About: dbkwik:resource/YtF5GZv7OwZUcMzeGPianQ==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : 134.155.108.49:8890 associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • O krasnoludkach i sierotce Marysi/V
rdfs:comment
  • Gdzie nas ten człowiek powiezie? – mówiły sobie Krasnoludki siedząc na wozie ubogiego Skrobka i kłopocąc się o dwóch swoich towarzyszów: Podziomka i Koszałka-Opałka, którzy gdzieś w drodze przepadli. - Do króla by się jakiego zdało, żeby miłościwy pan nasz kompanię piękną miał, a na honorze uszczerbku nie poniósł! – odezwał się kanclerz Kocie-Oczko. - Dobre by to było! – zawołał paź Krężołek i oblizał się szeroko językiem. – U królów, słyszę, same tłuste i słodkie potrawy jadają, a kołacze na każdy dzień pieką. Tam by się człek pożywił. - Ciszej byś był oto! – zgromił go Słomiaczek, dziwnie wychudzony i cienki. – I tak się już ledwie toczysz niby kula. Jeno patrzeć, jak urząd stracisz, a pan nasz miłościwy inszego do noszenia za sobą purpury swej weźmie! - O królów to tam niełatwo na
dcterms:subject
Tytuł
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Dobre czasy
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Maria Konopnicka
abstract
  • Gdzie nas ten człowiek powiezie? – mówiły sobie Krasnoludki siedząc na wozie ubogiego Skrobka i kłopocąc się o dwóch swoich towarzyszów: Podziomka i Koszałka-Opałka, którzy gdzieś w drodze przepadli. - Do króla by się jakiego zdało, żeby miłościwy pan nasz kompanię piękną miał, a na honorze uszczerbku nie poniósł! – odezwał się kanclerz Kocie-Oczko. - Dobre by to było! – zawołał paź Krężołek i oblizał się szeroko językiem. – U królów, słyszę, same tłuste i słodkie potrawy jadają, a kołacze na każdy dzień pieką. Tam by się człek pożywił. - Ciszej byś był oto! – zgromił go Słomiaczek, dziwnie wychudzony i cienki. – I tak się już ledwie toczysz niby kula. Jeno patrzeć, jak urząd stracisz, a pan nasz miłościwy inszego do noszenia za sobą purpury swej weźmie! - O królów to tam niełatwo na wsi – przerwał ten spór Modraczek. – Ale może choć do księcia jakiego ten poczciwy kmieć nas powiezie? - U księcia także wielki dwór, dworzany kuchmistrze! – zawoła na to Żagiewka. – Kapela też zawsze jest, muzyka gra, stoły aż się gną od srebrzystych mis i pucharów, światło jarzące, jak na rezurekcji, na każdą noc świeci, ludzie długo śpią i mało co czyniąc, wesoły żywot pędzą. Tam by nam dobrze było! Ale książęta też na gruszkach polnych nie rosną, niby ulęgałki, a i książęcy dwór każdemu jak karczma otworem nie stoi. Daleko by nam jechać, żeby księcia znaleźć! - No, to choćby do grafa jakiego niech nas wiezie! — zawołał na to Słomiaczek. – Graf też tęgie życie prowadzi i duży dwór trzyma. - Ba! – rzecze Chwastek. – A jakie stajnie ma! Co za konie! Jakie psy myśliwskie! - A jakiż tam wikt? – zapytał troskliwie Krężołek. - Ha, cóż! Jak u grafa! Doskonała kuchnia i już! Na rożnach obracają się pieczenie z sarny lub dzika, pasztetniki pieką torty i piramidy cukrowe, a wino złociste z gąsiorów do pucharów leją, a jakie szczupaki na stół, na takich ot, misach niosą! Tu rozłożył ręce jak szerokie miał, a wszyscy z podziwienia głowami kiwać zaczęli. Ale Pietrzyk, który do wszystkiego prędki jak iskra był, skoczy ze swego miejsca, słysząc owe cuda, i trąciwszy Skrobka, zawoła: - Człowieku! Hej, człowieku, znaszże ty grafa jakiego w tej okolicy? - Grafa? – powtórzył Skrobek drapiąc się za ucho. – Nijakiego grafa tu nie ma. Pomilczał chwilę, a po chwili, przypomniawszy sobie, dodał: - Jest ci hąjno na górce stara taka rudera, komin ano tylko i kawał muru, co powiadają, że tam dawnymi czasy grafy siedziały; ale teraz pustka to i mieszczany tylko tam czasem po cegłę jeżdżą, jak któremu trzeba. Grafy ponoć dawno wymarły. - Wymarły? – zawołał z żywym współczuciem Krężołek i klasnął w dłonie.– Patrzcież, jak od takiego dobra umierają ludzie i odchodzą! Ha, jak tak, to niech nas choćby do porządnego szlacheckiego dworu ten chłop powiezie, to i tam krzywdy nam nie będzie. Szlachcic na wsi to także pan całą gębą. - A tak – odezwał się na to Modraczek. – Przyjdzie wiosna, to sobie rano wstanie, na te pola zielone pod zorzą wyjdzie; tu mu skowronek śpiewa wesołą piosenkę, tu mu rosa perły pod nogi sypie, tu mu kwiatuszki dziergają wzorzyste kobierce po łąkach, tu mu pługi czarną ziemię orzą, wołki porykują, oracze pokrzykują, aż dusza rośnie, aż serce jaśnieje. Przyjdzie lato, fuzyjkę szlachcic bierze, na błota idzie, kaczkę dziką ustrzeli, do torby pięknie przytroczy, w to niebo modre popatrzy, wesołe myśli ma. A tu pola dokoła szumią kłosem złotym, a tu lny kwitną modro, a tu siano z łąk pachnie, a tu jagody się rumienią, a pszczoły w lipie brzęczą... Przyjdzie jesień, to jabłoń i grusze, i śliwy pod owocem się gną, w gaju brzozowym grzyby i rydze pachną, wieniec dożynkowy złoci się i mieni to kłosem, to kwiatem, to orzechów gronem. Rankiem na polach mgły leżą, słońce ledwo się wychyla, a mój szlachcic nuż w bór z nagonką! nuż łowy na zwierza! Bór cicho stoi, grania ogarów słucha, na myśliwców z wysoka wiewiórka czarnymi oczyma patrzy. Wtem huknie strzelec raz i jeszcze raz! Paf! paf! paf! Echo się szerokie rozlega, krzyk słychać radosny i myśliwskie trąbki. - Dobrze, bardzoś to dobrze opowiedział, wierny mój Modraczku! – rzekł na to miłościwy król Błystek, który, w milczeniu rozmowy drużyny swej słuchając, teraz się uśmiechać mile zaczął. – Obyśmy do takiego dworu ziemiańskiego w podróży naszej trafili! Ale choćby tam nawet nie było tak gwarno i wesoło, i tak mu rad będę! Mówił tak jeszcze król stary z wyrazem rozrzewnienia na zmarszczonej twarzy, kiedy wóz nagle o kamień stuknąwszy w bok z gościńca na polną drożynę skręcił, a zaraz też i szkapa ubogiego Skrobka parskać wesoło zaczęła, jak zwykle czynią konie, kiedy dom poczują. Jakoż wóz niebawem się zatrzymał, a chłop, podszedłszy do siedzących na nim, rzekł: - Złaźtaż! Wy, królisko, i wy, reszta! Złaźta! Już my przyjechali! - Gdzie? Jak?! – zakrzyknęły Krasnoludki wychylając głowy z kapturów. – Przecie tu nic nie ma? - Co nie ma być? – odezwie się na to Skrobek. – Jest moja własna, najwłaśniejsza chałupa, i już. A wtem się brzask zaczął na niebie czynić i powietrze przetarło się z cieniów. Patrzą Krasnoludki, stoi uboga lepianka, z chrustu spleciona, gliną wymazana, pod dachem krzywym, niskim, dziurawym, tu wiechciem słomy, tam znów gałęźmi krytym; płodna z chrustu ledwo że się trzyma świętej ziemi, zielska pod nim pełno, wierzba majaczy nad zielskiem wysoko, wyciągnąwszy gałęzie niby długie ręce; tuż w sadzie zapuszczonym bieleją wiśnie osypane kwiatem, a nad wszystkim chór żab i kląskanie rozgłośne słowika, który się w olchach zbudziwszy, nagle pieśń poranną zadzwonił. - Dlaboga! – krzykną Krasnoludki. – Człowieku! Kpisz czy o drogę pytasz? - Co mam pytać, kiej drogę wiem! – rzecze obojętnie Skrobek. – Hajno chałupa! A het struga i gaj, kto chce, niech idzie, a kto nie chce, niech se rusza z Bogiem. I zaraz zaczął wyprzęgać szkapę i z niskiej studzienki wodę żurawiem ciągnąć, w koryto lać,jakby tych, których przywiózł, wcale nie było. - Czymże my się tu w tej pustce wyżywim? – pytają Krasnoludki. Na to chłop ciągnąc wodę: - Mogą tu moje dzieci wyżyć, to i wy możeta! Kogo Pan Bóg stworzy, tego nie umorzy! Tak znów tamci: - A gdzie my tu skarby nasze złożym? - W makowej główce sto razy po tysiąc ziaren się zmieści i nieciasno im! Tedy znów oni z okrzykiem: - A król? Gdzie my tu króla naszego pomieścim? - A toćże słonko większy król, a nie gardzi tą biedą moją i co dzień się w chacie mojej złoci... Wnet Pietrzyk, który był ogromnie wesoły, a złe i dobre z równą zawsze otuchą przyjmował, zaczął skakać koło wozu, przyśpiewując ochoczo: Pod stopami ziemi grudka, A nad głową skrawek nieba – Dla małego Krasnoludka Czegóż, bracie, więcej trzeba? Zakrzyknęli na to insi, żeby cicho był, bo nie jest pora na żarty, i coraz większy gwar nieukontentowanych głosów powstawał. A wtem gwiazda jutrzenna zapaliła się na wschodzie modrym, bardzo świetnym ogniem i świat obrzasł. Podniósł tedy ku niej oczy i ręce król Błystek i rzekł: - Błogosławiony zakątek, w którym mieszka ubóstwo i praca, albowiem nad nim stoją gwiazdy Boże! I skinął berłem – i uciszyła się drużyna jego.
is dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg== of
is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA== of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software