abstract
| - Saj-Gon Dżinn i jego padadown Obi-Bok LegoCobi lecieli sobie rakietą na stację kosmiczną ruskoidian. Ich rakietę pilotowała pewna pani o imieniu Baloni Bananor. - Daleko jeszcze? - spytał Obi-Bok. - Niedaleko. - Daleko jeszcze? - spytał Saj-Gon. - Niedaleko. - Daleko jeszcze? - spytał drugi pilot, Antidotum Łiliam. - Już jesteśmy. Rzeczywiście, wylądowali na ruskiej stacji w kształcie butelki piwa. Przywitał ich srebrny humanoidalny robot i wybełkotał: - Jo, towariszczu Kowalsky. Zaczaj tu i nachlaj się do kaca, ła potem przyjdzie tutoj towariszcz Goodbaj. - Tak jest. - powiedział Saj-Gon. - Co my tu do jasnej cholery robimy? - spytała Baloni Bananor. - Te, słuchaj. Nuda Goodbye jest przywódcą ruskoidian. On chce zniszczyć Platformę Obywatelską, organizację do której należymy. On zablokował planetę NaBuu. I my musimy go zabić. - Cu tam miszczu bełkoczesz? - spytał Obi-Bok, który wypił już całą butelkę piwa. Wtedy, gdy chciał wypić drugą, rzucił się na niego Saj-Gon. - NIE PIJ TEGO!!!!! - wykrzyknął - TO ZATRUTE WINO!!!!!! Obi-Bok w porę się ocknął, ale Baloni Bananor i Antidotum Łiliam już dostali kaca. Padli na ziemię. - No i git. - warknął Saj-Gon.
*
*
* Tymczasem w drugiej części stacji kosmicznej Nuda Goodbye rozmawiał ze swoim kolegą, Downtajgerem Delfinem. - Yeti są na naszym statku! - panikował - Downtajgerze, co robić? - Myślę, że trzeba na nich nasłać droidBeki. - A ty, ARuskeousie GoodEBayu, co myślisz? Arystokrata się zamyślił. - Kurde, nie wiem. - odparł ruskoidianin zwany ARuskeousem po chwili zastanowienia. - Te, Godbye...wentylami idą, jak Baloon Boy. - zażartowała Chley Lov, ruskoidiańska kobieta-cyborg. - DROIDBEKI. - wydał rozkaz Goodbye.
*
*
* Saj-Gon i Obi-Bok szli sobie wentylacją, kiedy ktoś zaczął do nich strzelać. Nagle upadli na ziemię, a nad nimi stały groźne roboty, droidBeki. Były to beczki z metalowymi nogami pająka i pistoletami. Yeti wyciągnęli ciacharki laserowe i laserowo ciachnęli droidBeki, po czym uciekli do hangaru. - Niech ja ich jeszcze dorwę. - odgrażał się Goodbye.
*
*
* Tymczasem Yeti (Zakon kolesiów, co to mają ciacharki świetlne i biją się i wogóle mają świątynie i są the best) (dwoje, Saj-Gon i Obi-Bok) wsiadali do wielkiego świnśkiego ryja, który miał być spuszczany na NaBuu. Tak też się stało. Świński Ryj z robotami w środku spadł na NaBuu, a Saj-Gon i Obi-Bok musieli uważać, żeby te roboty ich nie zastrzeliły. Potem uciekli sobie do lasu. - Tvoysa uwAżaaj na kogo nadeptasz. - rozległ się jakiś głos - A poza tym, zapomniałeś o mowie powitalnej. - Co? - spytał Saj-Gon jakąś zdeformowaną gęś, która coś do niego mówiła. - Jajco, srajco! - warknęła gęś, nagle powiększjąc się trzykrotnie - Jestem Jara Jara Bliks, z rasy gęgan! - Nic mi to nie mówi. - odparł Saj-Gon. - Coo? To ja ci zaraz pokażę! - warknęła gęś, idąc sobie. Saj-Gon i Obi-Bok poszli za nią. Saj-Gon zrównał się z nią i spytał: - Gdzie idziemy? - Zamierzam was doprowadzić do pałacu królewskiego. - Właśnie tam zmierzamy. - Żartowałem. Idzecie za mną.
*
*
* - Jara Jara Bliks? Jeszcze śmiesz się tu pokazywać?! - spytał jakiś gęganin Jarę Jarę, który poprowadził rycerzy Yeti do podwodnej stacji - Myślałem, że jesteś wygnany. Jara Jara kopnął gęganina i poszedł dalej. - Nie przejmujcie się nim. - powiedział Jara Jara do Saj-Gona i Obi-Boka - To rylko kapitan Rusk Terpentyna. On taki zawsze. Doszli do szklanej kuli, w której siedział gruby gęganin. - Jara Jar...- zaczął, ale Jara Jara mu przerwał: - Nie obchodzą mnie twoje słowa. Przybyłem tu po łódź, Rygorze NASA-ie. - Jestem BOSSEM! - zbuntował się Boss NASA - Bierz łódź i zmykaj! No to zmyknęli. Wsiedli do łodzi Bungo i sobie polecieli. -Ratunku! To ryba Coleś! - krzyknął Obi-Bok, przytulając się do Saj-Gona. - Faktycznie! Jara Jaro, uratuj nas! - wrzasnął Saj-Gon. Na szczęście zaraz Potwór Morski Zębo zjadł rybę Coleś.
|