co jutro się zdarzy. — Może by posłać po doktora? — zapytała Żyranda. — Doktora! Mistrz Zacharjasz nigdy ich nie słuchał. — Co robić? — szeptała Żyranda. — Czy ojciec siadł do pracy, czy udał się na spoczynek? — Żyrando — wtrącił łagodnie Aubert — mistrzowi Zacharjaszowi dolega pewne cierpienie moralne. — Czy wiesz jakie? — Być może. — Więc opowiedz je — zawołała żywo Scholastyka, gasząc świecę. — Od kilku dni — mówił młody robotnik — dzieje się u nas coś niepojętego. Wszystkie zegarki, zrobione i sprzedane przez mistrza Zacharjasza w przeciągu ostatnich lat kilku, zatrzymały się nagle. Przyniesiono ich bardzo wiele. Obejrzeliśmy je z całą starannością i okazało się, że wszystkie sprężyny były w doskonałym stanie i cała maszynerja nic nie pozostawiała do życzenia. Mistrz nakręcił je znowu, lecz mimo to iść nie chciały. — Z pewnością, szatan się wmieszał! — zawołała Scholastyka. — Mnie wydaje się to bardzo naturalnem — odrzekła Żyranda. — Na tej ziemi wszystko ma swoje granice, i nic wiecznego nie może wyjść z rąk człowieka. — Z tem wszystkiem — dodał Aubert — jest w tem coś nadzwyczajnego i tajemniczego. Zastanawiałem się i szukałem przyczyn tego nagłego zatrzymania się zegarków, lecz napróżno wysilałem mój rozum... Narzędzia wypadały mi z rąk i ogarnęła mną rozpacz. — Więc dla czego oddawać się tej pracy potępionej? — zawołała Scholastyka. — Czyż to rzecz możliwa, aby jakaś maszynka mosiężna chodziła sama i wskazywała godziny? Lepiej już trzymać się kompasu... — Nie mówiłabyś tak, Scholastyko — zauważył Aubert — gdybyś wiedziała, że kompas został wynaleziony przez Kaina. — Boże miłosierny! co ty mi mówisz? — Jak ci się zdaje — zapytała w prostocie ducha Żyranda — czy można prosić Boga, by wrócił życie zegarkom ojca? — Bezwątpienia — odrzekł młody robotnik. — Próżne to modlitwy — gderała stara służąca — lecz Bóg przebaczy przez wzgląd na intencję. File:Master Zacharius by Théophile Schuler 01.jpg Zapalono świecę, następnie Scholastyka, Żyranda i Aubert uklękli na podłodze, i młoda dziewczyna zaczęła modlić się głośno za duszę swej matki, za podróżnych, więźniów, za dobrych i złych, a przedewszystkiem za spokój swego ojca. Poczem wszyscy troje, powierzywszy zmartwienia swe Bogu, powstali spokojniejsi i z wiarą w sercu. Aubert odszedł do swego pokoju, Żyranda zamyślona, usiadła przy oknie, Scholastyka zaś, zalawszy wodą dopalające się głownie w kominie i zamknąwszy na dwa wielkie rygle drzwi, poszła do łóżka i wkrótce zasnęła snem głębokim. Tymczasem burza wzrastała coraz bardziej, fale uderzały o słupy, wicher wstrząsał całym domem, a młoda dziewczyna, pogrążona w myślach o ojcu, zdawała się nie słyszeć niczego. Słowa Auberta sprawiły na niej głębokie wrażenie i zaniepokoiły ją o życie ojca. Nagle, daszek, zasłaniający od wiatru, porwany wichrem, uderzył o okno. Żyranda zadrżała, zerwała się pośpiesznie, nie rozumiejąc co się stało. Uspokoiwszy się cokolwiek, otworzyła okno. Gęste chmury porozrywały się, i gwałtowny deszcz z szumem odbijał się o dachy domów. Młoda dziewczyna wychyliła się, by uchwycić okienicę miotaną wiatrem, lecz cofnęła się z obawą. Zdawało się jej, że deszcz w połączeniu z falami rzeki zatopi domek, którego bale skrzypiały z jękiem. Chciała uciec z pokoju, gdy w tem spostrzegła odbicie światła, pochodzące z pokoju ojca, i usłyszała jakieś słabe jęki. Powróciła znowu do okna, by je zamknąć, lecz wiatr odpychał ją z taką siłą, iż zmuszoną została ustąpić. Myślała że straci zmysły! Więc cóż tam robił jej ojciec? Otworzyła drzwi i weszła do ciemnej sali stołowej, następnie omackiem, dotykając się ścian, blada i przerażona, weszła do pracowni ojca. Stary zegarmistrz, z rozwianemi włosami, stał na środku pokoju, rozmawiając z sobą, gestykulując, nie widząc i nie słysząc co się w koło niego działo. — Tak, śmierć! — mówił mistrz Zacharjasz głosem ponurym. — Cóż mi innego pozostaje dzisiaj, gdy całą istotę moją rozproszyłem po świecie? Bo to ja jestem twórcą wszystkich tych zegarków! W każdym z nich zamknąłem część mojej duszy! Gdy który z tych przeklętych zegarów zatrzymuje się, czuję, że moje serce bić przestaje, bo uregulowałem je według jego uderzeń! File:Master Zacharius by Théophile Schuler 02.jpg I mówiąc to, starzec wodził wzrokiem po swym warsztacie. Zbliżył się do stołu, wziął do rąk cylinder ze sprężyną, wyjął ją, rozciągnął w formę spiralną, i sprężyna zamiast zemknąć się według prawa elastyczności, pozostała w tym stanie, jak wąż uśpiony. Mistrz Zacharjasz napróżno starał się nadać jej kształt pierwotny, napróżno swemi wychudłemi palcami usiłował ją zwinąć, i gdy spostrzegł, że wszystkie wysiłki jego były bezskuteczne, z okrzykiem wściekłości, przez otwór w ścianie cisnął ją w fale Rodanu. Żyranda, przerażona, bezwładnie wpatrywała się w ojca. Chciała się zbliżyć do niego i nie mogła. Nagle usłyszała głos: — Żyrando! ty jeszcze czuwasz! Proszę cię, idź na spoczynek, noc taka chłodna. — Aubercie, i ty! — szepnęła półgłosem. — Czyż nie powinno mnie niepokoić wszystko, co może zaszkodzić tobie? Oparła się na ramieniu robotnika i rzekła: — Mój ojciec jest bardzo chory i tylko ty Aubercie możesz go wyleczyć, ponieważ pociechy córki nic tu uczynić nie mogą. Umysł jego dotknięty jest wypadkiem bardzo naturalnym, a ty pracując z nim razem, możesz wpłynąć na niego bardzo skutecznie. Aubercie, czyż to prawda, że życie ojca związane jest z jego zegarkami? Aubert milczał. — W takim razie rzemiosło mego ojca byłoby wzbronionem przez Boga? — dodała Żyranda, drżąc całem ciałem. — Nie wiem — odrzekł robotnik, który tymczasem dłońmi swemi rozgrzewał dłonie młodej dziewczyny. — Ale wróć już do swego pokoju, i wraz z spokojem odzyskaj nadzieję. Żyranda powoli odeszła do siebie i noc całą, przesiedziała u okna, gdy tymczasem mistrz Zacharjasz, milczący i nieruchomy, wpatrywał się w fale toczące się pod jego stopami.
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software