rdfs:comment
| - Gdy czerwiec dyszał upałem I miejskie kwitnęły sady, Przed szary domek nad Wisłą Szedł z katarynką Włoch śniady. Codziennie o cichym zmroku Odwiedzał on to ustronie, I grywał Ständchen Szuberta, Które w serdecznych łzach tonie. W domku ktoś okno otwierał — I spoza gęstej firanki Twarz wychylała się blada, Jak u Faustowej kochanki. Księżyc, gdy ponad Warszawę Wszedł zamyślony i biały, We łzach się łamał srebrzystych, Co po tej twarzy spływały. A ręka, co później z okna Pieniądz rzucała grajkowi, Była niewieścia, wychudła I w kolor przybrana wdowi. [1878] Image:PD-icon.svg Public domain
|
abstract
| - Gdy czerwiec dyszał upałem I miejskie kwitnęły sady, Przed szary domek nad Wisłą Szedł z katarynką Włoch śniady. Codziennie o cichym zmroku Odwiedzał on to ustronie, I grywał Ständchen Szuberta, Które w serdecznych łzach tonie. W domku ktoś okno otwierał — I spoza gęstej firanki Twarz wychylała się blada, Jak u Faustowej kochanki. Księżyc, gdy ponad Warszawę Wszedł zamyślony i biały, We łzach się łamał srebrzystych, Co po tej twarzy spływały. A ręka, co później z okna Pieniądz rzucała grajkowi, Była niewieścia, wychudła I w kolor przybrana wdowi. Październik mgłą zalał ziemię I miejskie pożółkły sady — Przed szarym domkiem nad Wisłą Wciąż jeszcze stawał Włoch śniady. Lecz kiedy Ständchen urocze W wieczornej ciszy płakało, Nikt nie odchylał firanki I twarzą nie błyskał białą. Okno wciąż było zamknięte Jak drzwi kamiennej mogiły; I tylko mirtu gałązki Za szybą się zieleniły. Włoch jednak przychodził co dnia, Mocując się z zawieruchą, I igrał swą piosenkę miłosną — A wicher wtórzył mu głucho. Przywyknął on już do miejsca... Przy tym głos szeptał mu boży, Że to okienko samotne Jeszcze się kiedyś otworzy... I otworzyło się wreszcie — A było to w listopadzie, Gdy, z szat weselnych odarta, Ziemia do grobu się kładzie. Wicher trząsł z jękiem ponurym Szarego domku ścianami, A Wisła zdała się szeptać: „Zmiłuj się, Boże, nad nami!..." W izdebce wśród złotych gromnic Leżała w trumnie dziewica, Przy piersiach miała mirt świeży I bielsze ad sukni lica. Ständchen po raz już ostatni Zabrzmiało nutą spłakaną Z pogrzebnym łącząc się śpiewem, Którym umarłą żegnano. I może wpływ to był światła... Lecz na tej pieśni wezwanie Zadrgały usta dziewicy I słodki uśmiech wszedł na nie. O! niedzisiejsze to dzieje!... Dziewica miała lubego, Skarbem był dla niej jedynym I żyć nie mogła bez niego. Za miesiąc dłonie kapłana Miały ich związać na wielki — Lecz młodzian za garścią złota W świat musiał jechać daleki. Gdy się żegnali ze sobą Majowym rozkosznym zmrokiem, On lubej Ständchen Szuberta Z uczuciem śpiewał głębokiem. Kiedy odjechał, dziewczynę Przygniotła udręczeń siła, Lecz zawsze mydląc o lubym Uroczą piosnkę nuciła... I raz, gdy z pieśnią na ustach Sypała ptaszkom swym ziarno, List przyniesiono jej z poczty A list z pieczęcią był czarną... Gdy pieśń do życia się wplecie, Stłumić jej nie ma sposobu — Drużką jest w doli, niedoli I nie opuszcza do grobu... Lecz dziś, czy wiosna się śmieje, Czy jesień pustoszy sady, Przed szarym domkiem nad Wisłą Już grajek nie staje śniady. [1878] Image:PD-icon.svg Public domain
|