rdfs:comment
| - Zaczniemy od początku, kiedy to nagle zaczęła wadzić obecność Mubaraka, a i bezrobocie szczególnie zaczęło ludziom doskwierać. Sam prezydent miał się do tej pory dobrze, kiedy chciał, mógł dowolnie ciąć wydatki jak wstążki przy otwarciu kolejnych odcinków Mody na Sukces, a dotąd nikt za bardzo mu w tym nie przeszkadzał. Zaczęło się na dobre. Sprawą zajęli się najpierw strudzeni policjanci mający z początku problem z opanowaniem ich wrogów, potem zwołali stadninę wojskowych. Ogłoszono godzinę policyjną. – Nie użyjemy siły do rozproszenia protestujących na placu Tahrir – dodał premier (Egiptu).
|
abstract
| - Zaczniemy od początku, kiedy to nagle zaczęła wadzić obecność Mubaraka, a i bezrobocie szczególnie zaczęło ludziom doskwierać. Sam prezydent miał się do tej pory dobrze, kiedy chciał, mógł dowolnie ciąć wydatki jak wstążki przy otwarciu kolejnych odcinków Mody na Sukces, a dotąd nikt za bardzo mu w tym nie przeszkadzał. Nieco bardziej obeznani mieszkańcy (pierwsi protestujący) zaczęli się podpalać. Było jeszcze spokojnie, bo można było włączyć Nonsensopedię, ale wkrótce Mubarak to utrudnił. Był 25 stycznia kiedy zabrakło Internetu i telefonów komórkowych, wtedy też najbardziej uzależnieni nonsensoholicy wyszli na ulice Kairu i wzięli udział w manifestacjach. My się powstrzymaliśmy, gdyż nie chcieli nam w Tunezji przebukować biletów lotniczych. Zaczęło się na dobre. Sprawą zajęli się najpierw strudzeni policjanci mający z początku problem z opanowaniem ich wrogów, potem zwołali stadninę wojskowych. Ogłoszono godzinę policyjną. Nad placem przelatywały wojskowe odrzutowce i krążyły helikoptery. Po południu 30 stycznia do demonstrujących dołączył lider opozycji Mohamed El-Baradei. W swoim przemówieniu stwierdził, że: – To co zostało rozpoczęte, nie może zostać cofnięte. Zmiany nadejdą w ciągu najbliższych dni – naobiecywał się chłopina. – Nie użyjemy siły do rozproszenia protestujących na placu Tahrir – dodał premier (Egiptu). Z obietnic nic większego nie wynikało, w najbliższym czasie nie zdarzyło się nic kluczowego w tej sprawie (oczywiście oprócz dalszych protestów). Jeszcze większy rozpierdziel zafundowali zwolennicy Mubaraka, którzy w zauważalnej ilości pojawili się 2 lutego. Za trzy dni planowali wielką mobilizację, ale jak można było się domyślić – nic z tego nie wyszło, a przynajmniej nam nic o tym nie wiadomo. Wszystko się jakoś toczyło do 10 lutego, kiedy Mubarak w swoim uroczystym wygłoszeniu oznajmił, że oddaje część swojej władzy wiceprezydentowi Suleimanowi, ale sam nie podda się dymisji. Prawdopodobnie zmusili go do tego protestujący, którzy rozbijali buty o ekran, na którym prezydent głosił orędzie. Dzień później ostatecznie „wiceprezydent” Omar Suleiman ogłosił, że prezydent Mubarak ustąpił ze stanowiska i wyjechał do Szarm-el-Szejk. A co to znaczy dla uczestniczących w manifestacjach? Nie wiemy... W każdym razie bardzo się ucieszyli. Będziemy czekali na bieg wydarzeń. Ogólnie podczas zgromadzeń zginęło ponad 300 osób, w tym dziennikarze, gdyż nie pozwalano im filmować tego co tu się działo. Na szczęście wszyscy reporterzy TVP1 wrócili zdrowi. Pozostało nam mieć tylko nadzieję na lepsze jutro.
|