About: dbkwik:resource/YEcJtHWt6NwI3SWBOcntwQ==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Boska Komedia (Porębowicz)/Czyściec - Pieśń XXVII
rdfs:comment
  • 4 A nurt Gangesu południe rozparzy. Dzień już uchodził; prawie w tejże chwili Zjawił się szczęsny Anioł z bożej straży. 7 Stanął u ognia, tam gdzie stok się chyli: „Błogosławiony — mówił — sercem czysty — Głosem dźwięczącym od naszego milej. — 10 Wprzód was ukąsać musi żar ognisty, Duszyczki święte, chcące do tej bramy; Słuchajcie głosu Anioła-psalmisty". 13 Tak śpiewa do nas, którzy się zbliżamy; Więc ja się cały w pomieszaniu słonię, Jak człowiek żywcem rzucany do jamy. 16 Twarz pochyliwszy na splecione dłonie, Poglądam w ogień i w mej wyobraźni Widzę skazańca, jak na stosie płonie.
dcterms:subject
Tytuł
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Czyściec
  • Pieśń XXVII
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Dante Alighieri
abstract
  • 4 A nurt Gangesu południe rozparzy. Dzień już uchodził; prawie w tejże chwili Zjawił się szczęsny Anioł z bożej straży. 7 Stanął u ognia, tam gdzie stok się chyli: „Błogosławiony — mówił — sercem czysty — Głosem dźwięczącym od naszego milej. — 10 Wprzód was ukąsać musi żar ognisty, Duszyczki święte, chcące do tej bramy; Słuchajcie głosu Anioła-psalmisty". 13 Tak śpiewa do nas, którzy się zbliżamy; Więc ja się cały w pomieszaniu słonię, Jak człowiek żywcem rzucany do jamy. 16 Twarz pochyliwszy na splecione dłonie, Poglądam w ogień i w mej wyobraźni Widzę skazańca, jak na stosie płonie. 19 Aż towarzysze, świadki mej bojaźni, Zwrócą się do mnie: „Synu, próżna trwoga! Nie śmierci tutaj czekaj, jeno kaźni — 22 Rzecze Wergili. — Wszak z Otchłani proga Na Gerionie przewiozłem cię snadnie, Cóż tu dopiero, gdzieśmy bliżej Boga? 25 Choćbyś lat tysiąc w tych płomieniach na dnie Gorzał i płonął jako wiór paździerzy, Wiedz, że włos jeden z głowy twej nie spadnie. 28 Jeśli dowodów żąda, nim uwierzy Twój ludzki rozum, to pozbądź wątpienia, Włożywszy w ogień rąbek swej odzieży. 31 Obacz się w trwodze, ocknij z przerażenia I przejdź bezpieczny skróś ognia powodzi..." A jam stał ciągle wbrew głosów sumienia. 34 Kiedy się spostrzegł, że próżno podwodzi, Nieco zmieszany rzekł: „Uważ, mój synu, Od Beatryczy ta ściana cię grodzi". 37 Jak po spełnieniu rozpacznego czynu Na imię Tysby Pyram wzniósł powieki, Gdzie morwa brała kolory karminu, 40 Tak jam zmiękł nagle i do mej opieki Obróciłem się, słysząc to w pamięci Chowane imię, drogie mi na wieki. 43 Mistrz się uśmiechnie i głową pokręci, Mówiąc mi: „Jakże? Długoż będziem stali?" Jak matka dziecku, gdy jabłuszkiem nęci. 46 Potem wszedł pierwszy w głąb ogniowej fali. „Idź ty ostatni!" — Stacyjusza wzywa. A tak mię w środek wziąwszy, wstępowali. 49 Gdym się tam znalazł, do płynnego szkliwa Byłbym rad skoczył, tusząc, że ochłódnę, Tak mię owiała gorącość straszliwa. 52 On, umilając wędrowanie trudne, O Beatryczy mówił mi natchniony: „Widzę — powiadał — te jej oczy cudne". 55 Głos jakiś wabił nas od tamtej strony; Wyszliśmy, w dźwiękach jego zatopieni, Gdzie szlak prowadził w wyższe regijony. 58 „Pójdźcie tu do mnie, ubłogosławieni! — Nucił z pośrodka blasku, co jaśnieje Tak, że lśnią oczy od jego promieni. — 61 Słońce zapada, barwa dzienna mdleje; Nie przystawajcie, lecz krok pilcie chyży, Dopóki zachód na skroś nie sczernieje". 64 Na wschód szła droga w granitowej nyży: Ja nieprzezroczą osobą chłonąłem Promienie słońca, które biły z niży. 67 Ledwie po schodach z nimi iść zacząłem, Gdy wszyscy troje, widząc, jak cień pierzchnie, Że zajść musiało, pojęliśmy społem. 70 Więc zanim nieba rozległe powierzchnie Ujednostajnią się w ciemnym kolorze I nim dokoła widnokręgu zmierzchnie, 73 Z kamiennych schodów czynim sobie łoże; Chęć w nas jest żywa, lecz sobą nie włada: Takie w tym świecie rządzi prawo Boże. 76 Jak to kóz trzódka, szczęśliwa i rada Dniowi, po skałach żeruje i hasa, A potem, żując, cicho się pokłada 79 W cieniu, gdzie słońca gorącość przygasa, Pozostawiona śród tego wywczasu W straż opartego na lasce juhasa; 82 Albo jak owczarz, co wewnątrz szałasu Czuwa patrzący na owieczki swoje, By nie rozprószył ich zwierz dziki lasu, 85 Takeśmy byli naówczas my troje: Ja niby owca, oni moi stróże, W wysokiej niszy mając swe pokoje. 88 Wąziutki skrawek nieba świtał w górze, Gwiazd było tędy widać migotanie: Lśniły niezwykle iskrzące i duże. 91 A kiedy dumam i poglądam na nie, Sen mię ogarnął; sen przed wschodem słońca Świadom częstokroć rzeczy, nim się stanie. 94 W chwili gdy dniowi wysłana za gońca Cytera, gwiazda miłości, poranka Pierwszym promieniem szczyt góry potrąca, 97 Przyśniła mi się nadobna młodzianka: Chodzi po łące i kędy kwiat mija, Tam się nachyla i bierze do wianka, 100 Nucąc: „Kto spyta, wiedz, że jestem Lija; Tu się krzątają palce moje skore, W mych pięknych rękach wianuszek się zwija. 103 Przed zwierciadełkiem w kwiaty się ubiorę; Siostrzyczka Rachel stroi się a stroi I u zwierciadła siedzi w każdą porę. 106 Ona się wdziękiem pięknych oczu poi, Ja się zaś rąk mych zakrzątaniem cieszę; Jak ją patrzenie, tak mnie czyn pokoi". 109 Już też na wschodzie pierwszy świt się krzesze, Świt pielgrzymowi tym milszy śród drogi, Im bliżej zdąża ku rodzinnej strzesze. 112 Już też pierzchają cienie na rozłogi, A mój sen z nimi; zerwę się czym skorzej, Widząc, że Mistrze powstali na nogi. 115 „Ród ludzki trudy niepomierne łoży W poszukiwaniu, gdzie jest jabłoń słodka: Ona dziś twoją oskomę umorzy". 118 Takimi słowy Wergili mię potka; A były dla mnie tak lube i świeże, Iż żadna z nimi nie zrówna łakotka. 121 Zatem ochotę z ochotą sprzymierzę Iścia ku szczytom i wyruszam śmielej, Jakby u ramion wyrosło mi pierze. 124 Gdyśmy za sobą wszystkie schody mieli I przestąpili stopień ostateczny, Ku oczom moim Mistrz oczyma strzeli 127 I rzecze: „Ogień doczesny i wieczny Poznałeś, synu; wstąp na ziemię jasną, Gdzie hart mych źrenic jest niedostateczny. 130 Wolny, świadomy prawd, patrzący jasno; Myśl niechaj teraz sama cię prowadzi I niech wyleci poza przestrzeń ciasną. 133 Widzisz to słońce, co przed tobą wschodzi? Widzisz te krzewy i kwiaty, i zioła, Które ta gleba sama z siebie rodzi? 136 Nim przyjdzie ona, w oczach znów wesoła, Co, płacząc ciebie, zeszła w padół cienia, Usieść tu możesz lub chodzić dokoła. 139 Nie czekaj głosu mego ni skinienia: Sąd twój dziś wolny, pewny, niezmącony; Głupstwem by było nie iść w trop sumienia. 142 Ja ci udzielam mitry i korony".
is dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg== of
is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA== of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software